Artykuł Lekcja spokoju dla nas i naszych dzieci, płynąca z tych niespokojnych czasów. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Wstałam więc i poszłam do Tymka, po drodze zabierając z łazienki nasz ulubiony, pachnący greipfrutem olejek Busajna. Zaproponowałam Tymkowi „salon masażu” dla jego stópek Siedzieliśmy tak sobie, zachwyceni chwilą, gdy głaskałam te malutkie stopy, odważnie kroczące w nieznane. To był piękny wieczór, wypełniony czułością, otwartością i łagodnością. Czułam, że ta chwila bliskości była nam obojgu bardzo potrzebna…
Dziś wstałam o 4:20. Wypiłam szklankę ciepłej wody i odpaliłam Instagram, gdzie Agnieszka Maciąg prowadziła na live streamingu wspaniałą medytację dla uzdrowienia i pokoju na świecie. Czuję się szczęśliwa, że wzięłam w niej udział. Po zakończeniu medytacji przyszła do mnie myśl, że ważne jest to, by zaopiekować teraz w sposób szczególny emocje naszych dzieci… To wczoraj poczułam… Bo nie chodziło przecież tylko o masowanie stópek, ale o zapewnienie o bliskości, przekazanie miłości i obecność
Zależnie od wieku i indywidualnej wrażliwości, każde z naszych dzieci na swój sposób odczuwa i przeżywa to, co się dzieje. Dzieci pozostają w zasięgu naszej aury i odczuwają naszą energię. Jestem przekonana, że każda mama może z łatwością zaobserwować tę zależność. Gdy jesteśmy wzburzone czy zestresowane, nasze dzieci też zachowują się inaczej. Kiedy jest nam dobrze, im też jest łatwiej ze wszystkim…
Do wszystkich dzieci docierają pewnie fragmenty naszych rozmów czy wiadomości. Dlatego mam kilka refleksji, jak możemy troszkę bardziej o nie zadbać. Oto one:
Pewnie do tego co spisałam możecie dopisać swoje pomysły. Idźcie za tym. Byle w tym trudnym czasie, zadbać o to, żeby w naszych wewnętrznych światach i w naszych domach było nam dobrze.
Medytując, wysyłałam dziś światło do Tymka, by otoczyć go kokonem miłości i bezpieczeństwa. To samo światło wysyłam Wam wszystkim. Zaufajmy potężnej sile miłości…
TO TEŻ MINIE <3
Artykuł Lekcja spokoju dla nas i naszych dzieci, płynąca z tych niespokojnych czasów. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Artykuł Nie zgadzam się na bicie dzieci. A czy Ty dajesz klapsy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Ale od początku… Przedwczoraj udało mi się obejrzeć fragment DDTvn. Akurat trafiłam na temat, który zawsze mnie wzburza. Nie temu, że jestem mamą (choć to z pewnością potęguje emocje i niezrozumienie, jak można krzywdzić dziecko) ale dlatego, że wiem, czym jest empatia. Przeraża mnie fakt, że ktoś, kto jest politykiem, twierdzi, że klaps, to uzasadnione użycie przemocy wobec dziecka, będące narzędziem wychowawczym. Fragment programu o którym piszę, możecie zobaczyć na stronie dziendobry.tvn.pl
Pierwsze co przychodzi mi do głowy to to, że Pan Krzysztof Bosak, jak dziecko, które było bite, naturalnie uzasadnia użycie przemocy przez rodzica wobec niego. Dorosły człowiek powinien to przepracować ze wsparciem terapeuty, jeżeli sam nie jest w stanie. Wiceprezes Ruchu Narodowego powinien też uświadomić sobie, że dziecko to też człowiek!
Janusz Korczak kiedyś napisał: “Nie ma dzieci – są ludzie, ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć”.
