Pamiętam z dzieciństwa ten zapach cynamonu, unoszący się w całym domu. I lukier z cukru pudru w dwóch kolorach, który przygotowywała moja babcia. To było kobiece święto trzech pokoleń w moim domu. I chyba jedyny moment w roku, gdy tak szczęśliwie i tak blisko byłyśmy ze sobą wszystkie – babcia, mama, moja siostra, kuzynka i ja. To było tak dawno… Później magia gdzieś uleciała. Ale zaczyna znów się pojawiać, odkąd jest Tymek 🙂
Pierniki mojej babci odeszły w zapomnienie wraz z naszą dietą, ale… czyżby? Wystarczyło zamienić mąkę pszenną i jaja na moje „bezsensowne” składniki i pierniki, magicznym bardziej lub mniej sposobem, znowu wyszły! 🙂 Potrzebujecie przepisu? Do dzieła! 🙂
SKŁADNIKI
400g mąki gryczanej (zrobiłam z kaszy gryczanej niepalonej w Thermomix’ie)
30g mąki ziemniaczanej
30g mąki kukurydzianej
30g mąki ryżowej (też sama ją robię)
70g masła klarowanego
70g oliwy z oliwek
100g miodu
50g cukru trzcinowego
2 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżka kakao
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
15g siemienia lnianego
100ml wrzątku
WYKONANIE
Najpierw przygotowałam w Thermomix’ie mąki (możecie użyć gotowych) i przesypałam je do miski. Siemię lniane zalałam wrzątkiem i zmiksowałam na najwyższych obrotach. Powstał „glut”, który zastąpił jajka. Przelałam go do miseczki, a naczynie umyłam i dałam do niego masło klarowane, oliw i miód. Całość podgrzałam tak, by powstała jednolita, płynna konsystencja, do której dodałam wszystkie przyprawy i cukier. Zamieszałam, a następnie dodałam resztę składników. Całość ustawiłam na wyrabianie ciasta na 2,5min. Po tym czasie wyjęłam je z naczynia i dodając odrobinę mąki, jeszcze przez moment zagniotłam. Przy piernikach ważne jest to, żeby ciasto się nie kleiło. Więc gdy jest zbyt tłuste czy za mokre, trzeba dodawać po odrobinie mąki, wciąż je zagniatając.
Zostało już tylko obficie obsypać stół mąką, rozwałkować kawałki ciasta i wygniatać nasze pierniki. Tymek okazał się w tym super wytrwały, czym bardzo mi zaimponował 🙂
Pierniczki piekliśmy około 5-7min blacha za blachą. Gdy wystygły, poszliśmy spać 😉 A dziś je ozdobiliśmy, smarując je gorzką czekoladą, roztopioną w kąpieli wodnej, rodzynkami, orzechami etc. Co tylko lubicie, co tylko zechcecie..
Mam nadzieję, że tak je odpierniczycie, że będą smakować Wam i Waszym bliskim 🙂