Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-config.php:1) in /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Lifestyle - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tematy/lifestyle/ muzyka dla dzieci / parenting Mon, 30 Mar 2020 19:14:35 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.0.8 https://alicjajanoszdzieciom.pl/wp-content/uploads/2020/01/cropped-IMG_8076ok-e1577989433762-32x32.jpg Lifestyle - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tematy/lifestyle/ 32 32 174918879 Dzień uważności z własnym dzieckiem. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2019/01/04/dzien-uwaznosci-z-wlasnym-dzieckiem/ Fri, 04 Jan 2019 20:12:16 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1219 Napisałam to przed Świętami, ale publikuję dopiero dziś, bo mam samoistny detoks od internetu… No, prawie 😉 W każdym razie, życząc Wam WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU, dzielę się moją refleksją na temat dnia uważności z własnym dzieckiem, którego doświadczenie polecam każdemu 🙂   Takie mamy durne czasy, że w pogoni za lepszym życiem i szczęściem naszym...

Artykuł Dzień uważności z własnym dzieckiem. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Napisałam to przed Świętami, ale publikuję dopiero dziś, bo mam samoistny detoks od internetu… No, prawie 😉 W każdym razie, życząc Wam WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU, dzielę się moją refleksją na temat dnia uważności z własnym dzieckiem, którego doświadczenie polecam każdemu 🙂

 

Takie mamy durne czasy, że w pogoni za lepszym życiem i szczęściem naszym i tych, których kochamy, to wszystko gubimy… Bo co z tego, że zapierdzielamy, żeby móc zapewnić dzieciom lepszy byt, gdy umierajac, nie znamy naszych dzieci, ani one nas, a wraz z nieruchomością, serwujemy im poczucie osamotnienia i brak wspólnych wspomnień. Bo praca była ważniejsza. Bo były ambicje, zobowiązania, kredyty i oczekiwania pracowników, klientów, wierzycieli, ZUS’u etc. O nie… Nie wiem czy po śmierci poczuję ulgę czy będę walczyć o oczyszczenie, albo odrodzę się jako inne stworzenie. Ale wiem, że tu i teraz mam w swoim życiu ważnych dla mnie ludzi, z którymi chcę być i w których życiu chcę prawdziwie uczestniczyć. Z którymi wspólne chwile są dla mnie ważne, więc chcę sprawić, aby i dla nich były znaczące… Chcę dać im z siebie jak najwięcej i chłonąć dla siebie ile wlezie. Bo czas nie jest łaskawy. Pędzi niczym Blaze z Zygzakiem Mc’queenem i Jacksonem Sztormem połączonymi w jedno – jakby powiedział mój 4-latek 🙂

Koleżanki opowiedziały mi ostatnio o mindfulness. Brzmi to fantastycznie. Cały dzień medytujesz, skanujesz ciało (to takie uważne, na pełnej koncentracji dotarcie wraz z oddechem do każdej partii swojego ciała), spacerujesz po lesie, znów medytujesz, jogujesz, spożywasz posiłek z pełnym zaangażowaniem w tę czynność, bez zbędnych słów i odbiegania myślami w przeszłość czy przyszłość. Imponuje mi to i intryguje mnie to. Wyobrażam sobie jakie to wyzwanie i jaki stan można osiągnąć po takim dniu, spędzonym na treningu uważności. Ja po jodze zakończonej krótkim relaksem jestem jak przybysz z kosmosu, do którego wszystko jest obce i dociera wolniej niż zwykle, więc nawet sobie nie wyobrażam, co się dzieje po takim dniu. Ale mimo ciekawości, mam w sobie obawę, że bardzo bym się męczyła, nie mogąc powiedzieć ani słowa i chyba to jeszcze nie ten moment dla mnie… Ale… Na dzisiaj termin „trening uważności” zasiał się we mnie i wykiełkował bardzo szybko w formie, w której go bardzo potrzebowałam.

Tymek wstał dziś z lekkim kaszlem i ogólnym poczuciem niemocy. Stwierdziłam więc, że zostanie ze mną w domu i spędzimy czas razem. Oczywiście śniadanie, prysznic, ubieranie się, bajka, kawa i… odłożyłam telefon na bok. Postanowiłam REALNIE I CAŁKOWICIE BYĆ z moim dzieckiem. Uważnie. Nie odpowiadając mu zdawkowo na pytania znad telefonu czy laptopa. Zbudowaliśmy razem zamek ze wszystkich klocków jakie znajdują się w jego pokoju. Namalowaliśmy rysunki świąteczne, a na tablicowej ścianie w pokoju Tymka, wymalowaliśmy choinkę, absurdalną maszynę do robienia ozdób świątecznych i masę prezentów (te Tymka są w opakowaniach ze skanera, więc widać ich zawartość :)). Stałam się ekspertką od malowania kokard. Może to moja droga… 😉 Bawiliśmy się w chowanego. Upiekliśmy naleśniki. On zjadł jednego, ja 5 😛 Posortowaliśmy tez ubrania, a Tymek wybrał zabawkę, którą odda dla dziecka z domu dziecka. Razem obejrzeliśmy po raz 8 „Ratatouille” – tym razem po angielsku, komentując co chwilę przebieg akcji. Wieczorem poszliśmy do sąsiadów, z którymi od tygodni się nie widzieliśmy, a z którymi spędziliśmy mega miły wieczór, grając w fantastyczną grę rodzinną.

