Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-config.php:1) in /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
mama - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/mama/ muzyka dla dzieci / parenting Fri, 08 May 2020 10:29:48 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.0.8 https://alicjajanoszdzieciom.pl/wp-content/uploads/2020/01/cropped-IMG_8076ok-e1577989433762-32x32.jpg mama - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/mama/ 32 32 174918879 MAM GŁOS -premiera singla i teledysku w DDTvn! https://alicjajanoszdzieciom.pl/2020/05/08/mam-glos-premiera-singla-i-teledysku-w-ddtvn/ Fri, 08 May 2020 10:27:53 +0000 https://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=2008 Zobaczcie kochani teledysk, jaki zrealizowaliśmy z filmików, które wysłaliście nam! 🙂 Mój mąż – Bartek, podjął się zmontowania tego klipu, choć nigdy wcześniej tego nie robił 🙂 Jestem dla niego pełna podziwu! Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo dziękuję Wam za filmiki z nagraniami Waszych dzieci 🙂 Wspólnie stworzyliśmy ten obrazek i myślę, że jest...

Artykuł MAM GŁOS -premiera singla i teledysku w DDTvn! pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Zobaczcie kochani teledysk, jaki zrealizowaliśmy z filmików, które wysłaliście nam! 🙂 Mój mąż – Bartek, podjął się zmontowania tego klipu, choć nigdy wcześniej tego nie robił 🙂 Jestem dla niego pełna podziwu!

Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo dziękuję Wam za filmiki z nagraniami Waszych dzieci 🙂 Wspólnie stworzyliśmy ten obrazek i myślę, że jest dzięki temu bardzo wyjątkowy! 🙂 Nie tylko powstał w czasie kwarantanny i z zerowym budżetem, ale są w nim wspaniałe dzieci, dzięki którym słowa trafiają prosto do serca… Mam nadzieję, że trafią do wielu <3 🙂

Wczoraj rodzinnie zagraliśmy MAM GŁOS w DD Tvn (czyt. w naszym ogródku :)) Jak dla mnie Tymek robiący falę po prostu wymiata 😉 <3

Miłego oglądania i ślijcie w świat! Niech dzieci mają głos!!! <3

Artykuł MAM GŁOS -premiera singla i teledysku w DDTvn! pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
2008
Wybieram miłość – a Ty? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2019/02/27/wybieram-milosc/ Wed, 27 Feb 2019 12:12:50 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1234 Gdy coś mnie fascynuje i znaczy dla mnie wiele, czuję wielką potrzebę dzielenia się tym z innymi. A ponieważ od kilku tygodni medytuję i staram się wcielać w życie coś, co specjaliści nazywają Mindfulness, to chcę się z Wami podzielić krótką refleksją na temat wpływu naszych myśli i energii jaką się karmimy, na nasze życie, które...

Artykuł Wybieram miłość – a Ty? <3 pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Gdy coś mnie fascynuje i znaczy dla mnie wiele, czuję wielką potrzebę dzielenia się tym z innymi. A ponieważ od kilku tygodni medytuję i staram się wcielać w życie coś, co specjaliści nazywają Mindfulness, to chcę się z Wami podzielić krótką refleksją na temat wpływu naszych myśli i energii jaką się karmimy, na nasze życie, które odkryłam dzięki niesamowitej książce…

Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, gdy pomyślałam, jak mój zmęczony po pracy szwagier, swego czasu pomylił gaz z hamulcem i wjechał w czyjś płot. Dwa dni później, parkując przed przedszkolem Tymka, wykonałam ten sam numer i swoim czterokołowym taranem, zmiażdżyłam „buźkę” Peugeota kolegi. Pierwsza myśl? Sama sprowokowałam to zdarzenie… Takich sytuacji, zarówno negatywnych jak i pozytywnych, miałam w życiu od groma! W ostatnich miesiącach, świadomość tych emocji i zdarzeń, które za nimi szły, była naprawdę spora. Wielokrotnie też czułam, że swoimi emocjami wpływałam na emocje i zachowania Tymka i innych ludzi. To nic nadzwyczajnego i jest to logiczne i racjonalne. Myślę, że na poziomie emocji wiele osób to czuje i nie trzeba do tego nikogo przekonywać. Przypuszczam, że doświadczyłyście też, jak prorocza gadanina może wywoływać skutki w rzeczywistości. A jeśli to wszystko tak wygląda, to dlaczego nie zacząć koncentrować się na tych myślach i emocjach, które są dobre? Po co chłonąć lęk, strach i przemoc, którymi karmią nas wiadomości i filmy? Po co podsycać gniew, żal cy frustrację, gdy tyle samo energii możemy przeznaczyć na radość, miłość, szczęście czy wdzięczność, pozwalając, by to one gościły w naszej codzienności? 🙂

Właśnie czytam wspaniałą książkę Davida R. Hawkinsa „Technika Uwalniania” dzięki której, przestałam wątpić w moc swoich myśli i energii, jaką generują. Biorę całkowitą odpowiedzialność za swoje życie i za to, jakim emocjom pozwalam w sobie żyć i jakie myśli ucinam, a którym pozwalam budować swoje tu i teraz. Bo myśli produkują kolejne myśli… I tak bez końca. A pod nimi zawsze kryją się emocje, czyli energia, która oddziałuje na nas i na wszystko co nas otacza. Energia przyciągająca i odpychająca różne zdarzenia i energia, którą możemy świadomie kierować, wprowadzając w swoje życie więcej miłości i mądrości, którą ona zawsze niesie. Wiem, że to nie proste, ale poranna medytacja i świadomość własnej siły i sprawczości, naprawdę potrafi dużo zdziałać 🙂

 

 

W filmie „Światło Między Oceanami” M. L. Stedman, pada wspaniały cytat, który mocno mnie poruszył…

Mogę zgnić, rozpamiętując przeszłość, do końca życia nienawidzić ludzi za to, co się stało, albo wybaczyć i zapomnieć. To nie takie proste, ale dużo mniej męczące. Wybaczasz tylko raz, a urazę żywisz każdego dnia…

Bo gdy wybaczamy innym – wybaczamy sobie. To uwalnia i pozwala oddychać głębiej. I choć nie mamy wpływu na wszystko, co dzieje się w naszym życiu, to my i tylko my decydujemy, jak na to odpowiemy. Chciałabym Was zachęcić, żebyście razem ze mną spróbowały łapać się na tym o czym w danej chwili myślicie, a wtedy odsunąć te myśli na bok i zobaczyć emocje, jakie w sobie kryją. Tym emocjom pozwolić zaistnieć. Nie oceniać ich, nie tłumaczyć, nie krytykować ani nie wypierać. Bo emocje to energia, która się wyczerpie, jeśli tylko jej na to pozwolimy, jak mnie przekonał Hawkins.

To odkrycie jest dla mnie niczym ruszenie z miejsca po latach nieruchomego stania w jednej pozycji. Niewygodnej i niekomfortowej, ale znanej mi i w miarę bezpiecznej. Wiecie pewnie, że powielamy jakieś modele zachowań i schematy myślowe, bez refleksji nad nimi. Fajnie móc się im zacząć przyglądać i w każdej chwili każdego dnia świadomie decydować o swoich reakcjach i działaniach, zamiast odtwarzać wyuczone schematy i wciąż cierpieć z tych samych powodów.

I choć mówi się, że jesteśmy tym co jemy, to myślę, że równie dobrze można by powiedzieć, że jesteśmy także tym, co czujemy i myślimy. Bo o tym wszystkim decydujemy sami. I to jest najlepsza wiadomość… 🙂 Odkrycie, które staram się wprowadzać w swoje życie i którym z wielką radością dzielę się z Wami, moje drogie. Mając nadzieję, że dostrzeżecie w tej logice mądrość, a w serduchach moc. Bardzo Wam polecam „Technikę Uwalniania” oraz film na Netflix’ie „Samolecznie”, który również dotyka kwestii energii i siły naszych myśli, w kontekście zdrowia.

Pięknego dnia i mocy prosto z serducha, która da prawdziwe szczęście Wam i Waszym bliskim, moje Mamunie! 🙂

 

Alicja

Artykuł Wybieram miłość – a Ty? <3 pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1234
Dzień uważności z własnym dzieckiem. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2019/01/04/dzien-uwaznosci-z-wlasnym-dzieckiem/ Fri, 04 Jan 2019 20:12:16 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1219 Napisałam to przed Świętami, ale publikuję dopiero dziś, bo mam samoistny detoks od internetu… No, prawie 😉 W każdym razie, życząc Wam WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU, dzielę się moją refleksją na temat dnia uważności z własnym dzieckiem, którego doświadczenie polecam każdemu 🙂   Takie mamy durne czasy, że w pogoni za lepszym życiem i szczęściem naszym...