Jeśli Polacy uznają, że stosowanie klapsa to metoda akceptowana w wychowywaniu dziecka, to znaczy, że Polacy dopuszczają przemoc fizyczną wobec własnych dzieci. Tych samych, które kochają i chcą chronić.. Tych samych, dla których często chcą lepszego dzieciństwa niż sami mieli. Czyż to nie paranoja? Uświadommy sobie raz na zawsze, że „dawanie klapsów” czy „bicie po łapach” nie przynosi dzieciom żadnych, ale to żadnych korzyści. Owszem, efekt jest natychmiastowy. Bo dziecko wystraszy się i wycofa. Trudniej jest tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć… To wymaga od nas cierpliwości, mądrości i wytrwałości. Wymaga samoświadomości i umiejętności rozpoznawania własnych emocji oraz radzenia sobie z nimi. Ale to najlepsza droga jaką znam i jestem pewna, że dawanie przykładu własnym zachowaniem, a nie tylko moralizowanie na jego temat, jest prawdziwym wychowywaniem dziecka. Danie dziecku klapsa, to dla mnie oznaka słabości i bezradności opiekuna. Takie przywództwo jest po prostu prymitywne. Należy sobie również uświadomić, iż respekt, jakim niewątpliwie dziecko będzie darzyć rodzica, stosującego wobec niego przemoc fizyczną, nie będzie wynikał z podziwu i szacunku, lecz ze strachu. Nas, rodziców stać na więcej… Naprawdę.
Co ofiarujemy tym małym ludziom, gdy podnosimy na nich rękę? Jedyne czego ich w ten sposób uczymy, to to, że silniejszy może krzywdzić słabszego. Że osoba, która jest dla dziecka gwarantem miłości i bezpieczeństwa, może stać się oprawcą i wrogiem. Że rodzic kocha i wspiera tylko wówczas, gdy zachowujemy się zgodnie z jego oczekiwaniami. Jest więc to miłość i akceptacja warunkowa.
Nie mam ambicji, aby się wymądrzać i mówić ludziom jak mają żyć i wychowywać swoje dzieci. Ale jestem przekonana, że w obronie dzieci należy stawać. Milcząc, godzimy się na krzywdzenie dzieci, które same się nie obronią. A ja na tę przemoc się nie zgadzam.
Na koniec jeszcze dodam, że w programie, do którego się ustosunkowuję w tym wpisie, bardzo mnie ucieszyło stanowisko Pani psycholog, ale również prowadzących DDtvn – Doroty Wellman i Marcina Prokopa. Kłaniam się Im w pas (choć przy Marcinie, również jak stoję, to jakbym się kłaniała w pas ;)) i mam wielką nadzieję, że rodziców takich jak Oni jest i będzie coraz więcej.
Alicja
Artykuł Nie zgadzam się na bicie dzieci. A czy Ty dajesz klapsy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Artykuł Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>
Po pierwsze – nazywać i akceptować uczucia i emocje własne oraz dziecka.
Odkąd przestałam wypierać to co naprawdę czuję, ale nazywać to i akceptować, jest mi o wiele łatwiej! Emocje takie jak np. frustracja, gniew, obrzydzenie, agresja, rozgoryczenie, zazdrość czy znudzenie są w naszym społeczeństwie i w naszej kulturze traktowane jako coś negatywnego. Coś do czego zwłaszcza dziewczynki, a później kobiety, nie mają prawa. Bo tak (moje „ulubione” stwierdzenie, na które mam wręcz alergię) nie wolno lub nie wypada. Tymczasem musimy wiedzieć, że również takie uczucia są naturalne i niezbędne każdemu człowiekowi! Robimy sobie i naszym dzieciom wielką krzywdę, jeśli sami je wypieramy lub negujemy. Jeśli chcemy by nasze dzieci umiały sobie z całym tym bigosem emocjonalnym radzić, my sami musimy wpierw się tego nauczyć. Bo tylko dojrzały emocjonalnie przywódca może dać przykład dziecku. Nazwanie emocji, których widzimy, że doświadcza nasze dziecko, a co mając odrobinę (no, może trochę więcej niż odrobinę) empatii z łatwością dostrzeżemy, pomaga dziecku nauczyć się rozpoznawać i nazywać rozmaite emocje, których przecież doświadcza tak wiele, a z którymi nieraz sobie nie radzi.