Zjedliśmy kolację w łóżku, a teraz moje serce śpi, pies zakopuje się pod kołdrę, a ja się cieszę, nie tylko że go mam, ale że go znam… A on zna mnie.. Autentyczną i nieidealną, czasem niecierpliwą i gadającą za dużo, ale kochającą bardzo i bardzo, bardzo często przypominającą sobie o tym, jak kruche jest życie i jak wielkie mamy szczęście, mając siebie… I sporo takich dni, które spędzamy razem… 🙂

<3

 

Artykuł Dzień uważności z własnym dzieckiem. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1219
Wszystkie dzieci jedzą tort, a Twoje nie może… https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/10/14/gdy-wszystkie-dzieci-jedza-tort-a-twoje-nie-moze/ Sun, 14 Oct 2018 14:55:57 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1167 Weszliśmy w sezon przyjęć urodzinowych, a wraz z nimi w etap manewrów, jak to zrobić, żeby Tymek nie zjadł tortu i nie był z tego powodu smutny… 🙁 Oboje mamy tyle nietolerancji pokarmowych, że na standardowych urodzinach raczej nie możemy niczego zjeść.. Ja ok. Wypiję kawę z mlekiem, które przynoszę ze sobą w „torebkowym mini-słoiczku”...

Artykuł Wszystkie dzieci jedzą tort, a Twoje nie może… pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Weszliśmy w sezon przyjęć urodzinowych, a wraz z nimi w etap manewrów, jak to zrobić, żeby Tymek nie zjadł tortu i nie był z tego powodu smutny… 🙁 Oboje mamy tyle nietolerancji pokarmowych, że na standardowych urodzinach raczej nie możemy niczego zjeść.. Ja ok. Wypiję kawę z mlekiem, które przynoszę ze sobą w „torebkowym mini-słoiczku” i jestem zadowolona. Ale Tymcio… Taki fan tortów… Stoi przed wielkim wyzwaniem…

 

Na Tymka urodzinkach wszystkie dzieci i rodzice „zmuszeni” byli do zjedzenia zdrowego tortu i ciast 🙂 Jakimś cudem wyszła mi obrzydliwie słodka (jak na bezę przystało ;)) wegańska beza z aquafaby (wody po cieciorce) z czekoladowym kremem i owocami, oraz moje sprawdzone jabłkowe crumble, które zniknęło w mgnieniu oka i eksperymentalne ciacho a’la ptasie mleczko z agarem, które wg mnie było najsłabsze i smakowo i wizualnie. Ale cieszyłam się, że gościom, przyzwyczajonym do normalnych ciast, te nasze „nienormalne” naprawdę smakowały. Albo mam samych miłych znajomych 😉

Ale wtopa była i tak, bo mimo, że w zamyśle Tymcio miał móc zjeść dosłownie wszystko… Tak dobrze się bawił, że nie załapał się na tort. Uwierzycie? Na własnych urodzinach, gdzie wszystko przygotowałam pod niego, moje dziecko nie zjadło nawet kawałka swojej wymarzonej bezy! 😛 A my byliśmy tak zaangażowani w przyjęcie, że nie odłożyliśmy dla niego nawet jednego kawałka… Masakra! Następnego dnia chciałam odtworzyć ten tort specjalnie i wyłącznie dla niego, ale tym razem poniosłam totalną klęskę i zdrapywaliśmy we dwoje przypalony placek bezowy z papieru do pieczenia 😛

Dziś  natomiast byliśmy na przyjęciu urodzinowym, na które moja koleżanka, po telefonicznym upewnieniu się, czego Tymcio nie może, a co może jeść, przygotowała specjalne babeczki, co było mega miłe z jej strony. A ja, za jej błogosławieństwem, podkradłam z tortu kilka owoców i przyozdobiłam Tymkową babeczkę tak, by wizualnie choć trochę przypominała tort i by przełknął ten brak możliwości przełknięcia pięknej (uwaga, znowu :)) bezy. Patent przeszedł, ale i tak czułam, że Tymuś jest poszkodowany wobec innych dzieci… Bo nie mógł tego co one. A ja czułam się skrępowana, że przez nas moja koleżanka miała dodatkowy kłopot…

Widzę jak wielu rodziców żałuje go w takiej sytuacji. I dziwią się nieraz, że nie pozwolę mu „ten jeden raz” zjeść tortu…  Mnie też nie jest łatwo odmówić mu tego kawałka. Zwłaszcza, że większego fana tortów w życiu nie spotkałam. Gdy oglądamy wspólnie „Chefs Table” na Netflix’ie, Tymulek niemal liże ekran w chwili, gdy są na nim torty i inne desery 🙂 Ale wiem już, że po zjedzeniu standardowego tortu, boli go brzuszek i ma rewolucje żołądkowe, a jego organizm natychmiast produkuje przeciwciała, co powoduje spadek jego odporności. Dlatego racjonalnie i konsekwentnie nie pozwalam mu na jedzenie rzeczy, których nie może, w zamian przygotowując takie, które nam nie zaszkodzą. Ale o ile w domu nie mam z tym problemu (na zdjęciu tytułowym tego posta moje urodzinowe ciacho, jagielnikowo-ryżowe a’la rafaello), to urodzinowe przyjęcia są dla nas jedzeniowym wyzwaniem…

