Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-config.php:1) in /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
rodzicielstwo bliskości - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/rodzicielstwo-bliskosci/ muzyka dla dzieci / parenting Mon, 30 Mar 2020 19:14:38 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.0.8 https://alicjajanoszdzieciom.pl/wp-content/uploads/2020/01/cropped-IMG_8076ok-e1577989433762-32x32.jpg rodzicielstwo bliskości - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/rodzicielstwo-bliskosci/ 32 32 174918879 Dzień uważności z własnym dzieckiem. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2019/01/04/dzien-uwaznosci-z-wlasnym-dzieckiem/ Fri, 04 Jan 2019 20:12:16 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1219 Napisałam to przed Świętami, ale publikuję dopiero dziś, bo mam samoistny detoks od internetu… No, prawie 😉 W każdym razie, życząc Wam WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU, dzielę się moją refleksją na temat dnia uważności z własnym dzieckiem, którego doświadczenie polecam każdemu 🙂   Takie mamy durne czasy, że w pogoni za lepszym życiem i szczęściem naszym...

Artykuł Dzień uważności z własnym dzieckiem. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Napisałam to przed Świętami, ale publikuję dopiero dziś, bo mam samoistny detoks od internetu… No, prawie 😉 W każdym razie, życząc Wam WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU, dzielę się moją refleksją na temat dnia uważności z własnym dzieckiem, którego doświadczenie polecam każdemu 🙂

 

Takie mamy durne czasy, że w pogoni za lepszym życiem i szczęściem naszym i tych, których kochamy, to wszystko gubimy… Bo co z tego, że zapierdzielamy, żeby móc zapewnić dzieciom lepszy byt, gdy umierajac, nie znamy naszych dzieci, ani one nas, a wraz z nieruchomością, serwujemy im poczucie osamotnienia i brak wspólnych wspomnień. Bo praca była ważniejsza. Bo były ambicje, zobowiązania, kredyty i oczekiwania pracowników, klientów, wierzycieli, ZUS’u etc. O nie… Nie wiem czy po śmierci poczuję ulgę czy będę walczyć o oczyszczenie, albo odrodzę się jako inne stworzenie. Ale wiem, że tu i teraz mam w swoim życiu ważnych dla mnie ludzi, z którymi chcę być i w których życiu chcę prawdziwie uczestniczyć. Z którymi wspólne chwile są dla mnie ważne, więc chcę sprawić, aby i dla nich były znaczące… Chcę dać im z siebie jak najwięcej i chłonąć dla siebie ile wlezie. Bo czas nie jest łaskawy. Pędzi niczym Blaze z Zygzakiem Mc’queenem i Jacksonem Sztormem połączonymi w jedno – jakby powiedział mój 4-latek 🙂

Koleżanki opowiedziały mi ostatnio o mindfulness. Brzmi to fantastycznie. Cały dzień medytujesz, skanujesz ciało (to takie uważne, na pełnej koncentracji dotarcie wraz z oddechem do każdej partii swojego ciała), spacerujesz po lesie, znów medytujesz, jogujesz, spożywasz posiłek z pełnym zaangażowaniem w tę czynność, bez zbędnych słów i odbiegania myślami w przeszłość czy przyszłość. Imponuje mi to i intryguje mnie to. Wyobrażam sobie jakie to wyzwanie i jaki stan można osiągnąć po takim dniu, spędzonym na treningu uważności. Ja po jodze zakończonej krótkim relaksem jestem jak przybysz z kosmosu, do którego wszystko jest obce i dociera wolniej niż zwykle, więc nawet sobie nie wyobrażam, co się dzieje po takim dniu. Ale mimo ciekawości, mam w sobie obawę, że bardzo bym się męczyła, nie mogąc powiedzieć ani słowa i chyba to jeszcze nie ten moment dla mnie… Ale… Na dzisiaj termin „trening uważności” zasiał się we mnie i wykiełkował bardzo szybko w formie, w której go bardzo potrzebowałam.