Artykuł Dzień uważności z własnym dzieckiem. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Napisałam to przed Świętami, ale publikuję dopiero dziś, bo mam samoistny detoks od internetu… No, prawie 😉 W każdym razie, życząc Wam WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU, dzielę się moją refleksją na temat dnia uważności z własnym dzieckiem, którego doświadczenie polecam każdemu 🙂

 

Takie mamy durne czasy, że w pogoni za lepszym życiem i szczęściem naszym i tych, których kochamy, to wszystko gubimy… Bo co z tego, że zapierdzielamy, żeby móc zapewnić dzieciom lepszy byt, gdy umierajac, nie znamy naszych dzieci, ani one nas, a wraz z nieruchomością, serwujemy im poczucie osamotnienia i brak wspólnych wspomnień. Bo praca była ważniejsza. Bo były ambicje, zobowiązania, kredyty i oczekiwania pracowników, klientów, wierzycieli, ZUS’u etc. O nie… Nie wiem czy po śmierci poczuję ulgę czy będę walczyć o oczyszczenie, albo odrodzę się jako inne stworzenie. Ale wiem, że tu i teraz mam w swoim życiu ważnych dla mnie ludzi, z którymi chcę być i w których życiu chcę prawdziwie uczestniczyć. Z którymi wspólne chwile są dla mnie ważne, więc chcę sprawić, aby i dla nich były znaczące… Chcę dać im z siebie jak najwięcej i chłonąć dla siebie ile wlezie. Bo czas nie jest łaskawy. Pędzi niczym Blaze z Zygzakiem Mc’queenem i Jacksonem Sztormem połączonymi w jedno – jakby powiedział mój 4-latek 🙂

Koleżanki opowiedziały mi ostatnio o mindfulness. Brzmi to fantastycznie. Cały dzień medytujesz, skanujesz ciało (to takie uważne, na pełnej koncentracji dotarcie wraz z oddechem do każdej partii swojego ciała), spacerujesz po lesie, znów medytujesz, jogujesz, spożywasz posiłek z pełnym zaangażowaniem w tę czynność, bez zbędnych słów i odbiegania myślami w przeszłość czy przyszłość. Imponuje mi to i intryguje mnie to. Wyobrażam sobie jakie to wyzwanie i jaki stan można osiągnąć po takim dniu, spędzonym na treningu uważności. Ja po jodze zakończonej krótkim relaksem jestem jak przybysz z kosmosu, do którego wszystko jest obce i dociera wolniej niż zwykle, więc nawet sobie nie wyobrażam, co się dzieje po takim dniu. Ale mimo ciekawości, mam w sobie obawę, że bardzo bym się męczyła, nie mogąc powiedzieć ani słowa i chyba to jeszcze nie ten moment dla mnie… Ale… Na dzisiaj termin „trening uważności” zasiał się we mnie i wykiełkował bardzo szybko w formie, w której go bardzo potrzebowałam.

Tymek wstał dziś z lekkim kaszlem i ogólnym poczuciem niemocy. Stwierdziłam więc, że zostanie ze mną w domu i spędzimy czas razem. Oczywiście śniadanie, prysznic, ubieranie się, bajka, kawa i… odłożyłam telefon na bok. Postanowiłam REALNIE I CAŁKOWICIE BYĆ z moim dzieckiem. Uważnie. Nie odpowiadając mu zdawkowo na pytania znad telefonu czy laptopa. Zbudowaliśmy razem zamek ze wszystkich klocków jakie znajdują się w jego pokoju. Namalowaliśmy rysunki świąteczne, a na tablicowej ścianie w pokoju Tymka, wymalowaliśmy choinkę, absurdalną maszynę do robienia ozdób świątecznych i masę prezentów (te Tymka są w opakowaniach ze skanera, więc widać ich zawartość :)). Stałam się ekspertką od malowania kokard. Może to moja droga… 😉 Bawiliśmy się w chowanego. Upiekliśmy naleśniki. On zjadł jednego, ja 5 😛 Posortowaliśmy tez ubrania, a Tymek wybrał zabawkę, którą odda dla dziecka z domu dziecka. Razem obejrzeliśmy po raz 8 „Ratatouille” – tym razem po angielsku, komentując co chwilę przebieg akcji. Wieczorem poszliśmy do sąsiadów, z którymi od tygodni się nie widzieliśmy, a z którymi spędziliśmy mega miły wieczór, grając w fantastyczną grę rodzinną.

Zjedliśmy kolację w łóżku, a teraz moje serce śpi, pies zakopuje się pod kołdrę, a ja się cieszę, nie tylko że go mam, ale że go znam… A on zna mnie.. Autentyczną i nieidealną, czasem niecierpliwą i gadającą za dużo, ale kochającą bardzo i bardzo, bardzo często przypominającą sobie o tym, jak kruche jest życie i jak wielkie mamy szczęście, mając siebie… I sporo takich dni, które spędzamy razem… 🙂

<3

 

Artykuł Dzień uważności z własnym dzieckiem. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1219
Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/11/11/zrobic-ochote-wyrzucic-swoje-dziecko-okno/ Sat, 11 Nov 2017 09:00:00 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=476 Dzieci są najwspanialszymi istotami na świecie… Ale potem się budzą – usłyszałam niedawno od znajomego 🙂 Ok, wiadomo jak jest. Kochamy te małe stwory jak wariaci. Ale wszyscy mamy czasem dość wszystkiego, włącznie lub na czele z nimi. Co wtedy robić? Jak przetrwać i się nawzajem nie pozabijać? 😉 Oto moje odkrycia i refleksje na ten temat...

Artykuł Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Dzieci są najwspanialszymi istotami na świecie… Ale potem się budzą – usłyszałam niedawno od znajomego 🙂 Ok, wiadomo jak jest. Kochamy te małe stwory jak wariaci. Ale wszyscy mamy czasem dość wszystkiego, włącznie lub na czele z nimi. Co wtedy robić? Jak przetrwać i się nawzajem nie pozabijać? 😉 Oto moje odkrycia i refleksje na ten temat 🙂

 

Po pierwsze – nazywać i akceptować uczucia i emocje własne oraz dziecka.

Odkąd przestałam wypierać to co naprawdę czuję, ale nazywać to i akceptować, jest mi o wiele łatwiej! Emocje takie jak np. frustracja, gniew, obrzydzenie, agresja, rozgoryczenie, zazdrość czy znudzenie są w naszym społeczeństwie i w naszej kulturze traktowane jako coś negatywnego. Coś do czego zwłaszcza dziewczynki, a później kobiety, nie mają prawa. Bo tak (moje „ulubione” stwierdzenie, na które mam wręcz alergię)  nie wolno lub nie wypada. Tymczasem musimy wiedzieć, że również takie uczucia są naturalne i niezbędne każdemu człowiekowi! Robimy sobie i naszym dzieciom wielką krzywdę, jeśli sami je wypieramy lub negujemy. Jeśli chcemy by nasze dzieci umiały sobie z całym tym bigosem emocjonalnym radzić, my sami musimy wpierw się tego nauczyć. Bo tylko dojrzały emocjonalnie przywódca może dać przykład dziecku. Nazwanie emocji, których widzimy, że doświadcza nasze dziecko, a co mając odrobinę (no, może trochę więcej niż odrobinę) empatii z łatwością dostrzeżemy, pomaga dziecku nauczyć się rozpoznawać i nazywać rozmaite emocje, których przecież doświadcza tak wiele, a z którymi nieraz sobie nie radzi.

Tak drogie kobiet! I nasze dzieci i mężowie i my same też mamy cholerne prawo czuć się czasami źle i być wkurzonymi! I jestem przekonana, że gorzej dla naszego zdrowia psychicznego i zdrowych relacji z naszymi bliskimi byłoby nigdy tego nie czuć i nie dawać temu upustu. Inna sprawa – czy faktycznie mamy ku temu powody, czy tylko tak nam się zdaje 😉

 

Po drugie – nie dusić w sobie emocji, ale wyrzucać je z siebie w sposób, który nie rani innych.

Tylko i wyłącznie dzięki mądrym książkom Jospera Juula takim jak „Nie z miłości”, „Agresja, nowe tabu” czy „Zamiast wychowania” nauczyłam się (a raczej wciąż się uczę :)) denerwować w mądry sposób. Najlepiej zobrazować to na przykładzie z ubieraniem, a raczej nieubieraniem się w naszym domu. Wyobraźcie sobie taką sytuację:

Tymek od 20 min. biega po domu na golasa, a ja spieszę się na spotkanie. Gałgan nie chce się ubrać i wydurnia się, robiąc przy okazji w całym domu bałagan stulecia. Czyżby to był znajomy obeazek…? 😉 Powtarzam jak zdarta płyta, z osobistym zaangażowaniem, próbując co chwilę zostać zauważoną i wysłuchaną:

– Tymek, bardzo chcę, żebyś się teraz ubrał. Mam dziś ważne spotkanie, na które nie chcę się spóźnić. Jeśli za 3 min. nie wyjdziemy z domu, będą spóźniona. Chodź, pomogę Ci i się szybko ubrać, żebyśmy mogli prędko wyjść z domu. (Szczerze mówiąc, często taki komunikat skutkuje, ale nie ztym razem…)

– Lalalalalal – na to mój 3-latek i sru! Kołdra wraz z klockami, autami i książkami leci z łóżka na podłogę.