Tak drogie kobiet! I nasze dzieci i mężowie i my same też mamy cholerne prawo czuć się czasami źle i być wkurzonymi! I jestem przekonana, że gorzej dla naszego zdrowia psychicznego i zdrowych relacji z naszymi bliskimi byłoby nigdy tego nie czuć i nie dawać temu upustu. Inna sprawa – czy faktycznie mamy ku temu powody, czy tylko tak nam się zdaje
Po drugie – nie dusić w sobie emocji, ale wyrzucać je z siebie w sposób, który nie rani innych.
Tylko i wyłącznie dzięki mądrym książkom Jospera Juula takim jak „Nie z miłości”, „Agresja, nowe tabu” czy „Zamiast wychowania” nauczyłam się (a raczej wciąż się uczę :)) denerwować w mądry sposób. Najlepiej zobrazować to na przykładzie z ubieraniem, a raczej nieubieraniem się w naszym domu. Wyobraźcie sobie taką sytuację:
Tymek od 20 min. biega po domu na golasa, a ja spieszę się na spotkanie. Gałgan nie chce się ubrać i wydurnia się, robiąc przy okazji w całym domu bałagan stulecia. Czyżby to był znajomy obeazek…? Powtarzam jak zdarta płyta, z osobistym zaangażowaniem, próbując co chwilę zostać zauważoną i wysłuchaną:
– Tymek, bardzo chcę, żebyś się teraz ubrał. Mam dziś ważne spotkanie, na które nie chcę się spóźnić. Jeśli za 3 min. nie wyjdziemy z domu, będą spóźniona. Chodź, pomogę Ci i się szybko ubrać, żebyśmy mogli prędko wyjść z domu. (Szczerze mówiąc, często taki komunikat skutkuje, ale nie ztym razem…)
– Lalalalalal – na to mój 3-latek i sru! Kołdra wraz z klockami, autami i książkami leci z łóżka na podłogę.
W tym momencie, pełna złości zaciskam pięści i robię głośne wrrrr! Takie wydarcie się na bliżej nie zidentyfikowanej literze Zakładam, że każda z nas ma jakiś swój rozładowujący dźwięk czy jak u mnie, raczej warkot Coś w rodzaju własnego dźwięku medytacyjnego om – ale w inną stronę, nie? To nic, że brzmi i wygląda durnie. Ważne, że pomaga! Właśnie pomyślałam, że wyglądam wtedy (tak sobie przynajmniej wyobrażam) jak zdenerwowany niedźwiedź, ten od Maszy, a innym razem jak Mała Mi z Muminków. Nie ważne jednak jak się wtedy prezentuję, ale że w tym momencie zaczyna się mój emocjonalny słowotok! Wywalam z siebie wszystkie uczucia jakich doświadczam w tej chwili:
– Jestem zirytowana i wściekła! Chcę być wysłuchana! Chcę być traktowana poważnie! Tymczasem mam wrażenie, że moja słowa do Ciebie nie docierają, albo nie traktujesz ich poważnie! Nie wiem jak i co mam mam mówić, żebyś zrozumiał jakie to dla mnie ważne i czego od Ciebie oczekuję w tej chwili! Nie mam sił! Niecierpliwię się jak tak czuć! Czekam i nikt mnie nie słucha! Strasznie mnie to irytuje! Wychodzę, bo nie mogę tego znieść!
Wtedy idę do drugiego pokoju, gdzie biorę głębokie wdechy. Wierzcie mi, że już w tym momencie czuję ulgę… I mimo, że wciąż Tymek nie jest ubrany, a szanse na moje spóźńienie na spotkanie rosną z minuty na minutę, to już czuję się wygarana. A małe stópki wnet kroczą za mną… I ubieramy się już w spokoju i pełni wzajemnego zrozumienia.