Tymek wstał dziś z lekkim kaszlem i ogólnym poczuciem niemocy. Stwierdziłam więc, że zostanie ze mną w domu i spędzimy czas razem. Oczywiście śniadanie, prysznic, ubieranie się, bajka, kawa i… odłożyłam telefon na bok. Postanowiłam REALNIE I CAŁKOWICIE BYĆ z moim dzieckiem. Uważnie. Nie odpowiadając mu zdawkowo na pytania znad telefonu czy laptopa. Zbudowaliśmy razem zamek ze wszystkich klocków jakie znajdują się w jego pokoju. Namalowaliśmy rysunki świąteczne, a na tablicowej ścianie w pokoju Tymka, wymalowaliśmy choinkę, absurdalną maszynę do robienia ozdób świątecznych i masę prezentów (te Tymka są w opakowaniach ze skanera, więc widać ich zawartość :)). Stałam się ekspertką od malowania kokard. Może to moja droga… 😉 Bawiliśmy się w chowanego. Upiekliśmy naleśniki. On zjadł jednego, ja 5 😛 Posortowaliśmy tez ubrania, a Tymek wybrał zabawkę, którą odda dla dziecka z domu dziecka. Razem obejrzeliśmy po raz 8 „Ratatouille” – tym razem po angielsku, komentując co chwilę przebieg akcji. Wieczorem poszliśmy do sąsiadów, z którymi od tygodni się nie widzieliśmy, a z którymi spędziliśmy mega miły wieczór, grając w fantastyczną grę rodzinną.

Zjedliśmy kolację w łóżku, a teraz moje serce śpi, pies zakopuje się pod kołdrę, a ja się cieszę, nie tylko że go mam, ale że go znam… A on zna mnie.. Autentyczną i nieidealną, czasem niecierpliwą i gadającą za dużo, ale kochającą bardzo i bardzo, bardzo często przypominającą sobie o tym, jak kruche jest życie i jak wielkie mamy szczęście, mając siebie… I sporo takich dni, które spędzamy razem… 🙂

<3

 

Artykuł Dzień uważności z własnym dzieckiem. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1219
Czy pozwolić dziecku spać z nami? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/12/22/pozwolic-dziecku-spac-nami/ Fri, 22 Dec 2017 14:35:21 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=672 Co-sleeping, bo takim terminem określane jest wspólne spanie z dzieckiem to temat kontrowersyjny. Mimo, że każdy ssak od narodzenia potomka, trzyma je w nocy przy sobie i mimo, że w większości kultur kultywuje się na początku spanie dziecka z mamą, w naszej kulturze przez lata spanie z dzieckiem spotyka się z negacją. Może dlatego, że...

Artykuł Czy pozwolić dziecku spać z nami? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Co-sleeping, bo takim terminem określane jest wspólne spanie z dzieckiem to temat kontrowersyjny. Mimo, że każdy ssak od narodzenia potomka, trzyma je w nocy przy sobie i mimo, że w większości kultur kultywuje się na początku spanie dziecka z mamą, w naszej kulturze przez lata spanie z dzieckiem spotyka się z negacją. Może dlatego, że wraz z modą na mleko modyfikowane, nadeszła moda na kołyski i łóżeczka? Jego przeciwnicy twierdzą, że wspólne spanie rujnuje życie erotyczne i niszczy bliskość między rodzicami, a w dodatku powoduje, że rodzice się nie wysypiają. Dla zwolenników to wspaniały czas i naturalna odpowiedź na potrzeby dziecka, a także jeden ze sposobów na budowanie bliskości, który wcale nie niszczy relacji między dojrzałymi i świadomymi własnych potrzeb i emocji partnerami.

CO NA TO SPECJALIŚCI?