W tym momencie, pełna złości zaciskam pięści i robię głośne wrrrr! Takie wydarcie się na bliżej nie zidentyfikowanej literze 😛 Zakładam, że każda z nas ma jakiś swój rozładowujący dźwięk czy jak u mnie, raczej warkot 😛 Coś w rodzaju własnego dźwięku medytacyjnego om – ale w inną stronę, nie? 😉 To nic, że brzmi i wygląda durnie. Ważne, że pomaga! Właśnie pomyślałam, że wyglądam wtedy (tak sobie przynajmniej wyobrażam) jak zdenerwowany niedźwiedź, ten od Maszy, a innym razem jak Mała Mi z Muminków. Nie ważne jednak jak się wtedy prezentuję, ale że w tym momencie zaczyna się mój emocjonalny słowotok! Wywalam z siebie wszystkie uczucia jakich doświadczam w tej chwili:

– Jestem zirytowana i wściekła! Chcę być wysłuchana! Chcę być traktowana poważnie! Tymczasem mam wrażenie, że moja słowa do Ciebie nie docierają, albo nie traktujesz ich poważnie! Nie wiem jak i co mam mam mówić, żebyś zrozumiał jakie to dla mnie ważne i czego od Ciebie oczekuję w tej chwili! Nie mam sił! Niecierpliwię się jak tak czuć! Czekam i nikt mnie nie słucha! Strasznie mnie to irytuje! Wychodzę, bo nie mogę tego znieść!

Wtedy idę do drugiego pokoju, gdzie biorę głębokie wdechy. Wierzcie mi, że już w tym momencie czuję ulgę… I mimo, że wciąż Tymek nie jest ubrany, a szanse na moje spóźńienie na spotkanie rosną z minuty na minutę, to już czuję się wygarana. A małe stópki wnet kroczą za mną… I ubieramy się już w spokoju i pełni wzajemnego zrozumienia.

Macie to? Wiecie o co chodzi? Nie o szantaż emocjonalny, ale o komunikowanie własnych potrzeb, oczekiwań i uczuć, bez oszustwa. Ponieważ uważam, że karny jerzyk, krzesełko przemyśleń czy odprowadzanie dziecka do jego pokoju (o klapsach czy potrząsaniu dziecka już nie wspominając!) jest wobec niego poniżające i krzywdzące, jeśli nie mam ochoty patrzeć na ludzi którzy mnie irytują – włącznie z moim ukochanym pierworodnym, jak w tej sytuacji – sama wychodzę.

Uważam, że dobrą lekcją rozpoznawania i rozładowywania emocji przez dzieci jest zobaczenie jak my je wyrażamy. Jak je nazywamy i jak sobie z nimi radzimy. One będą nas naśladować w całym swoim życiu. Temu zamiast budować kokon fałszu i kryć przed nimi prawdziwe, ludzkie emocje, fajnie umieć je zidentyfikować i rozładowywać w mądry sposób. Tak by mogły od nas zaczerpnąć umiejętność rozumienia swoich emocji i wyrażania ich, jednocześnie nie raniąc i nie obarczając odpowiedzialnością za nie innych. Naprawdę nie możemy negować to co społecznie uznawane za negatywne. Jest tyle rzeczy, które jako rodzice musimy przemyśleć, a które powielane były i wciąż są przez kolejne pokolenia. Myślę, że ta refleksja i wycieczka wgłąb siebie jest przydatna dla każdego z nas.

 

Po trzecie – wyluzować 🙂

Łatwo powiedzić… i wcale nie tak trudno zrobić 🙂 Wystarczy zmienić perpsektywę. Z lotu ptaka, wszystko wygląda inaczej. Gdy zwiększam dystans i odwołujemy się do swoich wartości, naprawdę można przestać przejmować się pierdołami. Nie bez powodu ludzie, którzy otarli się o śmierć w wypadkach czy zetknęli się z ciężką chorobą, tak się zmieniają. Zostali postawieni w sytuacji, w której sami zadali sobie niezwykle ważne pytania, dotyczące tego co dla nich jest naprawdę ważne i czego od życia. Myślę, że i bez takich silnych bodźców powinniśmy zadawać sobie te pytania, by żyć pełnią życia, każdego dnia móc dostrzegać małe cuda jakie się zdarzają i mówiąc kolokwialnie – nie tracić czasu i nerwów na pierdoły. Bo koncentrować swój czas, swoją energię i uważność na tym, co dla nas samych naprawdę ważne.

Ok, ale co powiedzą/pomyślą inni? Jeśli moje dziecko krzyczy na placu zabaw i włazi na zjeżdżalnię w miejscu, w którym powinno zjeżdżać? A niech włazi! Jeśli widzę, że robi to asekuracyjnie i świetnie sobie radzi (a nawet gdyby miał sobie nie radzić, ale chciałby próbować), czemu nie?! Kiedy indziej w życiu będzie mógł się nauczyć tego jak wspinać się, aby nie spaść? Dzieci są dziećmi. Mają prawo być głośno i brudzić się. Tylko doświadczając i eksperymentując rozwijają się. Pozwalajmy im na to!

 

Chcę wychować dziecko, które będzie umiało samodzielnie myśleć. Kwestionować to co usłyszy i sięgać po to, na czym mu zależy. Które w poczuciu bezpieczeństwa i solidnych, mocnych korzeni będzie miało siłę wzrastać, by w końcu móc lecieć na swoich skrzydłach gdzie tylko zechce. By tak było, musi samo siebie akceptować – włącznie ze wszelkimi emocjami jakich doświadcza. 

 

To moja złota myśl na dziś. A teraz zacytuję Tymka – „Tadadaaam!” 🙂

 

Alicja

 

Artykuł Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
476
Karmienie piersią vs mleko modyfikowane https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/11/05/karmienie-piersia-vs-mleko-modyfikowane/ Sun, 05 Nov 2017 15:02:16 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=452 Gdy zostałam mamą szybko przekonałam się, że matki potrafią być drapieżne jak lwice. Zwłaszcza, gdy bronią swoich decyzji dotyczących opieki nad niemowlętami, z ich karmieniem i pielęgnacją na czele. Dlatego już na wstępie pragnę jasno i wyraźnie powiedzieć, że nikogo nie osądzam i nie oceniam, a już na pewno nie na na podstawie sposobu żywienia...

Artykuł Karmienie piersią vs mleko modyfikowane pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Gdy zostałam mamą szybko przekonałam się, że matki potrafią być drapieżne jak lwice. Zwłaszcza, gdy bronią swoich decyzji dotyczących opieki nad niemowlętami, z ich karmieniem i pielęgnacją na czele. Dlatego już na wstępie pragnę jasno i wyraźnie powiedzieć, że nikogo nie osądzam i nie oceniam, a już na pewno nie na na podstawie sposobu żywienia dzieci. Nie mam do tego ani prawa ani takich aspiracji. W dzisiejszym tekście chcę napisać o szkodliwości mleka modyfikowanego i zaletach karmienia piersią. Nie dla udowodnienia swojego wyboru, ale po to, by podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi młodymi mamami, które być może w tej chwili, albo za jakiś czas, będą stały przed wyborem sposobu karmienia swoich maluszków. Wszystko jasne? No to lecimy z tematem 🙂

Wierzę w naturę znacznie bardziej niż w informacje marketingowe, promowane przez wielkie koncerny, generujące miliardowe zyski ze sprzedaży mleka modyfikowanego. Dlatego gdy tylko zostałam mamą, postanowiłam się dokładnie przyjrzeć tematowi karmienia maluszków. I przyznam szczerze, że przez długi czas był to temat nr 1 w naszym domu. Mój mąż wie chyba o laktacji więcej niż niejedna kobieta 😉 Swego czasu byłam ambasadorką akcji #karmięswobodnie, która miała na celu wspierać młode mamy w karmieniu piersią, również w przestrzeni publicznej.

Po 3 latach od odkrycia szkodliwej propagandy, mimo, że emocje już dawno opadły, wciąż uważam, że warto o tym głośno mówić. Zwłaszcza, że interesuję się tematem odżywiania i głęboko wierzę, że nasze zdrowie w dużej mierze zależy od kondycji naszych jelit, a więc od tego, jak się odżywiamy. Nie bez powodu mówi się, że jesteśmy tym co jemy. Ta złota myśl dotyczy również najmłodszych. A skoro człowiek nigdy nie stworzył pokarmu tak idealnego jak kobiece mleko – warto promować to co naturalne i stworzyć z tego normę.