Tymek rozumie to świetnie jak na 4-latka. Przyjmuje moją odmowę, a nawet sam mnie pyta, siadając do stołu z innymi dziećmi, co spośród rzeczy, które są na stole, może zjeść. Mówię mu otwarcie od początku, że nie możemy jeść danego produktu, bo mogą nas boleć brzuchy. Dodaję często, że jest mi przykro, bo widzę, że ma na to ochotę, ale niestety tego nie możemy. Szybko znajduję coś w zamian i Tymek jakoś to póki co dzielnie unosi. I myślę sobie, że umiejętność dogadzania sobie kulinarnie mimo naszych dużych ograniczeń, jest dla niego dużym ułatwieniem. W swoim przedszkolu ma zdrowe ciacho, które ciocie nazywają „ciastem bez sensu” (bo bez nabiału, glutenu i jaj) przynajmniej dwa razy w tygodniu 😛 🙂 To, że całą rodziną mamy te same ograniczenia, również. Tak samo jak konsekwencja w przestrzeganiu diety oraz traktowanie tego jako coś normalnego. Jesteśmy przecież z tym pogodzeni, bo doskonale rozumiemy, jakie to dla naszego zdrowia ważne. I Tymuś może dzięki temu tak fajnie to znosi…

Ale piszę to wszystko,bo wczoraj wymyśliłam plan, który wdrożę na kolejnych urodzinach, na które będziemy się wybierać. Postanowiłam, że dowiem się wcześniej, jaki tort będzie serwowany i albo upiekę podobny (jeśli będę miała czas), albo w jednej z cukierni, które na szczęście są we Wroclove i serwują bezglutenowe i wegańskie ciasta (wczoraj jedliśmy w „Legal Cakes” bardzo przyzwoity „sernik”) po prostu wcześniej kupię dla niego kawałek tortu, podobny do urodzinowego. Myślę, że to świetny patent i mam nadzieję, że się sprawdzi na następnym przyjęciu i sprawi mojemu maluszkowi przyjemność.

A czy Wy też macie podobne doświadczenia? Jak Wasze dzieci radzą sobie z ograniczeniami w menu? Piszcie proszę na FB!

 

 

 

Artykuł Wszystkie dzieci jedzą tort, a Twoje nie może… pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1167
Nie wyręczaj, pozwól próbować… https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/09/21/gdy-nieporadnosc-dziecka-jest-irytujaca/ Fri, 21 Sep 2018 11:49:38 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1160 Choć oboje z Bartkiem mocno wspieramy samodzielność Tymka, licząc się z konsekwencjami nalewania przez czterolatka soku do szklanki, czy wsypywania płatków do miski, to czasami mnie to irytuje. Wtedy walczę sama ze sobą, żeby nie zrobić czegoś „szybciej i lepiej” i choć raz na 10 przypadków, robię to sama, to na szczęście Tymek zazwyczaj się...

Artykuł Nie wyręczaj, pozwól próbować… pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Choć oboje z Bartkiem mocno wspieramy samodzielność Tymka, licząc się z konsekwencjami nalewania przez czterolatka soku do szklanki, czy wsypywania płatków do miski, to czasami mnie to irytuje. Wtedy walczę sama ze sobą, żeby nie zrobić czegoś „szybciej i lepiej” i choć raz na 10 przypadków, robię to sama, to na szczęście Tymek zazwyczaj się wtedy buntuje i z wielką starannością robi swoje, a ja mu jedynie podpowiadam, na co warto zwrócić uwagę, żeby akcja zakończyła się sukcesem. I tak mój maluch już od dawna sam się ubiera czy przygotowuje sobie kanapki na talerzu. I tylko jakoś sprzątać pokoju nie lubi sam 😉 Ale naszła mnie taka refleksja, że często my, dorośli, denerwujemy się na dzieci, gdy coś im nie wychodzi, kompletnie zapominając o tym, że są dziećmi i te porażki są nie tylko normalne, ale i bardzo potrzebne! Bo za każdym razem, dziecko się z nich czegoś uczy. Jedynie podejmując wysiłek, ma możliwość wyciągnąć wnioski, by za kolejnym razem, zrobić coś lepiej. Teoria czy samo obserwowanie dorosłych w różnych codziennych sytuacjach na nic tu się zda.

Dziecko potrzebuje samodzielnego działania. Doświadczając uczy się najwięcej.  

Jestem pewna, że niezwykle ważne jest też pozwalanie dzieciom na próby, porażki i sukcesy, bo w ten sposób, budują one poczucie własnej wartości. Jeśli dorośli odbierają maluchom tę możliwość, dzieci dostają sygnał  – „Ty tego nie potrafisz, ja zawsze zrobię to lepiej”. A to zdecydowanie słaby komunikat, który uformuje nasze dzieci na resztę życia…

Natknęłam się ostatnio na genialny filmik „Oczami malucha przez RV” zrealizowany przez Lego Duplo. RV to symulator, ograniczający koordynację wzrokowo-ruchową, czyniąc ją taką, jaką mają małe dzieci. Dorośli, którzy zostali poddani eksperymentowi, nie byli w stanie łapać piłki czy układać klocków lego, a ich autoportrety przypominały te, które malują trzy i czterolatki. Gdy opiekunowie sami przekonali się, jak ciężko maluchom wykonywać czynności, których wykonywanie dla dorosłych jest bananie proste, wszyscy zadeklarowali, że powinni być bardziej cierpliwi wobec dzieci.