Większość psychoterapeutów docenia dziś ogrom zalet, płynących ze wspólnego spania. Wg Agnieszki Stein (wybitnej psychoterapeutki i propagatorki rodzicielstwa bliskości) aż 70% rodziców deklaruje, że śpi z dzieckiem. Zamiast głosić ogólne prawdy, Agnieszka Stein pięknie zachęca do tego, by uważnie przyglądać się dziecku i jego potrzebom (nie zapominając o swoich) i odpowiadać na nie. Natomiast profesor James J. McKenna, dyrektor Mother-Baby Behavioral Sleep Laboratory na Uniwersytecie Notre Dame, przekonuje, że wspólne spanie jest kluczowym aspektem, sprzyjającym budowaniu więzi. Amerykańska Akademia Pediatrii zachęca do spania z dzieckiem, zwracając jednak uwagę na zachowywanie zasad bezpieczeństwa, o czym wyczerpująco pisze Hafija.pl.

ZALETY WSPÓLNEGO SPANIA JAKO JEDNEGO Z FILARÓW RODZICIELSTWA BLISKOŚCI.

Wygoda karmienia piersią i brak potrzeby wstawania w nocy do głodnego dziecka! To właśnie pierwsza z zalet wspólnego spania z maluszkiem, której sama doświadczyłam. Wspólne spanie zdecydowanie sprzyja nocnym karmieniom. Kolejną zaletą jest lepsza odporność wynikająca z kontaktu z niektórymi bakteriami i zarazkami od rodziców, z którymi maluszek ma styczność w ciągu nocy. Poczucie bezpieczeństwa, a dla nas natychmiastowa kontrola, czy przypadkiem dziecko się nie zmoczyło lub czy nie ma gorączki. Wg badań, zarówno u matek jak i u dzieci śpiących z rodzicami występuje o wiele niższy poziom hormonu stresu. Mamy też dowody na to, że osoby, które w dzieciństwie spały z rodzicami, mają większe poczucie własnej wartości, lepsze zdrowie psychiczne i są spokojniejsze. Ludzie tacy szybciej stają się samodzielni i niezależni.

EWOLUCJA SPANIA W NASZYM DOMU

Gdy Tymek był maleńki, po każdym karmieniu odkładałam go do łóżeczka, postawionego tuż przy naszym łóżku. Spał sobie w nim spokojnie do kolejnego kp. Znów go karmiłam, tuliła i kładłam do snu, w który spokojnie wchodził. Gdy miał 4m zaczęłam karmić go na leżąco i zmiana ta była dla mnie wybawieniem jeśli chodzi o moją wygodę! Zwłaszcza, że po kolejnych kilku miesiącach, Tymek nauczył się obsługiwać samodzielnie i nieraz budziłam się, gdy już pił mleczko z mojej piersi. Zaczął z nami spać gdy miał 8 miesięcy. Była to nasza odpowiedź na jego potrzebę, która zdawała mi się naturalna, bo skoro do 18mż dziecko jest przekonane, że stanowi jedność z mamą, to potrzebuje jej bliskości. Kierował mną instynkt, który okazał się być poparty naukową wiedzą. Stwierdziłam – najlepiej! 🙂 Dziś Odkąd Tymon ma swoje łóżeczko (dostał je gdy miał 2 latka) zasypia w nim. Składał je razem z tatą i dziadkiem i od pierwszej nocy dumnie kładł się do niego. Od trzech miesięcy ma swój własny pokój. Zasypia w nim, a w środku nocy słyszę tupot małych stóp (Tymek idzie do nas) i tupot małych łapek (Molly biegnie za nim :)) i do rana śpimy razem, we czwórkę! I dla nas jest to ok! Wiem, że tak samo jak Tymek przestał pić mleko w wieku 22 miesięcy, gdy będzie gotów, przestanie do nas przychodzić w nocy. Ale póki szuka naszej bliskości, a my jesteśmy gotowi mu ją dawać – mamy noce pół na pół – osobno i razem.

