„Nie noś bo przyzwyczaisz” – która z nas nie usłyszała tego chociaż raz w życiu? Tymczasem noszenie dzieci to naturalne element opieki nad nimi, niezbędny ku temu, by mogły się prawidłowo rozwijać. Bo gdy maleństwa czują ciepło i zapach rodziców, czują się bezpieczne.
Doskonale wiedzą o tym ludy, zamieszkujące mniej cywilizowane zakątki Ziemi. W Afryce czy Azji, dzieci są noszone tak długo, jak tego potrzebują, czyli aż same nauczą się chodzić. Wiedząc, że pierwsze trzy miesiące życia dziecka, są czwartym trymestrem ciąży, łatwo sobie uświadomić, że noworodek wciąż potrzebuje czuć mamę… Gdy jest przez nią noszone, to zupełnie jak w brzuchu, kołysze się wraz z nią, gdy Ona chodzi. Wyraźnie słyszy jej głos, czuje wibrację klatki piersiowej i bicie jej serca. To idealne warunki do tego, bo pięknie się rozwijać i rosnąć… Nie znaczy to oczywiście, że mamy być sklejone z naszymi dziećmi 24h na dobę! No way! Chyba każda z nas by zwariowała 😉 Ale musimy wiedzieć, że to, co przez lata wypracowała nasza cywilizacja (czyt. łóżeczko w osobnym pokoju i brak noszenia dziecka) zdecydowanie nie służy małemu człowiekowi. Jak to się dzieje, że jako ludzkość krok za krokiem strzelamy sobie w kolano? Dzieci potrzebują mleka mamy – dajemy im modyfikowane. Potrzebują być noszone – kładziemy je do wózków, leżaczków bujaczków (uwaga na napięcie mięśni – nie za długo! ;)), chcą podczas snu czuć nasze ciepło – kładziemy je do łóżeczka, do innego pokoju. Oczywiście, to zawsze kwestia indywidualnego wyboru i decyzje o sposobie wychowywania i opieki nad dziećmi zawsze należą do rodziców. Ale jako empatyczny człowiek i matka z powołania, mam nadzieję, że rozpowszechnianie wiedzy na temat rodzicielstwa bliskości i tego, co stanowi jego podwaliny, sprawimy, że kolejne maluszki będą wzrastać w warunkach, na jakie każde dziecko zasługuje 🙂
Niewiarygodne jest to, że wg obserwacji Afrykańskich matek i ich maluszków nie zauważono złego samopoczucia czy kolki, co przypisuje się właśnie bliskości, jaką tamtejsze niemowlęta otrzymują.
A co jeśli dziecko wciąż chce być na rękach, gdy jest już starsze?
Nie zawsze efekty widzimy od razu, ale jak zwykle, tak i w tym przypadku, warto cierpliwie wszystko tłumaczyć naszym dzieciom. Jak każdy człowiek, maluszki łatwo przyzwyczajają się do tego co przyjemne i niechętnie z tego rezygnują. Z moich obserwacji i z własnego doświadczenia wynika, że dziecko, które ma tyle czułości i uważności ile potrzebuje i nie musi o nią walczyć, samo chętnie odkrywa w świat, a o noszenie upomina się jedynie w wyjątkowych sytuacjach, czyli wtedy, kiedy naprawdę potrzebuje naszego wsparcia. Tymek, choć za 3 miesiące skończy 4 latka, wciąż chce być na rękach, gdy trudno jest mu się ze mną rozstać, gdy boi się czegoś, kiedy jest głodny lub zmęczony. W trakcie choroby, zawsze wiem natychmiast, gdy rośnie mu temperatura, bo właśnie wtedy przytula się i wspina się na mnie. Ale poza tymi chwilami niepokoju czy słabości, jest super odważnym chłopcem, który bez problemu nawiązuje kontakt z osobami, których wcześniej nie znał. Więc to nie prawda, że dziecko, które jest noszone i długo karmione piersią, będzie się kurczowo trzymało spódnicy mamy. Wręcz przeciwnie. Jestem pewna, że dziecko, którego potrzeba bliskości i bezpieczeństwa jest zaspokojona, dostaje w pakiecie z czułością sporą dawkę poczucia własnej wartości. Choć oczywiście, dzieci różnią się pod względem charakterów i temperamentów i zawsze do pewnego stopnia pozostanie to kwestią indywidualną.
Jak nosić dzieci?
Niedawno moja znajoma dała mi dwie, wspaniale wydane książki, które tak naprawdę stanowiły pretekst do powstania tego tekstu. Pierwsza z nich to „Noszę” Magdaleny Cichońskiej i Aleksandry Kramkowskiej, a druga „Tulaj mnie” Magdaleny Cichońskiej (również) oraz Joanny Izydor.
Pierwsza z nich jest dla rodziców i najlepiej ją przeczytać jeszcze w trakcie ciąży, bo zawiera sporo cennych wiadomości o budowaniu więzi jeszcze w łonie mamy, wyjaśnia znaczenie porodu, połógu i noszenia. Jest kompendium wiedzy na temat chustonoszenia, a także praktycznym zbiorem „narzędzi” bliskości. Obala mity i wiele tłumaczy. Nauczy czytelników również tego, jak wybrać odpowiednią dla siebie chustę i jak ją wiązać.
A jeśli nie chusta to nosidło, ale tylko i wyłącznie ergonomiczne – czyli takie, które nie uszkodzi maleństwu bioderek. Warto zgłębić temat i unikać wszelkiego rodzaju „wisiadeł”, których niestety na rynku jest mnóstwo, oraz noszenia dziecka tyłem do swoich piersi!!! To bardzo niezdrowa dla dziecka pozycja.
Natomiast „Tulaj mnie” to znakomicie zilustrowana opowieść o Fryderyku – chłopcu, który wyrasta z chustonoszenia. Jest to świetna historia, której czytanie z dzieckiem może bardzo ułatwić mu zrozumienie, dlaczego noszenie zamieniamy na samodzielne maszerowanie. To książka, która pozwoli dziecku zrozumieć, że koniec noszenia w chuście (bądź nosidle), nie oznacza końca przytulania i bliskiej więzi, jaką dzięki chustonoszeniu dziecko otrzymywało.
Miłej lektury i z serca polecam! 🙂
Alicja