Zobaczcie koniecznie ten filmik:

 

I co sądzicie? Dajcie znać na FB, jak z Waszą nauką samodzielności i treningami cierpliwości 😉

Alicja

Artykuł Nie wyręczaj, pozwól próbować… pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1160
Za co moje koleżanki podziwiają mojego męża – drewniany domek dla syna. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/09/07/kobiety-uwielbiaja-meza-drewniany-domek-dla-syna/ Fri, 07 Sep 2018 16:44:44 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1087 Siedzę na tarasie w cieniu żagla, a mój ukochany i jego miniaturowa wersja, malują piaskownicę pod domkiem, który Bartek sam zbudował w ciągu 3 dni! Zaimponował mi przy tym niewiarygodnie 🙂 Tak, to zdecydowanie moment typu – sielanka/amerykański sen 😉 Piszę to z lekką szyderą, ale naprawdę, widok mam boski 😛 A ponieważ Bartek już...

Artykuł Za co moje koleżanki podziwiają mojego męża – drewniany domek dla syna. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Siedzę na tarasie w cieniu żagla, a mój ukochany i jego miniaturowa wersja, malują piaskownicę pod domkiem, który Bartek sam zbudował w ciągu 3 dni! Zaimponował mi przy tym niewiarygodnie 🙂 Tak, to zdecydowanie moment typu – sielanka/amerykański sen 😉 Piszę to z lekką szyderą, ale naprawdę, widok mam boski 😛 A ponieważ Bartek już się pochwalił na FB swoim dziełem, już stał się Idolem wszystkich matek jakie zna 😉 Mam nadzieję, że noty u jego kolegów, nie poleciały tym samym w dół 😉

Dlaczego zdecydowaliśmy się zbudować domek, zamiast kupować? Są dwa powody:

Koszt (wszystkie materiały łącznie, wraz z gotową piaskownicą, wyniósł nas 900zł)

Doświadczenie współpracy i stworzenia czegoś od podstaw, a przy okazji możliwość fajnego spędzenia czasu w absolutnie męskim stylu. Tymek pomagał Bartkowi jak potrafił, a że jest urodzonym artystą, największą frajdę ewidentnie sprawiło mu malowanie domku 🙂 Dygresja matki – niech żyje oliwka, którą można rozpuścić farbę z połowy ciała!!!

 

DIY

Co jest potrzebne do zrobienia drewnianego domku? Po pierwsze i najważniejsze – zapalony wykonawca, który będzie wiedział jak to wszystko pociąć i poskładać 😛 Tego kupić się nie da. Bartek śmiał się, że po 4h spędzonych w sklepie z artykułai budowlanymi i łażeniu od regału do regału, ochroniarze dziwnie na niego patrzyli 😉 Nie mam pojęcia, jak to wszystko sobie w głowie poukładał, ale na Pintereście jest mnóstwo inspiracji, które go natchnęły. Wcześniej sam zbudował nasz taras, a że majsterkowanie sprawia mu przyjemność, mimo że nie posiada zbyt wielu fachowych sprzętów i wielkiego doświadczenia w stolarce, ochoczo zabrał się do dzieła.

Najpierw zbudował „stół dla odbrzyma”. Następnie ułożył boazerię, wycinając od razu dziury na okna. Połączył ściany kątówkami. Ponieważ nie chcieliśmy klasycznego dachu, tylko bardziej nowoczesny, płaski (skandynawski styl był dla nas inspiracją), Bartek zbuydował sufit z tej samej boazerii co ściany, a następnie przykryliśmy ją równo przyciętym kawałkiem baneru, który znaleźliśmy w garażu 😛 Można użyć jakiegoś specjalnego tworzywa lub bardzo grubej folii. Generalnie, fajnym przypadkiem zrealizowaliśmy „nie wyrzucaj – wykorzystaj” 🙂 Dla lepszego efektu wizualnego, Bartek wszystkie łączenia przykrył listwami maskującymi, które wraz ze schodami pomalowaliśmy na biało. Resztę domku pomalowaliśmy sopecjalnym impregnatem w kolorze jasno szarym. Wyszedł moim zdaniem boski! Widać drewniane słoje, drewno jest zabezpieczone, a kolor jest idealny! 🙂 Domek postawiliśmy na podwyższeniu, które też oczywiście pomalowaliśmy.

 

 

 

 

Do szczęścia brakowało jeszcze tylko piaskownicy 🙂 Barti już nie miał sił jej budować od podstaw (niech Was to nie zniechęci, haha ;)) i kupił za 200zł gotową piaskownicę. Razem z Tymkiem wymalowali ją na biało i teraz czeka, aż zarobieni rodzice kupią piasek… 😛

 

 

Możecie kupić gotowe domki tego typu, ale koszt będzie niestety 100 – 200% wyższy. Świetne i znacznie tańsze są też domku z europalet, czy ogrodowe tipi, które można wykonać na milion sposobów.