Mimo, że czasami budzimy się niezbyt wypoczęci, wspólne pobudki są wspaniałe. Jestem pewna, że tak samo jak z odstawianiem od piersi, gdy Tymon będzie gotów na samodzielne spanie do samego rana, po prostu zacznie przesypiał całe noce we własnym łóżku. Zresztą czasami już tak się dzieje, więc wierzę, że to kwestia chwili. Dla nas w tej chwili wspólne spanie nie jest tak bardzo uciążliwe, by nie godzić się na nie. Jak będzie jutro? Nie wiem. Po mniej wygodnej nocy, która raz na jakiś czas się zdarza, rozmawiamy o odprowadzeniu Tymka do jego pokoju, ale póki co pozwalamy mu do nas przychodzić. Co co do bliskości i relacji z partnerem, to uważam, że jeśli rozmawiacie ze sobą szczerze, a dziecko nie jest zasłoną dymną przed bliskością, to wspólne spanie niczego nie rujnuje. Josper Juul, mój ulubiony duński psychoterapeuta i autor wielu wspaniałych książek dla rodziców, pierwszym dzieckiem w rodzinie nazywa relację między rodzicami, o którą musimy dbać i o której nie możemy zapominać. Dla mnie to ma sens. A jak to jest u Was? 🙂

Alicja

Linki do tekstów, które polecam:

http://www.poza-schematem.com.pl/index.php/artykuly/kontrowersje-wokol-spania-z-dzieckiem/

http://www.edziecko.pl/poleca/1,157108,18826327,kontrowersje-spanie-z-dzieckiem.html

http://dziecisawazne.pl/spicie-z-dzieckiem-czyli-jak-to-jest-w-praktyce/

Ps. Nie jest to tekst naukowy. Powstał w oparciu o moje własne doświadczenia i przekonania oraz o wiedzę autorytetów, których wspominam w treści mojego posta.

Artykuł Czy pozwolić dziecku spać z nami? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
672
Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/11/11/zrobic-ochote-wyrzucic-swoje-dziecko-okno/ Sat, 11 Nov 2017 09:00:00 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=476 Dzieci są najwspanialszymi istotami na świecie… Ale potem się budzą – usłyszałam niedawno od znajomego 🙂 Ok, wiadomo jak jest. Kochamy te małe stwory jak wariaci. Ale wszyscy mamy czasem dość wszystkiego, włącznie lub na czele z nimi. Co wtedy robić? Jak przetrwać i się nawzajem nie pozabijać? 😉 Oto moje odkrycia i refleksje na ten temat...

Artykuł Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Dzieci są najwspanialszymi istotami na świecie… Ale potem się budzą – usłyszałam niedawno od znajomego 🙂 Ok, wiadomo jak jest. Kochamy te małe stwory jak wariaci. Ale wszyscy mamy czasem dość wszystkiego, włącznie lub na czele z nimi. Co wtedy robić? Jak przetrwać i się nawzajem nie pozabijać? 😉 Oto moje odkrycia i refleksje na ten temat 🙂

 

Po pierwsze – nazywać i akceptować uczucia i emocje własne oraz dziecka.

Odkąd przestałam wypierać to co naprawdę czuję, ale nazywać to i akceptować, jest mi o wiele łatwiej! Emocje takie jak np. frustracja, gniew, obrzydzenie, agresja, rozgoryczenie, zazdrość czy znudzenie są w naszym społeczeństwie i w naszej kulturze traktowane jako coś negatywnego. Coś do czego zwłaszcza dziewczynki, a później kobiety, nie mają prawa. Bo tak (moje „ulubione” stwierdzenie, na które mam wręcz alergię)  nie wolno lub nie wypada. Tymczasem musimy wiedzieć, że również takie uczucia są naturalne i niezbędne każdemu człowiekowi! Robimy sobie i naszym dzieciom wielką krzywdę, jeśli sami je wypieramy lub negujemy. Jeśli chcemy by nasze dzieci umiały sobie z całym tym bigosem emocjonalnym radzić, my sami musimy wpierw się tego nauczyć. Bo tylko dojrzały emocjonalnie przywódca może dać przykład dziecku. Nazwanie emocji, których widzimy, że doświadcza nasze dziecko, a co mając odrobinę (no, może trochę więcej niż odrobinę) empatii z łatwością dostrzeżemy, pomaga dziecku nauczyć się rozpoznawać i nazywać rozmaite emocje, których przecież doświadcza tak wiele, a z którymi nieraz sobie nie radzi.