 

 

Zacznijmy od tego, czym jest mleko modyfikowane i po co je stworzono?
Mm wymyślone zostało po to, by karmić nim osierocone niemowlęta. Dziś jest ono oczywiście o wiele lepsze w składnie niż w połowie XIX wieku, gdy je wynaleziono. Jednak wciąż powinno pozostawać ostatecznością, gdy mama nie może karmić dziecka piersią. Tak, takie przypadki się rzeczywiście zdarzają. Jednak szacuje się, że realnych przypadków braku pokarmu bądź poważnych przeciwskazań do kp jest zaledwie kilka procent. Ma się to nijak do rzeczywistości. W Polsce, zaledwie 4% dzieci w 6 mż. jest karmionych wyłącznie piersią. Widzicie ten ogromny dysonans? Dane z Polski to jedne z najgorszych wyników w całej UE. To zatrważa i zastanawia. Co się stało, że kawałek plastiku z mieszanką robioną na wzór matczynego mleka wdarło się pomiędzy mamę i niemowlę? Że zamiast korzystać z tego co naturalne, wiele kobiet nazbyt szybko decyduje się zrezygnować z karmienia piersią? Że karmienie piersią jest dla nas, ssaków, nieraz czymś odrażającym czy obrzydliwym (bo tak też się zdarza)? Dlaczego niektóre mamy są przekonane, że ich pokarm jest niewystarczająco dobry lub jest go za mało podczas gdy wcale tak nie jest? Myślę, że to efekt wielu lat propagowania innego modelu karmienia niemowląt, począwszy od karmienia przez dziewczynki lalek butelką, a nie przystawiania ich do cyca (tak tak, przecież już w dzieciństwie kształtujemy wzorce zachowań!), nieprzyzwyczajenie do widoku kobiet karmiących piersią (bo to wciąż widok rzadki w przestrzeni publicznej), a także brak wystarczającej wiedzy i odpowiedniej opieki laktacyjnej na start…

Skupmy się na kilku aspektach karmienia niemowląt i porównajmy pokarm mamy ze sztuczną mieszanką. Na wstępie zaznaczmy, że MM jest robione na wzór mleka mamy, lecz nigdy nie będzie jego idealnym substytutem. Podejmując decyzję o sposobie odżywiania naszych dzieci warto mieć tego świadomość. Musimy też wiedzieć, że decydując się na kp zawsze możemy przejść na mm. Jeśli jednak zaczniemy od karmienia maleństwa sztuczną mieszanką, nie będziemy mieć szansy na ponowne kp.

SKŁAD MLEKA I JEGO WPŁYW NA ZDROWIE DZIECKA

W ogromnym uproszczeniu, mm to nic innego jak mleko krowie (z wyjątkiem mleka dla alergików, produkowanego na bazie mleka koziego), z którego odciąga się zbyt dużą dla ludzkich niemowląt ilość np. wapnia, a dodaje się witamin, minerałów czy kwasów tłuszczowych, na wzór tych, które są w kobiecym mleku. To trochę tak jak suplementacja vs zdrowa dieta. „Jest różna ich biodostępność i przyswajalność. W mleku krowim jest dużo modyfikacji, szczególnie pod kątem białka, którego w krowim mleku jest bardzo dużo, a w mleku mamy o wiele mniej. I tak powinno być. Temu dzieci kp rzadziej cierpią na otyłość” mówi Agata Aleksandrowicz (Hafija.pl).

Mimo 50 lat badań nad ludzkim mlekiem, nadal zaskakuje ono naukowców swoim bogatym składem i właściwościami – np. odkryto, że żywe komórki macierzyste, zawarte w mleku, rozchodzą się po całym organiźmie dziecka i wspierają jego rozwój jeszcze długo po zakończeniu kp. Matczyny pokarm zmienia się na poszczególnych etapach laktacji, a także w ciągu doby (w nocy jest bardziej kaloryczne niż w dzień) jak również w czasie infekcji mamy czy dziecka (organizm kobiety natychmiast produkuje przeciwciała!), a nawet pod wpływem zmiany klimatu. I tu kolejna ciekawostka – wiecie, że w 20 miesiącu kp ilość przeciwciał zawartych w kobiecym mleku jest niemalże taka sama jak w początkowej siarze? Więc mity o wodzie w piersiak podczas długiego kp to totalna bzdura. Mleko mamy jest pokarmem, który jest najlepiej trawiony ze wszystkich pokarmów świata.
Mleko modyfikowane ma stały skład. Temu producenci proponują mleko początkowe, drugie, trzecie i.. dziesiąte. Starając się wstrzelić w zmieniające się potrzeby żywieniowe dzieci, na które organizm mamy reaguje w sposób naturalny. Naprawdę, dziecko powyżej 1 rż. nie potrzebuje do przetrwania mleka. Jeśli chodzi o mleko mamy, to wszelkie poważane instytucje z WHO na czele, zalecają kp do 2 rż lub tak długo, jak mama i dziecko tego potrzebują. Mama sama musi zadecydować o tym czy karmi i jak długo chce karmić. Nikt nie ma prawa na niej tego wymuszać. Ale nawet decydując się na mm warto sprawdzić skład poszczególnych mieszanej. Co prawda niewiele różnią się między sobą, jednak z pewnością należy unikać tych, które mają w składzie najwięcej syropu glukozowego i moltodekstyny (to niezdrowe cukry).

SMAK MLEKA MAMY I MLEKA MODYFIKOWANEGO

Mleko modyfikowane ma niezmienny smak – w przeciwieństwie do kobiecego mleka, którego smak delikatnie się zmienia w zależności od spożywanych przez mamę pokarmów. Usłyszałam kiedyś tezę, że dzieci karmione piersią bywają bardziej otwarte na nowe smaki niż dzieci karmione sztucznie. Być może coś w tym jest, bo Tymek jest raczej wszystkożerny, ale to też przypuszczam zasługa BLW 🙂

WYGODA

Tu zdecydowanie na korzyść wypada kp, bo pokarm przygotowuje się sam i natychmiast ma odpowiednią temperaturę 🙂 Gdziekolwiek jesteśmy, w każdej chwili możemy dać dziecku mleczko dosłownie natychmiast, gdy tego potrzebuje. Nie mamy całej zabawy z wyparzaniem butelek i smoczków. Zwłaszcza w nocy, wystarczy przytulić malca do siebie, nakarmić i spać dalej, bez szukania i przygotowywania mieszanki. Piersi znajdziemy zawsze, nawet po ciemku – potrafią to i mali i duzi 😉 Nawet noworodek położony na brzuchu mamy, znajdzie po zapachu jej sutek.

A jeśli ktoś inny niż mama opiekuje się maleństwem? W XXI wieku są tak wspaniałe wynalazki jak laktatory. Zawsze gdy wiedziałam, że czeka mnie wyjazd, gromadziłam zapasy mleka. Był taki moment, że miałam w zamrażarce całą szufladę ze swoim pokarmem i rozważałam zorganizowanie imprezy z serwowaniem White Russian na swoim mleku 😉 Można kupić specjalne woreczki do jego przechowywania, na opakowaniu których dobrze zapisać datę i godzinę odciągnięcia pokarmu, tak, by zużywać je w dobrej kolejności. Wyzwaniem o jakim warto tutaj wspomnieć jest to, że dzieci przyzwyczajone do piersi często odmawiają picia z butelki. Wiadomo – kawałek gumy i plastiku to nie to samo co cieplutka mamusia. Ale moja Teściowa, które zazwyczaj zostawała z Tymciem, gdy nas z Bartkiem nie było, zawsze dawała radę 🙂

Częstym powodem rezygnacji z kp jest zniechęcenie, wynikające z bólu, który wynika z niewłaściwego przystawiania maluszka. Czasami maleństwu trzeba podciąć wędzidełko. Dobra położna laktacyjna szybko wyłapie wszelkie trudności i pomoże wyeliminować każdy problem. Moje dwie przyjaciółki miały ogromne problemy na początku kp. Podziwiam je obie. Zuzia karmiła synka przez pół roku tylko jedną piersią! Później, gdy wyleczyła drugą, karmiła obiema i to przez ponad 2 lata. Ania zdawało się, że nie będzie mogła kp, a niedawno rozmawiałyśmy o odstawieniu Maksa od piersi, po 2 latach od tamtej walki o naturalne karmienie… 🙂 Wszystkie po długim czasie wspominamy to nie tylko jako zaspokajanie głodu dziecka, ale wspaniały czas zawieszenia się w innej rzeczywistości. Chwilę intymną i piękną. Taką, którą będziemy wspominać z tęsknotą już całe życie, bo nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś będzie nam dane tego doświadczyć 🙂

Hafija mi zdradziła, że są badania, które pokazują, że w pierwszych tygodniach karmienia, karmienie sztuczne jest łatwiejsze niż naturalne, bo naturalne wymaga dużo pracy. Po tym czasie proporcje się odwracają i karmienie piersią staje się łatwiejsze, a karmienie sztuczne robi się bardziej pracochłonne.

 

 

WYDATKI

Natrafiłam kiedyś na artykuł, w którym autorka podliczyła, że w całym okresie karmienia dziecka, wydałaby na mleko modyfikowane 3-4,5 tys zł, w zależności od rodzaju kupowanego mleka. To w zasadzie już małe wakacje, czyż nie? 😉 Po zakończeniu mojego kp, pojechałam z przyjaciółką na weekend do SPA. Polecam to wszystkim mamuniom! 🙂

W tym momecie, podsuwam Wam świetną książkę Garbielle Palmer „Polityka Karmienia Piersią”, której zgrabną recenzję przeczytacie na dziecisąważne.pl

 

 

KORZYŚCI ZDROWOTNE DLA MAMY

Wydzielanie oksytocyny, czyli hormonu szczęścia podczas kp powoduje, że macica szybciej się obkurcza i kobiety po porodzie szybciej dochodzą do formy. Istnieje też teoria, że karmiąc, szybciej zrzucamy nadmiar kilogramów. U mnie sprawdziło się to idealnie, ale od koleżanek wiem, że różnie bywa. Pewne jest natomiast, że karmienie piersią zmniejsza ryzyko nowotworów spowodowanych mutacjami genetycznymi u kobiet.