Jeśli Wy też zbudowaliście coś własnymi rękami i macie ochotę podzielić się z nami swoim dziełem, koniecznie wklejajcie zdjęcia na moim FB! 🙂 Jestem ogromnie ciekawa, bo uwielbiam takie indywidualne projekty. Choć nieraz nie są idealne jak te sklepowe z wyższej półki, to właśnie one są bezcenne! 🙂 Tak samo jak chwile, podczas których powstają 🙂

 

Alicja

Artykuł Za co moje koleżanki podziwiają mojego męża – drewniany domek dla syna. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1087
ParkHotel Łysoń i Inwałd Park – idealny wypad rodzinny! https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/08/16/park-hotel-lyson-inwald-park-idealny-wypad-rodzinny/ Thu, 16 Aug 2018 12:28:30 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1047 W tym roku czas wakacji dla nas jest wyjątkowo pracowity. Ale pomiędzy koncertami, nagraniami, przygotowywaniem trasy koncertowej naszego przyjaciela z Chicago – Carlosa Johnsona oraz festiwalem Gastro Miasto, którego jestem ambasadorską i wszystkimi tymi codziennymi sprawami, postanowiliśmy spędzić choć kilka dni we trójkę, poza domem. Wybraliśmy ParkHotel Łysoń, położony na trasie Kraków – Wadowice – Bielsko...

Artykuł ParkHotel Łysoń i Inwałd Park – idealny wypad rodzinny! pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
W tym roku czas wakacji dla nas jest wyjątkowo pracowity. Ale pomiędzy koncertami, nagraniami, przygotowywaniem trasy koncertowej naszego przyjaciela z Chicago – Carlosa Johnsona oraz festiwalem Gastro Miasto, którego jestem ambasadorską i wszystkimi tymi codziennymi sprawami, postanowiliśmy spędzić choć kilka dni we trójkę, poza domem. Wybraliśmy ParkHotel Łysoń, położony na trasie Kraków – Wadowice – Bielsko Biała. I muszę Wam powiedzieć, że przyjazd tutaj był rewelacyjnym pomysłem. Dlaczego? Spieszę z odpowiedzią! 🙂

 

 

Czterogwiazdkowych hoteli, dobrych tak jak ten, może i jest sporo w naszym kraju. Park Hotel Łysoń ma jednak kilka atutów, którymi pozostałe nie dysponują, a jeżdżąc sporo po Polsce od lat, z racji grania koncertów w przeróżnych miastach, miałam okazję odwiedzić ich całkiem sporo. Po pierwsze i najważniejsze – jest idealnym miejscem na pobyt z dziećmi. A otwartość na małych gości widać już w recepcji, w której czekają wyjątkowe przytulanki (Tymek nie rozstaje się z sową – Panem HuHu :)) od joannałysoń design. Co dalej? Ma rewelacyjną restaurację!

 

 

Champs to restauracja w stylu amerykańskim. Raj dla mięsożerców, bo w karcie dań znajdują się rozmaite burgery w wersji XXL, najdłuższe i najlepsze ponoć w Polsce żeberka oraz Chili con carne (zachwyciły Bartka), ale też dla wegan i wegetarian. Sama miałam okazję zjeść pyszny krem z białych warzyw czy paprykę faszerowaną pieczarkami i cukinią, na znakomicie przyprawionym sosie pomidorowym. Tradycyjnie, w podróż wybraliśmy się z własnym pieczywem, ale na śniadaniu spokojnie mogliśmy skomponować dla każdego z nas coś dobrego. A zrobienie dla Tymka jajecznicy z samych żółtek nie było najmniejszym problemem dla naprawdę miłych i pomocnych pracowników hotelu. Dla mnie i moich chłopaków jedzenie jest ważną kwestią, więc to dla nas bardzo duży atut tego naprawdę przyjemnego miejsca, do którego z chęcią kiedyś wrócimy 🙂

Ale nie dla samego jedzenia i dla siedzenia w pokoju tam przecież pojechaliśmy 🙂 Park Hotel Łysoń jest otoczony przez Inwałd Park! Cztery tematyczne parki, na których zwiedzanie najlepiej przeznaczyć dwa dni (jeden też jest realny, ale dwa są idealne :)).

Najważniejszym celem naszej podróży dla Tymka było odiwedzenie Dinolandii. Miejsce, które każdy fan dinozaurów powinien zobaczyć! Podróż w przeszłość naszej planety i wspaniała okazja nie tylko do zabawy, ale i do nauki poprzez tę zabawę, bo przy każdym dinozaurze prawdziwych rozmiarów, jest jego opis. Zobaczycie sami dosłownie skrawek bogactwa, jakie kryje w sobie ten niesamowity park z dinozaurami, parkiem linowym, jaskiniami i przeróżnymi atrakcjami dla młodszych i starszych.

 

 

Kolejny z parków Inwał Parku to Park Miniatur – miejsce idealne, aby poznać najbardziej charakterystyczne budynki na świecie. Zobaczenie w skali 1:15 lub 1:10 Wieży Eiffla, Miri Chińskiego, Placu Św. Marka czy mojego wymarzonego kierunku podróży – Taj Mahal, naprawdę robi wrażenie! Taka podróż przez świat w kilka godzin, a na koniec kino 5D, wyścigi (a raczej ucieczka przed uderzeniami ;)) aut i diabelski młyn, na który wsiadłam przy jakiejś chwilowej niepoczytalności 😉

 

 

Następny park to podróż w czasie do Warowni Inwałd, a tam możliwość wzięcia udziału w króciutkich warsztatach lepienia z gliny czy tkania na krośnie. Na Tymku spore wrażenie zrobił teatr świateł z opowieścią o próbie zdobycia Warowni przez podstępnego rycerza, ale kropką nad i było spotkanie ze śpiewającym i zionącym ogniem smokiem!