Tak drogie kobiet! I nasze dzieci i mężowie i my same też mamy cholerne prawo czuć się czasami źle i być wkurzonymi! I jestem przekonana, że gorzej dla naszego zdrowia psychicznego i zdrowych relacji z naszymi bliskimi byłoby nigdy tego nie czuć i nie dawać temu upustu. Inna sprawa – czy faktycznie mamy ku temu powody, czy tylko tak nam się zdaje 😉

 

Po drugie – nie dusić w sobie emocji, ale wyrzucać je z siebie w sposób, który nie rani innych.

Tylko i wyłącznie dzięki mądrym książkom Jospera Juula takim jak „Nie z miłości”, „Agresja, nowe tabu” czy „Zamiast wychowania” nauczyłam się (a raczej wciąż się uczę :)) denerwować w mądry sposób. Najlepiej zobrazować to na przykładzie z ubieraniem, a raczej nieubieraniem się w naszym domu. Wyobraźcie sobie taką sytuację:

Tymek od 20 min. biega po domu na golasa, a ja spieszę się na spotkanie. Gałgan nie chce się ubrać i wydurnia się, robiąc przy okazji w całym domu bałagan stulecia. Czyżby to był znajomy obeazek…? 😉 Powtarzam jak zdarta płyta, z osobistym zaangażowaniem, próbując co chwilę zostać zauważoną i wysłuchaną:

– Tymek, bardzo chcę, żebyś się teraz ubrał. Mam dziś ważne spotkanie, na które nie chcę się spóźnić. Jeśli za 3 min. nie wyjdziemy z domu, będą spóźniona. Chodź, pomogę Ci i się szybko ubrać, żebyśmy mogli prędko wyjść z domu. (Szczerze mówiąc, często taki komunikat skutkuje, ale nie ztym razem…)

– Lalalalalal – na to mój 3-latek i sru! Kołdra wraz z klockami, autami i książkami leci z łóżka na podłogę.

W tym momencie, pełna złości zaciskam pięści i robię głośne wrrrr! Takie wydarcie się na bliżej nie zidentyfikowanej literze 😛 Zakładam, że każda z nas ma jakiś swój rozładowujący dźwięk czy jak u mnie, raczej warkot 😛 Coś w rodzaju własnego dźwięku medytacyjnego om – ale w inną stronę, nie? 😉 To nic, że brzmi i wygląda durnie. Ważne, że pomaga! Właśnie pomyślałam, że wyglądam wtedy (tak sobie przynajmniej wyobrażam) jak zdenerwowany niedźwiedź, ten od Maszy, a innym razem jak Mała Mi z Muminków. Nie ważne jednak jak się wtedy prezentuję, ale że w tym momencie zaczyna się mój emocjonalny słowotok! Wywalam z siebie wszystkie uczucia jakich doświadczam w tej chwili:

– Jestem zirytowana i wściekła! Chcę być wysłuchana! Chcę być traktowana poważnie! Tymczasem mam wrażenie, że moja słowa do Ciebie nie docierają, albo nie traktujesz ich poważnie! Nie wiem jak i co mam mam mówić, żebyś zrozumiał jakie to dla mnie ważne i czego od Ciebie oczekuję w tej chwili! Nie mam sił! Niecierpliwię się jak tak czuć! Czekam i nikt mnie nie słucha! Strasznie mnie to irytuje! Wychodzę, bo nie mogę tego znieść!

Wtedy idę do drugiego pokoju, gdzie biorę głębokie wdechy. Wierzcie mi, że już w tym momencie czuję ulgę… I mimo, że wciąż Tymek nie jest ubrany, a szanse na moje spóźńienie na spotkanie rosną z minuty na minutę, to już czuję się wygarana. A małe stópki wnet kroczą za mną… I ubieramy się już w spokoju i pełni wzajemnego zrozumienia.