KORZYŚCI EMOCJONALNE DLA MAMY I DZIECKA

Zauważyłam, że dopiero po zakończeniu okresu kp Tymek zaczął sam z siebie znacznie częściej się do mnie przytulać. Wcześniej tę bliskość dostawał podczas picia mleczka. Nieraz z mężem obserwowaliśmy jego błogą minkę, ten pełen radości i satysfakcji uśmieszek którym raczył nas, gdy odrywał się na kilka sekund od mojej piersi, by za chwilę znów ja złapać. O tym błogim spojrzeniu powiedziała mi wspaniała doradczyni laktacyjna, która dwukrotnie odwiedziła mnie w szpitalu. Powiedziała, że to od lat jej ukochany widok. Już doskonale wiem dlaczego 🙂 Dziecko podczas picia, nie tylko zaspokaja głód, ale też potrzebę bliskości. Samo ssanie uspokaja dziecko, a smak i zapach mamy i mleczka potęguje poczucie bezpieczeństwa”. Hafija dodaje, że „pobieranie pokarmu z sutka też zapewnia wchłanianie mikroorganizmów ze skóry mamy i to jest duża część prawidłowego mikrobiomu w brzuchu dziecka”.

Kontakt skóra do skóry, czyli tzw. kangurowanie jest bardzo ważne zarówno dla dziecka jak i dla rodziców. To świetny sposób na szybkie zbudowanie więzi między rodzicami a dzieckiem. Tatusiowie też świetnie się w tym sprawdzają, a obcując z maluszkiem od pierwszych chwil jego życia w kontakcie skóra do skóry, możemy naprawdę szybko poczuć i nauczyć się naszych dzieci, jeśli wiecie co chcę powiedzieć…

Temat karmienia dzieci, to temat rzeka, więc pewnie mogłabym się rospisywać jeszcze godzinami, ale jeśli dobrnęłaś do końca tego tekstu, to i tak wielki szacun 😉 Mam nadzieję, że zdołałam przedstawić Ci kilka argumentów, dzięki którym postanowisz kp lub bardziej o nie zawalczyć. A może zdecydujesz się karmić nieco dłużej niż zakładałaś, tak, by nie musieć sięgać po mleko modyfikowane, ale płynnie przejść do pokarmów stałych. Obiecuję, że niebawem na mamuni znajdzie się temat rozszerzania diety maluszków metodą BLW! 🙂

Na koniec zostawiam Wam adresy do moich ulubionych stron, na których znajdziecie wiele cennych informacji na temat kp.

 

POMOCNE LINKI:

Moja Guru od Karmienia Piersią, czyli odpowiedź na wszystkie możliwe pytania – hafija.pl

Jak kobiece mleko dostosowuje się do potrzeb dziecka – karmimysię.pl

Jakie zagrożenia zdrowotne dla dziecka daje karmienie go mlekiem modyfikowanym – dziecisąważne.pl

 

Alicja

 

Ps. Wszystko co piszę to zbiór moich subiektywnych przekonań i informacji, do których sama dotarłam. Nie stanowią one tekstu naukowego, więc wszelkie wątpliwe kwestie należy konsultować z zaufanym specjalistą. Nie jest to również tekst sponsorowany.

Artykuł Karmienie piersią vs mleko modyfikowane pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
452
Pies – najlepszy przyjaciel dziecka https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/10/23/pies-najlepszy-przyjaciel-dziecka/ Mon, 23 Oct 2017 16:32:47 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=412 Przez lata uważano, że otoczenie maleńkich dzieci powinno być sterylne. Dziś twierdzi się, że jedynie przez kontakt z różnorodnymi bakteriami, mały organizm może się nauczyć jak sobie z nimi radzić, a przesadna sterylność (i chemia ze środków czystości) sprzyja rozwojowi alergii. No więc mamy już pierwszy argument, dlaczego warto, aby dziecko dorastało w domu z czworonogiem. Jakie...

Artykuł Pies – najlepszy przyjaciel dziecka pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Przez lata uważano, że otoczenie maleńkich dzieci powinno być sterylne. Dziś twierdzi się, że jedynie przez kontakt z różnorodnymi bakteriami, mały organizm może się nauczyć jak sobie z nimi radzić, a przesadna sterylność (i chemia ze środków czystości) sprzyja rozwojowi alergii. No więc mamy już pierwszy argument, dlaczego warto, aby dziecko dorastało w domu z czworonogiem. Jakie są kolejne? 🙂

 

 

Dziś Tymek ma 3 lata. Zadziwił mnie kilka dni temu, samodzielnie i z własnej inicjatywy napełniając miskę Molly wodą i jej karmą. Wniosek? Dzięki zwierzakowi w domu, dziecko uczy się odpowiedzialności.

Wychodząc na spacer, widzę, że Tymon czuje się ważny i potrzebny. Wspólnie ubieramy Molly smycz, a on ją prowadzi. Zauważyłam, że idąc z Molką na smyczy, chętniej pokonuje większe odległości na własnych nóżkach. Tak więc Molly jest świetnym kompanem do długich spacerów i wycieczek rowerowych.

Tymcio wie, że gdy zaśnie po wieczornym czytaniu książki, wracam do mojego łóżka, ale Molly z nim zostaje. Śpi przy jego nóżkach lub na dywaniku obok łóżka. Nie ma opcji, żeby jej nie zawołał, gdy idzie spać – choć często Ona sama już na nas czeka w tym łóżku 😉 Wierzcie mi, że pięknie patrzeć na to przywiązanie i przyjaźń. Na wspólne wygłupy. Na wspólne jedzenie (przy BLW nasz odkurzacz marki Jack Russell model Molly jest niezastąpiony! ;)) i wzajemną troskę. Gdy Tymek płacze, Molly nie pozostaje obojętna. A gdy ona ucieka za kanapę i trzęsie się ze strachy gdy ja lub Tymuś mamy czkawkę, to On ją pociesza, głaszcze i pociesza swoim słodkim, czułym głosikiem.

Jestem pewna, że Tymek będzie wspominać ich wspólne chwile przez całe swoje życie. W końcu to co dzieje się teraz, będzie już pamiętał na zawsze 🙂

 

 

Zdarza się, że dzieci boją się psów. Sama nieufnie podchodzę do tych, których nie znam, zwłaszcza gdy są to groźne rasy. Chcąc mieć psa, zdecydowanie należy przeanalizować charakterystykę danej rasy, zwłaszcza to, w jakim celu była tworzona.

Pamiętajmy, że straszenie dzieci psami nie jest dobre. „Uważaj, bo Cię ugryzie” słyszę nagminnie podczas spacerów. Musimy pamiętać, że nasze lęki są często bezpodstawne i nie ma sensu przekazywać ich naszym dzieciom. Pies z założenia nie powinien być groźny. Oczywiście, to zwierze, które kieruje się instynktami. Zdarzają się historie, gdy pies zaatakował własnego właściciela lub jego dziecko. Nie wyobrażam sobie tego nawet. Ale znawcy psów przekonują, że takie wypadki zawsze są winą człowieka. Pamiętajmy że psy też mają swoje traumy i lęki. To zwierzęta. My musimy być odpowiedzialni i rozsądni.

Wierzcie mi, że można dzieci nauczyć ostrożności wobec zwierząt bez jednoczesnego straszenia w nich nimi. Maluchom należy tłumaczyć, że piesek jest istotą czującą, która kieruje się instynktem. I gdy np. zostanie pociągnięty za ogon czy sierść i poczuje ból, może ugryźć, bo będzie się chciał bronić. Należy dzieci uczulać, że chcemy aby zawsze najpierw zapytały właściciela, czy mogą pogłaskać zwierzę. Ważne jest pokazanie im jak należy prawidłowo przywitać się z psem. Wyjaśnić, że piesek poznaje nas poprzez zapoznanie się z naszym zapachem, temu nas wącha. Oraz bycie czujnym i gdy np. dziecko poklepuje zwierzę po głowie, natychmiast reagować, korygując „głaskanie”.

Na koniec muszę Wam jeszcze napisać o tym, jaką Tymek „wybudował” dla Molki budę z pudła, w którym przysłano do nas jej karmę 🙂 Wyobraźcie sobie, że cały sufit i ściany, zarówno od zewnątrz jak i od środka, wykleił naklejkami jego ukochanej Mashy i Niedźwiedzia 🙂

Nie wyobrażamy sobie domu bez naszego dzieciopsa 🙂 Pochwalicie się zdjęciami Waszych dzieci-dzieci i psich-dzieci? 🙂

Alicja

Artykuł Pies – najlepszy przyjaciel dziecka pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
412
Idealny wózek? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/10/06/idealny-wozek/ Fri, 06 Oct 2017 08:00:11 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=322 POST WSPÓŁTWORZONY Z MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ – MADE BY RUDA To jaki wózek kupię jak będę w ciąży wiedziałam jeszcze na długo przed planowaniem ciąży. Zauroczona, zapatrzona, zakochana w tym modelu, wiedziałam, że choćby nie wiem co – będę go mieć. i tak też się stało. Zanim Tymcio pojawił się na Świecie – Stokke Xplory stał...

Artykuł Idealny wózek? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
POST WSPÓŁTWORZONY Z MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ – MADE BY RUDA

To jaki wózek kupię jak będę w ciąży wiedziałam jeszcze na długo przed planowaniem ciąży. Zauroczona, zapatrzona, zakochana w tym modelu, wiedziałam, że choćby nie wiem co – będę go mieć. i tak też się stało. Zanim Tymcio pojawił się na Świecie – Stokke Xplory stał w moim mieszkaniu i czekał na królewicza (nie pytajcie jednak czemu wybrałam kolor fioletowy, bo sama do tej pory nie wiem 🙂 Ach te hormony). 