 

 

Nie dotarliśmy do Ogrodu Jana Pawła II, bo ponad trzydziestostopniowy upał dawał się we znaki, drugiego dnia zawaby. Reasumując, jeśli chcecie odkrywać Polskę i szukacie miejsc, których odkrywanie będzie ciekawe i ekscytujące dla całej rodziny, to bardzo Wam polecam taką podróż, jaką my właśnie odbyliśmy 🙂 Bo mamy mnóstwo wspaniałych wspomnień z tego krótkiego, ale owocnego pobytu w miejscowości Inwałd.

 

Artykuł ParkHotel Łysoń i Inwałd Park – idealny wypad rodzinny! pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1047
Dlaczego warto nosić dzieci? I jak je tego oduczyć, gdy jest nam już ciężko? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/06/20/dlaczego-warto-nosic-dzieci-je-tego-oduczyc-nam-juz-ciezko/ Wed, 20 Jun 2018 15:12:06 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1023 „Nie noś bo przyzwyczaisz” – która z nas nie usłyszała tego chociaż raz w życiu? Tymczasem noszenie dzieci to naturalne element opieki nad nimi, niezbędny ku temu, by mogły się prawidłowo rozwijać. Bo gdy maleństwa czują ciepło i zapach rodziców, czują się bezpieczne.  Doskonale wiedzą o tym ludy, zamieszkujące mniej cywilizowane zakątki Ziemi. W Afryce czy...

Artykuł Dlaczego warto nosić dzieci? I jak je tego oduczyć, gdy jest nam już ciężko? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
„Nie noś bo przyzwyczaisz” – która z nas nie usłyszała tego chociaż raz w życiu? Tymczasem noszenie dzieci to naturalne element opieki nad nimi, niezbędny ku temu, by mogły się prawidłowo rozwijać. Bo gdy maleństwa czują ciepło i zapach rodziców, czują się bezpieczne. 

Doskonale wiedzą o tym ludy, zamieszkujące mniej cywilizowane zakątki Ziemi. W Afryce czy Azji, dzieci są noszone tak długo, jak tego potrzebują, czyli aż same nauczą się chodzić. Wiedząc, że pierwsze trzy miesiące życia dziecka, są czwartym trymestrem ciąży, łatwo sobie uświadomić, że noworodek wciąż potrzebuje czuć mamę… Gdy jest przez nią noszone, to zupełnie jak w brzuchu, kołysze się wraz z nią, gdy Ona chodzi. Wyraźnie słyszy jej głos, czuje wibrację klatki piersiowej i bicie jej serca. To idealne warunki do tego, bo pięknie się rozwijać i rosnąć… Nie znaczy to oczywiście, że mamy być sklejone z naszymi dziećmi 24h na dobę! No way! Chyba każda z nas by zwariowała 😉 Ale musimy wiedzieć, że to, co przez lata wypracowała nasza cywilizacja (czyt. łóżeczko w osobnym pokoju i brak noszenia dziecka) zdecydowanie nie służy małemu człowiekowi. Jak to się dzieje, że jako ludzkość krok za krokiem strzelamy sobie w kolano? Dzieci potrzebują mleka mamy – dajemy im modyfikowane. Potrzebują być noszone – kładziemy je do wózków, leżaczków bujaczków (uwaga na napięcie mięśni – nie za długo! ;)), chcą podczas snu czuć nasze ciepło – kładziemy je do łóżeczka, do innego pokoju. Oczywiście, to zawsze kwestia indywidualnego wyboru i decyzje o sposobie wychowywania i opieki nad dziećmi zawsze należą do rodziców. Ale jako empatyczny człowiek i matka z powołania, mam nadzieję, że rozpowszechnianie wiedzy na temat rodzicielstwa bliskości i tego, co stanowi jego podwaliny, sprawimy, że kolejne maluszki będą wzrastać w warunkach, na jakie każde dziecko zasługuje 🙂

Niewiarygodne jest to, że wg obserwacji Afrykańskich matek i ich maluszków nie zauważono złego samopoczucia czy kolki, co przypisuje się właśnie bliskości, jaką tamtejsze niemowlęta otrzymują. 

 

 

 

A co jeśli dziecko wciąż chce być na rękach, gdy jest już starsze?

Nie zawsze efekty widzimy od razu, ale jak zwykle, tak i w tym przypadku, warto cierpliwie wszystko tłumaczyć naszym dzieciom. Jak każdy człowiek, maluszki łatwo przyzwyczajają się do tego co przyjemne i niechętnie z tego rezygnują. Z moich obserwacji i z własnego doświadczenia wynika, że dziecko, które ma tyle czułości i uważności ile potrzebuje i nie musi o nią walczyć, samo chętnie odkrywa w świat, a o noszenie upomina się jedynie w wyjątkowych sytuacjach, czyli wtedy, kiedy naprawdę potrzebuje naszego wsparcia. Tymek, choć za 3 miesiące skończy 4 latka, wciąż chce być na rękach, gdy trudno jest mu się ze mną rozstać, gdy boi się czegoś, kiedy jest głodny lub zmęczony. W trakcie choroby, zawsze wiem natychmiast, gdy rośnie mu temperatura, bo właśnie wtedy przytula się i wspina się na mnie. Ale poza tymi chwilami niepokoju czy słabości, jest super odważnym chłopcem, który bez problemu nawiązuje kontakt z osobami, których wcześniej nie znał. Więc to nie prawda, że dziecko, które jest noszone i długo karmione piersią, będzie się kurczowo trzymało spódnicy mamy. Wręcz przeciwnie. Jestem pewna, że dziecko, którego potrzeba bliskości i bezpieczeństwa jest zaspokojona, dostaje w pakiecie z czułością sporą dawkę poczucia własnej wartości. Choć oczywiście, dzieci różnią się pod względem charakterów i temperamentów i zawsze do pewnego stopnia pozostanie to kwestią indywidualną.