Macie to? Wiecie o co chodzi? Nie o szantaż emocjonalny, ale o komunikowanie własnych potrzeb, oczekiwań i uczuć, bez oszustwa. Ponieważ uważam, że karny jerzyk, krzesełko przemyśleń czy odprowadzanie dziecka do jego pokoju (o klapsach czy potrząsaniu dziecka już nie wspominając!) jest wobec niego poniżające i krzywdzące, jeśli nie mam ochoty patrzeć na ludzi którzy mnie irytują – włącznie z moim ukochanym pierworodnym, jak w tej sytuacji – sama wychodzę.
Uważam, że dobrą lekcją rozpoznawania i rozładowywania emocji przez dzieci jest zobaczenie jak my je wyrażamy. Jak je nazywamy i jak sobie z nimi radzimy. One będą nas naśladować w całym swoim życiu. Temu zamiast budować kokon fałszu i kryć przed nimi prawdziwe, ludzkie emocje, fajnie umieć je zidentyfikować i rozładowywać w mądry sposób. Tak by mogły od nas zaczerpnąć umiejętność rozumienia swoich emocji i wyrażania ich, jednocześnie nie raniąc i nie obarczając odpowiedzialnością za nie innych. Naprawdę nie możemy negować to co społecznie uznawane za negatywne. Jest tyle rzeczy, które jako rodzice musimy przemyśleć, a które powielane były i wciąż są przez kolejne pokolenia. Myślę, że ta refleksja i wycieczka wgłąb siebie jest przydatna dla każdego z nas.
Po trzecie – wyluzować
Łatwo powiedzić… i wcale nie tak trudno zrobić Wystarczy zmienić perpsektywę. Z lotu ptaka, wszystko wygląda inaczej. Gdy zwiększam dystans i odwołujemy się do swoich wartości, naprawdę można przestać przejmować się pierdołami. Nie bez powodu ludzie, którzy otarli się o śmierć w wypadkach czy zetknęli się z ciężką chorobą, tak się zmieniają. Zostali postawieni w sytuacji, w której sami zadali sobie niezwykle ważne pytania, dotyczące tego co dla nich jest naprawdę ważne i czego od życia. Myślę, że i bez takich silnych bodźców powinniśmy zadawać sobie te pytania, by żyć pełnią życia, każdego dnia móc dostrzegać małe cuda jakie się zdarzają i mówiąc kolokwialnie – nie tracić czasu i nerwów na pierdoły. Bo koncentrować swój czas, swoją energię i uważność na tym, co dla nas samych naprawdę ważne.
Ok, ale co powiedzą/pomyślą inni? Jeśli moje dziecko krzyczy na placu zabaw i włazi na zjeżdżalnię w miejscu, w którym powinno zjeżdżać? A niech włazi! Jeśli widzę, że robi to asekuracyjnie i świetnie sobie radzi (a nawet gdyby miał sobie nie radzić, ale chciałby próbować), czemu nie?! Kiedy indziej w życiu będzie mógł się nauczyć tego jak wspinać się, aby nie spaść? Dzieci są dziećmi. Mają prawo być głośno i brudzić się. Tylko doświadczając i eksperymentując rozwijają się. Pozwalajmy im na to!
Chcę wychować dziecko, które będzie umiało samodzielnie myśleć. Kwestionować to co usłyszy i sięgać po to, na czym mu zależy. Które w poczuciu bezpieczeństwa i solidnych, mocnych korzeni będzie miało siłę wzrastać, by w końcu móc lecieć na swoich skrzydłach gdzie tylko zechce. By tak było, musi samo siebie akceptować – włącznie ze wszelkimi emocjami jakich doświadcza.
To moja złota myśl na dziś. A teraz zacytuję Tymka – „Tadadaaam!”
Alicja
Artykuł Co zrobić, gdy masz ochotę wyrzucić swoje dziecko przez okno? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>