Jak pomyślałam tak też zrobiłam i kiedy maluch przyszedł na Świat jeździł w wymarzonym przez matkę wózku firmy Stokke. Swoją drogą to na co powinnam zwrócić uwagę wtedy, a to na co zwróciłabym uwagę teraz to dwa odmienne światy, dlatego postanowiłam, że pomimo, iż wózek ten już dawno nie jest w naszej rozpisce dnia, to warto o nim napisać. Zwłaszcza, że Ala też ma dokładnie ten sam wózek tylko w innym kolorze. Te same wózki a różne odczucia. Zapraszamy więc na podsumowanie i naszą recenzję Stokke Xplory.

Zalety 
1. Bardzo łatwy do prowadzenia. Na równej powierzchni po prostu płynie. Jest bardzo zwrotny, dzięki czemu nawet miedzy wąskimi regałami czy innymi labiryntami, manewrowanie nim to czysta przyjemność.

2. Regulacja wysokości gondoli – zwłaszcza gdy po cc ciężko się schylać i podnosić dziecko, to rewelacja!

3. Regulacja wysokości fotelika, gdy już przesiadamy się do spacerówki – znakomita! Dziecko widzi więcej świata i jest bliżej rodzica – kontakt face to face to dla mnie ważna rzecz, więc dla mnie to wielka zaleta tego wózka 🙂

4. Możliwość ustawienia fotelika przodem tub tyłem – a w drugiej wersji, wykorzystanie wózka jako krzesełka przy stole. Znakomita sprawa! Będąc u dziadków na niedzielnym obiedzie, czy w jakiejkolwiek restauracji nie musimy się prosić o dodatkowe krzesełko. Jesteśmy samowystarczalni. Wystarczy podjechać do stołu Stokke i już Tymon ma swoje własne krzesełko, dostosowane do wysokości stołu, a dodatkowo z wygodnym podnóżkiem (w krzesełkach często nóżki dziecka zwisają, co nie jest chyba najwygodniejsze).

5. Wiele możliwości ustawienia rączki. Jako mama xxs (mam 150cm wzrostu) bardzo to doceniam, że jednym prostym ruchem mogę w sekundę ustawić sobie wysokość rączki tak jak chcę. Gdy mąż przejmuje wózek – jeden ruch i już ma ustawienie pod siebie. Bardzo wygodnie się to przestawia.

6. Możliwość położenia śpiącego dziecka w spacerówce jest dla mnie wielką zaletą tego wózka. Wystarczy jedną ręką pociągnąć za wajchę, by drugą móc płynnie zmienić ułożenie fotelika od siedzącego do lekko pochylonego lub całkiem położonego. Bardzo wygodne rozwiązanie i dla dziecka, które może sobie wygodnie spać i dla rodzica sama zmiana pozycji – super!

7. Dwie pojemne torby, które się wygodnie przypina i odpina z wózka, a do tego bogaty zestaw akcesoriów – cudownego, świetnej jakości kocyka, dużej kosmetyczki z maleńkim woreczkiem i małą podkładkę do przewijania.

8. Wygląd tego wózka to dla mnie zdecydowanie jeden z jego największych atutów. Uwielbiam ten szwedzki design i kolorystykę, jaką proponuje Stokke, zresztą nie tylko w przypadku wózków. Walory estetyczny – wielkie TAK!

9. Stabilność! Tak! Ten wózek nie jest przewrotowy! Tylko tak groźnie wygląda 😛 🙂 Jest bardzo stabilny i bezpieczny.

10. Duża buda z możliwością dodatkowej wentylacji w upalne dni i dodatkowa parasolka, która chociaż podczas spacerów, miałam wrażenie, że za mocno się wygina, to przy odstawieniu wózka, daje możliwość dodatkowej ochrony przed słońcem.

Wady:

1. Aby złożyć wózek, trzeba go rozpracować. Dla osób, które nie mają z nim do czynienia na co dzień, trochę czasu zajmuje rozpracowanie systemu składania i rozkładania go. Dziadek czy babcia musieli przejść specjalne szkolenie, bo było to wyzwanie.

2. Po złożeniu, zajmuje więcej miejsca niż spacerówka. Fotelik jest sztywny, więc swoją przestrzeń w samochodzie musi mieć. Nie wepchniemy go w cieniutką szczelinę między walizkami. Trzeba to brać pod uwagę.

3. Małe koła, które po wertepach nie dają rady. Na tereny wiejskie czy do lasu absolutnie nie. To wózek tylko do miasta, zwłaszcza na równiuteńkie drogi parków i miast, restauracje czy CH.

4. Przy ustawieniu fotelika przodem do siebie, a tyłem do kierunku jazdy, uchwyt, który przechodzi między nóżkami dziecka, uniemożliwia wygodne używanie, a zwłaszcza dopięcie śpiworka innego niż ten marki Stokke, który jest dedykowany dla tego modelu wózka. Ja używałam śpiwora La Millou, bo uwielbiam te wodoodporne pokrowce z pięknych materiałów, no ale przez tę rączkę, zeszłej zimy zderzyłam się z tym, że mając Tymka przodem do siebie, nie zapnę go w tym śpiworku do końca.

Alicja

Zalety:

1.   Mały, po złożeniu zajmuje niewiele miejsca i łatwo mieści się do bagażnika (miało to dla mnie o tyle duże znaczenie, że nie miałam windy i wnoszenie wózka na 3 piętro było nierealne. Dzięki temu, że wózek jest mały po złożeniu bez problemu mieścił się do bagażnika mniejszego auta).

2. Zwinny i zwrotny – bardzo łatwo skręca i lekko się go prowadzi bez większego wysiłku, co po cesarce było zbawienne.

3. Gondola a później część spacerówkowa jest wysoko ustawiona, dzięki czemu dziecko siedzi wyżej – przodem lub tyłem do rodziców. Lepiej widzi.

4. Wysokie siedzenie dziecka sprawia też, że w okresie jesienno-zimowym dziecku nie wieje od podłogi tak bardzo jak w zwykłych parasolkach.

5. Regulowana rączka – ja lubiłam mieć rączkę dużo wyżej, żeby nie musieć się pochylać do wózka, ze względu na problemy z kręgosłupem a np. moja teściowa jest niższa i wtedy mogła sobie tę rączkę obniżyć.

6. Rama wózka jest tak skonstruowana, że podczas spaceru nie uderzałam w stelarz nogami, co zdarzało się przy innych wózkach.

7. Wózek ma bardzo stabilną konstrukcję. Co prawda często słyszałam pytania czy nie boję się, że wózek się przewróci? Otóż nie. Rozstawienie całości daje bardzo dobrą stabilność.

8. Bardzo dobrze przemyślane akcesoria oraz zabezpieczenie dziecka przed wiatrem, mrozem czy słońcem.

9. W wersji ze spacerówką możliwa jest regulacja wysokości dzięki czemu np. w restauracji nie trzeba prosić o krzesełko. Wystarczy odwrócić wózek i dziecko może siedzieć przy stole. Z tej funkcji korzystaliśmy wielokrotnie jak Tymcio był mniejszy.

Wady:

1. Koła nie mają amortyzacji, więc wózkiem nie da się przejechać swobodnie po kostce na np. wrocławskim rynku.

2. Denerwowała mnie wkładka dla niemowlaków do wersji „spacerówka”. Miałam wrażenie, że dziecko leży zbyt płytko i pomimo zapiętych pasów miała obawy, że się zsunie.

3. Denerwowało mnie kiedy Tymek odwrócony był w wersji spacerówkowej do mnie przodem a było chłodno i chciałam go przykryć kocem. Stelaż wózka – rączka uniemożliwiała zbyt dobre okrycie nóżek. Co innego zimą, kiedy używaliśmy śpiworka – nie było tego problemu, bo brzył przystosowany do wózka, ale w okresach przejściowych, kiedy wypadało dziecko przykryć, ciagle miałam problem z rączką.

4. Rączka dość szybko się porysowała od obrączki.

Ruda

                               

Podsumowując! Na pytanie: a gdybyś miała wybrać raz jeszcze wózek to wzięła byś ten sam? Odpowiadam: TAK. Jedyne co bym zmieniła to kolor hahah A na poważnie. Uważam, że to bardzo fajny, lekki, zwinny wózek, z którym uwielbiałam spacerować. Później jak przerzuciliśmy się na parasolkę (o tym też Wam napiszę, bo to był najgorszy zakup ever), bo Tymek już wyrósł ze Stokke, to codziennie żałowałam, że już go musieliśmy odstawić. Jedyne co mi czasami przeszkadzało, to właśnie ten brak amortyzacji, który jest bardzo ważny, ale na szczęście nie dokuczał nam na tyle, żeby nie można było swobodnie funkcjonować. Na wertepy Stokke nie jeździliśmy 🙂 Jeśli będę miała drugie dziecko to zdecydowanie będzie jeździło w Stokke Xplory (stoi i czeka), ale myślę, że sprawimy sobie jeszcze jeden wózek już taki typowo na cięższe warunki.