 

Jak nosić dzieci?

Niedawno moja znajoma dała mi dwie, wspaniale wydane książki, które tak naprawdę stanowiły pretekst do powstania tego tekstu. Pierwsza z nich to „Noszę” Magdaleny Cichońskiej i Aleksandry Kramkowskiej, a druga „Tulaj mnie” Magdaleny Cichońskiej (również) oraz Joanny Izydor.

 

 

 

Pierwsza z nich jest dla rodziców i najlepiej ją przeczytać jeszcze w trakcie ciąży, bo zawiera sporo cennych wiadomości o budowaniu więzi jeszcze w łonie mamy, wyjaśnia znaczenie porodu, połógu i noszenia. Jest kompendium wiedzy na temat chustonoszenia, a także praktycznym zbiorem „narzędzi” bliskości. Obala mity i wiele tłumaczy. Nauczy czytelników również tego, jak wybrać odpowiednią dla siebie chustę i jak ją wiązać. 

A jeśli nie chusta to nosidło, ale tylko i wyłącznie ergonomiczne – czyli takie, które nie uszkodzi maleństwu bioderek. Warto zgłębić temat i unikać wszelkiego rodzaju „wisiadeł”, których niestety na rynku jest mnóstwo, oraz noszenia dziecka tyłem do swoich piersi!!! To bardzo niezdrowa dla dziecka pozycja.

 

Natomiast „Tulaj mnie” to znakomicie zilustrowana opowieść o Fryderyku – chłopcu, który wyrasta z chustonoszenia. Jest to świetna historia, której czytanie z dzieckiem może bardzo ułatwić mu zrozumienie, dlaczego noszenie zamieniamy na samodzielne maszerowanie. To książka, która pozwoli dziecku zrozumieć, że koniec noszenia w chuście (bądź nosidle), nie oznacza końca przytulania i bliskiej więzi, jaką dzięki chustonoszeniu dziecko otrzymywało.

Miłej lektury i z serca polecam! 🙂

Alicja

Artykuł Dlaczego warto nosić dzieci? I jak je tego oduczyć, gdy jest nam już ciężko? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1023
Nie zgadzam się na bicie dzieci. A czy Ty dajesz klapsy? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/06/13/zgadzam-sie-bicie-dzieci-a-dajesz-klapsy/ Wed, 13 Jun 2018 10:01:36 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=1001 Klaps to przemoc fizyczna. Klaps to bicie dzieci i nie ma co do tego wątpliwości. Definicja jest jasna, a przekaz od psychologów konkretny. Przyzwolenie na bicie dzieci jest mitem, niestety głęboko osadzonym w naszym społeczeństwie, odbierającym dzieciom podmiotowość. A dzieci nie są naszą własnością. Są małymi ludźmi, których prawem jest zachowywać się nieracjonalnie i nie...

Artykuł Nie zgadzam się na bicie dzieci. A czy Ty dajesz klapsy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Klaps to przemoc fizyczna. Klaps to bicie dzieci i nie ma co do tego wątpliwości. Definicja jest jasna, a przekaz od psychologów konkretny. Przyzwolenie na bicie dzieci jest mitem, niestety głęboko osadzonym w naszym społeczeństwie, odbierającym dzieciom podmiotowość. A dzieci nie są naszą własnością. Są małymi ludźmi, których prawem jest zachowywać się nieracjonalnie i nie radzić sobie z własnymi emocjami. My – dorośli, musimy je tego nauczyć poprzez dawanie im przykładu i pokazywanie, że nie ma takiej sytuacji, w której możemy wyrządzić krzywdę komuś słabszemu.

Ale od początku… Przedwczoraj udało mi się obejrzeć fragment DDTvn. Akurat trafiłam na temat, który zawsze mnie wzburza. Nie temu, że jestem mamą (choć to z pewnością potęguje emocje i niezrozumienie, jak można krzywdzić dziecko) ale dlatego, że wiem, czym jest empatia. Przeraża mnie fakt, że ktoś, kto jest politykiem, twierdzi, że klaps, to uzasadnione użycie przemocy wobec dziecka, będące narzędziem wychowawczym. Fragment programu o którym piszę, możecie zobaczyć na stronie dziendobry.tvn.pl

Pierwsze co przychodzi mi do głowy to to, że Pan Krzysztof Bosak, jak dziecko, które było bite, naturalnie uzasadnia użycie przemocy przez rodzica wobec niego. Dorosły człowiek powinien to przepracować ze wsparciem terapeuty, jeżeli sam nie jest w stanie. Wiceprezes Ruchu Narodowego powinien też uświadomić sobie, że dziecko to też człowiek! 

Janusz Korczak kiedyś napisał: “Nie ma dzieci – są ludzie, ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć”. 