Macie to? Wiecie o co chodzi? Nie o szantaż emocjonalny, ale o komunikowanie własnych potrzeb, oczekiwań i uczuć, bez oszustwa. Ponieważ uważam, że karny jerzyk, krzesełko przemyśleń czy odprowadzanie dziecka do jego pokoju (o klapsach czy potrząsaniu dziecka już nie wspominając!) jest wobec niego poniżające i krzywdzące, jeśli nie mam ochoty patrzeć na ludzi którzy mnie irytują – włącznie z moim ukochanym pierworodnym, jak w tej sytuacji – sama wychodzę.

Uważam, że dobrą lekcją rozpoznawania i rozładowywania emocji przez dzieci jest zobaczenie jak my je wyrażamy. Jak je nazywamy i jak sobie z nimi radzimy. One będą nas naśladować w całym swoim życiu. Temu zamiast budować kokon fałszu i kryć przed nimi prawdziwe, ludzkie emocje, fajnie umieć je zidentyfikować i rozładowywać w mądry sposób. Tak by mogły od nas zaczerpnąć umiejętność rozumienia swoich emocji i wyrażania ich, jednocześnie nie raniąc i nie obarczając odpowiedzialnością za nie innych. Naprawdę nie możemy negować to co społecznie uznawane za negatywne. Jest tyle rzeczy, które jako rodzice musimy przemyśleć, a które powielane były i wciąż są przez kolejne pokolenia. Myślę, że ta refleksja i wycieczka wgłąb siebie jest przydatna dla każdego z nas.

 

Po trzecie – wyluzować 🙂

Łatwo powiedzić… i wcale nie tak trudno zrobić 🙂 Wystarczy zmienić perpsektywę. Z lotu ptaka, wszystko wygląda inaczej. Gdy zwiększam dystans i odwołujemy się do swoich wartości, naprawdę można przestać przejmować się pierdołami. Nie bez powodu ludzie, którzy otarli się o śmierć w wypadkach czy zetknęli się z ciężką chorobą, tak się zmieniają. Zostali postawieni w sytuacji, w której sami zadali sobie niezwykle ważne pytania, dotyczące tego co dla nich jest naprawdę ważne i czego od życia. Myślę, że i bez takich silnych bodźców powinniśmy zadawać sobie te pytania, by żyć pełnią życia, każdego dnia móc dostrzegać małe cuda jakie się zdarzają i mówiąc kolokwialnie – nie tracić czasu i nerwów na pierdoły. Bo koncentrować swój czas, swoją energię i uważność na tym, co dla nas samych naprawdę ważne.

Ok, ale co powiedzą/pomyślą inni? Jeśli moje dziecko krzyczy na placu zabaw i włazi na zjeżdżalnię w miejscu, w którym powinno zjeżdżać? A niech włazi! Jeśli widzę, że robi to asekuracyjnie i świetnie sobie radzi (a nawet gdyby miał sobie nie radzić, ale chciałby próbować), czemu nie?! Kiedy indziej w życiu będzie mógł się nauczyć tego jak wspinać się, aby nie spaść? Dzieci są dziećmi. Mają prawo być głośno i brudzić się. Tylko doświadczając i eksperymentując rozwijają się. Pozwalajmy im na to!

 

Chcę wychować dziecko, które będzie umiało samodzielnie myśleć. Kwestionować to co usłyszy i sięgać po to, na czym mu zależy. Które w poczuciu bezpieczeństwa i solidnych, mocnych korzeni będzie miało siłę wzrastać, by w końcu móc lecieć na swoich skrzydłach gdzie tylko zechce. By tak było, musi samo siebie akceptować – włącznie ze wszelkimi emocjami jakich doświadcza. 

 

To moja złota myśl na dziś. A teraz zacytuję Tymka – „Tadadaaam!” 🙂

 

Alicja

 

Artykuł Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
476