Ja też uwielbiam ten wózek i mam do niego wielki sentyment. Pamiętam, jak rozpakowywaliśmy go z Bartkiem, gdy kurier dostarczył nam wielką pakę ze Stokke w środku, a my jeszcze czekaliśmy na Tymcia. Pamiętam jego pierwsze drzemki w tym pięknym, beżowym stokke i nasze długie spacery. Jest to idealny wózek miejski, dla osób, dla których liczy się dobry design i modny wygląd. Ma dużo znakomitych rozwiązań i nade wszystko jest po prostu piękny! Ja miałam to szczęście, że mieszkając na obrzeżach Wrocławia, mam jeszcze drugi wózek (Vibe – Phil&Teds), o którym już pisałam na blogu i który znakomicie uzupełnia się ze Stokke, bo ma wielkie pompowane koła i jest stworzony na wyprawy typu surwiwal. Taki zestaw to dla mnie ideał.

Ruda & Alicja

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany.

Artykuł Idealny wózek? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
322
Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/10/02/jak-sie-pozbyc-pestycydow-z-warzyw-i-owocow/ Mon, 02 Oct 2017 16:23:40 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=302 Wszyscy już chyba wiedzą, że warto wybierać ekologiczne warzywa i owoce. Ale nie zawsze mamy je gdzie kupić, to po pierwsze. A po drugie, niestety ich cena jest znacznie wyższa od tych nieekologicznych. Czy to skazuje mniej zamożnych rodziców na serwowanie swoim dzieciom warzyw czy owoców przepełnionych chemią? Ależ nie! Są sposoby, na pozbycie się...

Artykuł Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Wszyscy już chyba wiedzą, że warto wybierać ekologiczne warzywa i owoce. Ale nie zawsze mamy je gdzie kupić, to po pierwsze. A po drugie, niestety ich cena jest znacznie wyższa od tych nieekologicznych. Czy to skazuje mniej zamożnych rodziców na serwowanie swoim dzieciom warzyw czy owoców przepełnionych chemią? Ależ nie!

Są sposoby, na pozbycie się pestycydów z powierzchni zwykłych warzyw i owoców.

 

Można oczywiście kupować specjalne środki, które kosztują minimum 20-30zł, lecz często okazują się być bardziej chwytem marketingowym niż faktycznie skutecznym sposobem na pozbycie się chemii.

Można też zaopatrzyć się w jonizator, który zmieni odczyn naszej wody, aby rozpuszczać oleiste pestycydy z powierzchni warzyw i owoców, z którymi nawet przegotowana woda sobie nie radzi. Jednak to też kosztowne rozwiązanie.

Najlepszym i najtańszym patentem na zmycie chemii z owoców i warzyw jest zrobienie im odpowiedniej „kąpieli”. Wystarczy zwykła woda, ocet i soda oczyszczona, aby zrobić własną miksturę, a nawet dwie, dzięki którym będziemy mieć pewność, że pozbyliśmy się szkodliwej chemii z naszego jedzenia 🙂 No to działamy, krok po kroku!

1. Przygotowujemy odczyn kwaśny: na 1 litr wody dodajemy pół szklanki octu jabłkowego, winnego lub zwykłego. Zamiast octu może też być kwas cytrynowy. W tak przygotowanym roztworze moczymy warzywa i owoce przez 2-3 minuty.

2. Następnie przygotowujemy wodę o odczynie alkaicznym: na 1 litr wody dajemy 1 czubatą łyżkę sody oczyszczonej. W tym roztworze również pozostawiamy owoce i warzywa na 2-3 min.

3. Na koniec płuczemy je w czystej wodzie i gotowe!

W ciągu kilku minut, tanim sposobem mamy naprawdę czyste warzywa i owoce. Tylko teraz żebym nam się zawsze chciało to robić… 😉 Na zdrowie! 🙂

Alicja

Artykuł Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
302
„Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…” A które my wybieramy? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/09/28/witaminki-witaminki-dla-chlopczyka-i-dziewczynki-a-ktore-my-wybieramy/ Wed, 27 Sep 2017 22:23:46 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=293 Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki… Mając w domu małego chorowitka trzeba było prędzej czy później obejrzeć się za witaminkami. A, że raczej jestem ignorantką w temacie sprawdzania składów, to właściwie zbyt dużego reaserchu nie robiłam i nie nauczona doświadczeniem, bo niby skąd miałam to wynieść, z domu? Kupiłam zwykłe witaminki w aptece. Nawet nie...

Artykuł „Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…” A które my wybieramy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…

Mając w domu małego chorowitka trzeba było prędzej czy później obejrzeć się za witaminkami.
A, że raczej jestem ignorantką w temacie sprawdzania składów, to właściwie zbyt dużego reaserchu nie robiłam i nie nauczona doświadczeniem, bo niby skąd miałam to wynieść, z domu? Kupiłam zwykłe witaminki w aptece. Nawet nie pamiętam już ich nazwy. Całe szczęście, że mam nadgorliwą przyjaciółkę, która na punkcie zdrowego żywienia jest wyczulona i całe szczęście, że akurat mnie odwiedziła. Żebyście widzieli jej minę jak zobaczyła co chcę podać mojemu Tymkowi.

No i zaczęło się. Dostałam cały wykład na temat składu, witamin, tego jak ważne jest zdrowie – co wydawało by się, że wie każda z nas, bo przecież chcemy dla swoich dzieci wszystkiego co najlepsze, to powiem Wam, że moje zdziwienie było ogromne. Jak z niewiedzy chciałam dla dziecka dobrze, a mogłam go dalej szprycować „witaminami – chemiami”. Makabra. Jednak, żeby nie było, że ja w tym temacie zrobiłam się jakimś znawcą – o nie, to najlepiej będzie jak oddam „głos” mojej przyjaciółce.  Alicja Wam teraz powie dlaczego nasz 🙂 wybór witaminkowy dla dzieci jest taki dobry.

Ruda

 

Ojtam ojtam, zaraz nadgorliwa 😛 😉 Faktem jest, że jak się w coś wkręcę i przejmę się czymś, to mam ogromną potrzebę dzielenia się zdobytą wiedzą. I niestety nie ma na mnie pilota, który wyłączałby chociaż dźwięk 😉 Ale dziś nie o mnie 🙂 Jeśli chodzi o suplementację, długo zastanawiałam się, czy jest w ogóle potrzebna. Staram się przynajmniej 1-2 razy w tygodniu robić w wyciskarce wolnoobrotowej soki, najczęściej z jarmużu, pietruszki i przeróżnych owoców (żeby młody człowiek wypił z przyjemnością taki a’la Shrekowy sok). Wierzę, że to najlepsza bomba witaminowa dla nas wszystkich. W przypadku przeziębień, też bazuję na tym co daje nam natura oraz na domowych, babcinych i koleżeńskich recepturach, o których z chęcią Wam napiszę innym razem, bo sporo tego 🙂 Ale dziś o suplementacji.

Rok temu doszłam do wniosku, że w okresie jesienno-zimowym, będziemy się wspierać suplementami: witaminą C, a konkretnie Ibuvitem, który zawiera jedynie kwas askorbowy, glicerol i wodę oczyszczoną oraz kapsułką Eye Q – bogatą w EPA olej z ryb morskich i olej wieziołka, czyli kwasy Omega 3 i 6, DHA. To coś fajniejszego niż tran, bo choć nie ma witamin, nie obciąża też organizmu cholesterolem. Poczytajcie sobie na stronie producenta. Gdy słońca brak, sięgamy też po Witaminę D.

Jeśli chodzi o witaminy i minerały, to wybrałam Kanguwity firmy Solgar. Za 60 pastylek do ssania płacimy minimum 52zł. W mało której aptece je znajdziemy, ale można je zamówić online od wiarygodnych dystrybutorów. Pediatra mojego synka wręcz zrobił zdjęcie tego preparatu (gdy pokazałam mu go podczas bilansu dwulatka, chcąc zapytać, czy mogę go podawać Tymkowi), aby kupić go swoim dzieciom. Tak mu się spodobał skład oraz proporcje składników 🙂 Dodatkowym plusem jest dla mnie brak glutenu i produktów pochodzenia mlecznego. Ale minusy niestety też posiada. Nie podoba mi się zawarty w nim kwas cytrynowy, guma ksantanowa czy dwutlenek krzemu. Biorę więc pod lupę dwa kolejne super suplementy, polecane mi przez znajome mamy.

Pierwszy z nich to Multi Star, który na dzień dobry zabija ceną. Za butelkę tego kompleksowego zestawu mikroelementów, wzmocnionego enzymami i aminokwasami musimy zapłacić min. 197zł. Skład ma bardzo długi i naprawdę bardzo bogaty. Jestem w szoku! Ale szybko znajduję w sieci głosy, czy aż tyle witamin zdrowe dziecko potrzebuje? Czy to nie przesada podawać zdrowym dzieciom tak silnie skoncentrowany preparat jak Multi Star? Nadmiar witamin to też niebezpieczna sprawa. No i tu znów znajduję konserwanty – benzotan potasu, chlorek potasu, kwas cytrynowy.

