Bezglutenowe i wegańskie. Generalnie bez jaj, bez mleka, bez pszenicy… Bez niczego?! To chyba zrobię w tym roku sam lukier 😛 Bo jak to niby mam wykonać?! Zawsze robiłam pierniki wg przepisu mojej babci. Zawsze się udawały. Ale jest w nich jajko i przede wszystkim mąka pszenna, której od pół roku w mojej kuchni nie ma, a która przecież klei to ciasto. No dobra. Skoro wychodzą mi pyszne chleby, pizza czy tarta, to i z ciasteczkami sobie poradzę! Szperam w internecie i podejmuję eksperyment… Tymek czeka na to pieczenie pierników jak na pierwszą gwiazdkę, więc… muszą się udać! 🙂
I wiecie co? Pysznie je odpierniczyliśmy! 🙂 Pochwaliłam się zdjęciem na naszym mamuniowym i moim osobistym instagramie i odtąd wciąż słyszę prośby o podanie przepisu na te ciasteczka. No więc prędziutko piszę! 🙂
Ciasto:
szklanka mąki ryżowej
pół szklanki mąki kukurydzianej (ja najbardziej lubię Shaar, którą można kupić za około 12zł/kg)
pół szklanki mąki jaglanej
1/3 szklanki mąki ziemniaczanej
szklanka miodu
szklanka oleju kokosowego (lub 4-5 łyżek masła klarowanego)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia gluten free
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka gałki muszkatałowej
ewentualnie 1 łyżeczka imbiru i/lub kardamonu
Olej lub masło oraz miód rozpuszczamy w jednym garnku. Dodajemy przyprawy i zdejmujemy z ognia. Czekamy, aż wystygnie. Wszystkie suche składniki mieszamy w misce i łączymy z wystudzonym, rozpuszczonym tłuszczem z miodem i przyprawami. Zagniatamy ciasto, aż będzie jednolite i lśniące 🙂 Formujemy kulkę i owinięte w folię wsadzamy do lodówki na pół godziny. Po tym czasie dzielimy na mniejsze kulki i jedną za drugą wałkujemy. Młodych ludzi z czystymi rączkami uzbrajamy w fartuchy i foremki do wygniatania ciasteczek. Reszta zadzieje się sama… 🙂
Ciasteczka wykładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni i każdą partię ciastek trzymamy w nim około 5-7 minut. Musicie być czujne i zerkać na ciasteczka. Gdy brzegi robią się brązowe, jest już za późno i ciasteczka będą ciut przypalone, więc czujność 100%. Z mojego doświadczenia wynika, że pierwsze tury pieką się nieco wolniej, a kolejne szybciej, mimo, że piekarnik wciąż pokazuje tę samą temperaturę.
lukier i dekoracja:
W ubiegłym roku do dekoracji ciastek wykorzystałam roztopioną gorzką czekoladę, płatki migdałów, rodzynki, orzechy włoskie z ogrodu moich rodziców i kokos, na ciemnej czekoladzie wyglądający jak śnieg na tle ciemnego nieba. Tym razem pierwsza tura ciasteczek powstała w błyskawiczny tempie, bo spieszyliśmy się z Tymkiem do teatru 😛 Tak więc małe ciasteczka (ciasto mi się rozwalało, więc zdecydowaliśmy się robić tylko małe, bo było nam znacznie łatwiej :)), zostały bez dekoracji. I tak są urocze i nie potrzebują niczego więcej.
Tym razem planowałam zrobić turbo słodki lukier z cukrem pudrem – raz w roku można przecież pozwolić sobie na to, by zasłodzić moją rodzinę tym uzależniaczem 😛 Zamiast zwykłego mleka chciałam dolać do niego ciepłego mleka sojowego. Gdy zrobi się gęsta masa (mleka dosłownie odrobinkę), chciałam lukruję każde ciasteczko, a na wierzch ułożyć: jagody goji, orzechy, rodzynki, płatki migdałów. Ale wiecie co… Te ciasteczka same w sobie są tak smaczne i wystarczająco słodkie, że chyba już odpuścimy sobie tę zabawę z lukrem. Będzie zdrowiej, a ilość pochłoniętych przez Tymcia ciastek nie będzie miała znaczenia (tzn. nie będzie dla mnie stresogenna ;)), bo jest w nich to samo dobro! A najważniejsze jest to, że zrobiliśmy je wspólnie z moim synkiem. Więc wiecie, miłość jest dodatkowym, magicznym składnikiem 😉
O matko, nie sądziłam, że mogę tyle słow napisać o zwykłych pierniczkach 🙂 Ale odpierniczyliśmy je nieźle. Są naprawdę pyszne. Dajcie znać, czy i Wam udało się je zrobić i jak je oceniacie 🙂 Jestem bardzo ciekawa!
Alicja