Znajome polecają też Flavon Kids. Szukam więc informacji na jego temat i natychmiast widzę żywą dyskusję na temat bioflawanoidów. Dla jednych to drogi dżem, dla innych znakomity koncentrat pestek i skórek, w dobrych proporcjach. To w zasadzie surowe warzywa i owoce nie poddane obróbce termicznej, mechanicznej ani chemicznej, dzięki czemu enzymy, aminokwasy i witaminy pozostają w niezmienionej formie, nie tracąc swoich cennych wartości. Na mój zdrowy rozsądek taki koncentrat z ekologicznych roślin wzbogacony o kwas foliowy, to fajna rzecz. Niestety nie tania, bo opakowanie kosztuje około 154zł.

Jeśli znacie jakieś super suplementy o których chcecie nam napisać lub cenne informacje na temat suplementacji – z chęcią przeczytamy! Piszcie proszę pod postem lub na naszym FB 🙂

Alicja

Ps. Tekst nie jest sponsorowany i nie jest tekstem naukowym, a informacje w nim zawarte są subiektywne.

Artykuł „Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…” A które my wybieramy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
293
Ważniejsze niż wyprawka, czyli mądre książki dla młodych rodziców. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/09/17/wazniejsze-niz-wyprawka-czyli-madre-ksiazki-dla-mlodych-rodzicow/ Sun, 17 Sep 2017 19:28:18 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=257 Pamiętam, jak dużo czasu podczas ciąży, zabrało mi czytanie na temat wyprawki i samo jej kompletowanie. Sprawdzałam skład każdego produktu – od płynu do kąpieli, po chusteczki nawilżające. Porównywałam te wszystkie składy i ceny. Czytałam opinie. Zastanawiałam się, które rzeczy są rzeczywiście potrzebne, a które będą zbędne. Oczywiście, życie wszystko zweryfikowało, a z czasem potrafiłam kolejnym...

Artykuł Ważniejsze niż wyprawka, czyli mądre książki dla młodych rodziców. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Pamiętam, jak dużo czasu podczas ciąży, zabrało mi czytanie na temat wyprawki i samo jej kompletowanie. Sprawdzałam skład każdego produktu – od płynu do kąpieli, po chusteczki nawilżające. Porównywałam te wszystkie składy i ceny. Czytałam opinie. Zastanawiałam się, które rzeczy są rzeczywiście potrzebne, a które będą zbędne. Oczywiście, życie wszystko zweryfikowało, a z czasem potrafiłam kolejnym koleżankom w ciąży podać pełen zestaw wyprawkowy typu must have, złożony z niedrogich, a rzeczywiście przydatnych produktów, fajnych pod kątem składu i jakości. I do tego na pewno wrócę, ale dziś chcę napisać o czymś, co jest znacznie ważniejsze niż ta cała wyprawka. A mianowicie o wiedzy na temat emocji i komunikacji z dzieckiem (choć powinnam napisać – w rodzinie, lub o wiedzy ogółęm, bo dzieci uczą się kontaktów nie tylko w oparciu o naszą komunikację z nimi samymi, ale również obserwując relacje między innymi).

Całą ciążę czytałam teoretyczne książki, które rysowały mi wspaniały obraz tego, na jakim etapie rozwoju jest moje maleństwo oraz Kaz Cooke „Ciężarówkę przez 9 miesięcy”, która rozbawiała mnie i dodawała otuchy, gdy gorzej się czułam. Przezabawna, przyjemna książka. No ok… ale co z tego? Gdy urodziłam Tymka, byłam przerażona! Mój lęk o to, czy go wykarmię własnym mlekiem lub co zrobię gdy np. zachoruje, paraliżował mnie. Wówczas koleżanka dała mi „Politykę Karmienia Piersią” oraz serię francuskich książeczek o rodzicielstwie bliskości wydawnictwa Mamania: „Poród bez granic”, „Droga mleczna”, „Śpimy z dzieckiem” oraz „Nie płacz, maleństwo”. To był najlepszy prezent jaki mogłam wówczas od kogokolwiek dostać. Mądrości jakie przyjęłam z tych książek, były zgodne z moją intuicją czy też instynktem. Czego zupełnie nie mogłam powiedzieć o bestsellerze pt. „Język Niemowląt”, który uważam za jedną z gorszych książek skierowanych dla młodych rodziców. Tytuły, które wspomniałam wcześniej, mocno wykraczają poza typowe metody wychowawcze, jakie propagowane są od lat, ale otwierają oczy na wiele ważnych kwestii. Pomagają zrozumieć dzieci i ich emocje, potrzeby oraz zachowania – a to właśnie coś, czego jako rodzice musimy się nauczyć. Wszystko to o czym próbuję napisać i do czego Was zachęcam, nazywa się rodzicielstwem bliskości. Nie mylcie go proszę z bezstresowym wychowaniem, bo po pierwsze – coś takiego jak życie czy wychowanie bezstresowe nie istnieje (na każdym kroku, w domu i poza domem dziecko doświadcza każdego dnia przeróżnych emocji, ze stresem włącznie), a po drugie, pojęcie to mam wrażenie, że mylone jest z brakiem wychowania. Dzieci zdecydowanie potrzebują świadomego przewodnictwa osoby dorosłej.

Kluczowym jest wg mnie zdefiniowanie pojęcia „wychowanie”, w które rodzice powinni się angażować. Czym ono jest?
Dla mnie to dawanie dziecku miłości, bezpieczeństwa, zrozumienia i szacunku oraz wspieranie go na drodze jego rozwoju, przy jednoczesnym pokazywaniu swoich własnych granic. To przewodnictwo rodzica, który poważnie traktuje uczucia i potrzeby dziecka oraz własne. Który potrafi coś zanegować nie naruszając integralności dziecka. Który jest świadomy własnych potrzeb, uczuć i emocji, a dzięki temu potrafi rozpoznać i zrozumieć emocje i zachowania dziecka. Który potrafi komunikować się z dzieckiem w sposób świadomy, tak, by w przypadku niezgody na coś, nie obarczać dziecka poczuciem winy i nie przyklejać mu metek, lecz starać się rozumieć, akceptować i wspierać. To obecność w życiu dziecka – i fizyczna i emocjonalna. To autentyczność…

• Dla mnie kimś, kto nazwał to co od bardzo dawna czułam pod skórą, ale czego nie potrafiłam sama nazwać jest Josper Juul – światowej sławy, duński pedagog i psychoterapeuta rodzinny. Propagator idei szacunku i współdziałania rodziców z dziećmi oraz dojrzałego przywództwa dorosłych. Założyciel międzynarodowej organizacji Familylab i autor wielu bestsellerów. Jego książki, które czytałam i które zdecydowanie warte są polecenia, to:
– „NIE z miłości”
– „Twoja Kompetentna Rodzina”
– „Agresja – nowe tabu”
– „Twoje Kompetentne Dziecko” (dopiero czeka na czytanie, ale przyjaciele mówią, że dobra, więc wierząc w nich i Juula, już polecam :))
– „Zamiast Wychowania” (jestem w trakcie jej czytania i uważam, że to powinna być lektura obowiązkowa, rozdawana w szkołach rodzenia lub na porodówkach ;))
– „Być mężem i ojcem” (a to dostał mój mąż i sobie chwali – dobry pomysł na prezent, gdyby ktoś takowego poszukiwał)

• Kolejne autorki, które napisały moją biblię rodzicielstwa – „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” to Adele Faber i Elaine Mazlish. Napisały też „Jak być rodzicem, jakim zawsze chciałeś być”. To książki zawierające i teorię i praktykę, bo autorki pokazują konkretne, powtarzalne w większości rodzin przykłady konfliktów. Wspaniałe jest to, że pokazują możliwości rozwiązywania typowych problemów w sposób nienaruszający godności dziecka, a służący budowaniu solnych, prawdziwie bliskich relacji między dziećmi i opiekunami. Druga z tych książek to skondensowany, bardzo praktyczny poradnik. Jakby wiedza w pigułce, czy też ściąga dla tych, którym nie chce się czytać pierwszej 😉

• Na koniec polska psycholog dziecięca, prekursorka promocji rodzicielstwa bliskości – Agnieszka Stein.
– „Dziecko z bliska” – wspaniała książka, która również traktuje o rodzicielstwie opartym na szacunku. Obala mity dotyczące wychowywania dzieci, bazując na wieloletnich badaniach i obserwacjach psychologów, socjologów i kulturoznawców.
– „Akcja Adaptacja” to natomiast książka, która przyda się wszystkim rodzicom dzieci, mających pójść do żłobka i przedszkola.

My właśnie przechodzimy adaptację, bo Tymek zmienił przedszkole i dołączył do Wolnej Szkoły w Domaszczynie. Wspaniałe jest to, że dyrektorką tego przedszkola jest mama trojga dzieci, która jest fanką książki „Akcja Adaptacja” 🙂 Do tej pory nie spotkałam nikogo, kto tworzyłby miejsce tak przyjazne dzieciom. Jestem pod wielkim wrażeniem osób, które tam pracują i dzieci… Opowiem Wam o tym, bo to zdecydowanie temat wart opowiedzenia, ale to już kiedy indziej…

Teraz szukajcie książek online i dzielcie się Waszymi opiniami na naszym mamuniowym FB 🙂

Alicja

 

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.

 

Artykuł Ważniejsze niż wyprawka, czyli mądre książki dla młodych rodziców. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
257