Jeśli Polacy uznają, że stosowanie klapsa to metoda akceptowana w wychowywaniu dziecka, to znaczy, że Polacy dopuszczają przemoc fizyczną wobec własnych dzieci. Tych samych, które kochają i chcą chronić.. Tych samych, dla których często chcą lepszego dzieciństwa niż sami mieli. Czyż to nie paranoja? Uświadommy sobie raz na zawsze, że „dawanie klapsów” czy „bicie po łapach” nie przynosi dzieciom żadnych, ale to żadnych korzyści. Owszem, efekt jest natychmiastowy. Bo dziecko wystraszy się i wycofa. Trudniej jest tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć… To wymaga od nas cierpliwości, mądrości i wytrwałości. Wymaga samoświadomości i umiejętności rozpoznawania własnych emocji oraz radzenia sobie z nimi.  Ale to najlepsza droga jaką znam i jestem pewna, że dawanie przykładu własnym zachowaniem, a nie tylko moralizowanie na jego temat, jest prawdziwym wychowywaniem dziecka. Danie dziecku klapsa, to dla mnie oznaka słabości i bezradności opiekuna. Takie przywództwo jest po prostu prymitywne. Należy sobie również uświadomić, iż respekt, jakim niewątpliwie dziecko będzie darzyć rodzica, stosującego wobec niego przemoc fizyczną, nie będzie wynikał z podziwu i szacunku, lecz ze strachu. Nas, rodziców stać na więcej… Naprawdę.

Co ofiarujemy tym małym ludziom, gdy podnosimy na nich rękę? Jedyne czego ich w ten sposób uczymy, to to, że silniejszy może krzywdzić słabszego. Że osoba, która jest dla dziecka gwarantem miłości i bezpieczeństwa, może stać się oprawcą i wrogiem. Że rodzic kocha i wspiera tylko wówczas, gdy zachowujemy się zgodnie z jego oczekiwaniami. Jest więc to miłość i akceptacja warunkowa.

Nie mam ambicji, aby się wymądrzać i mówić ludziom jak mają żyć i wychowywać swoje dzieci. Ale jestem przekonana, że w obronie dzieci należy stawać. Milcząc, godzimy się na krzywdzenie dzieci, które same się nie obronią. A ja na tę przemoc się nie zgadzam.

Na koniec jeszcze dodam, że w programie, do którego się ustosunkowuję w tym wpisie, bardzo mnie ucieszyło stanowisko Pani psycholog, ale również prowadzących DDtvn – Doroty Wellman i Marcina Prokopa. Kłaniam się Im w pas (choć przy Marcinie, również jak stoję, to jakbym się kłaniała w pas ;)) i mam wielką nadzieję, że rodziców takich jak Oni jest i będzie coraz więcej.

 

Alicja

Artykuł Nie zgadzam się na bicie dzieci. A czy Ty dajesz klapsy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
1001
Nigdy więcej kąpieli w fontannie! Dlaczego? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/06/06/nigdy-wiecej-kapieli-fontannie-dlaczego/ Wed, 06 Jun 2018 09:34:33 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=992 Niedzielny spacer wokół Hali Stulecia we Wrocławiu, odwiedzenie targów książek dla dzieci, zabawy z psiakami, które piknikowały z właścicielami z psiej szkółki i rozkoszowanie się smakiem Pad Thai, kupionego w jednym z Food Truck’ów – to było boskie popołudnie. Wakacje w mieście też mają swój urok, choć nas i tak ciągnie bardziej do przyrody i...

Artykuł Nigdy więcej kąpieli w fontannie! Dlaczego? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Niedzielny spacer wokół Hali Stulecia we Wrocławiu, odwiedzenie targów książek dla dzieci, zabawy z psiakami, które piknikowały z właścicielami z psiej szkółki i rozkoszowanie się smakiem Pad Thai, kupionego w jednym z Food Truck’ów – to było boskie popołudnie. Wakacje w mieście też mają swój urok, choć nas i tak ciągnie bardziej do przyrody i spokoju 🙂 Tylko że tam nie znajdziemy fontanny, w której Tymek mógłby się wykąpać. Piszczał z radości, a my, jak wielu innych rodziców dookoła, tę radość podzielaliśmy. Bo dzieciaki bosko brykały między pojawiającymi się i znikającymi na przemian strugami wody. Na pamiątkę zostały nam piękne zdjęcia i kac moralny, jak mogliśmy nie pomyśleć o całym tym syfie, ukrywającym się w pozornie krystalicznie czystej wodzie. O ironio, gdy byliśmy na słońcu, nie wpadliśmy na to… „Oświecenie” przyszło z porządnym delay’em.

 

 

W fontannach miejskich jest niestety pełno bakterii, które są bardzo niebezpieczne dla naszego zdrowia. Bakterie e.koli, gronkowca, salmonelli czy enterokoków – to drobnoustroje, obecne w miejskich fontannach. Poza tym, sanepid ostrzega, że takie kąpiele mogą powodować grzybicę stóp, zapalenie uszu, zapalenie spojówek, reakcje alergiczna, a nawet zakażenie gronkowcem. 

Woda wydaje nam się czysta, ale dopiero pod mikroskopem można zobaczyć, jakie „niespodzianki” w niej płyną. Takie fontanny często są też zanieczyszczane przez zwierzęta. To wystarczający argument, by odmówić maluchom takiej przyjemności. Kropką nad i może być mandat w wysokości 250zł. Zastanawia mnie więc, czemu ochrona nie reaguje, gdy dzieci bawią się w mniejszej fontannie przy naszej wrocławskiej Hali Stulecia? Miło, że pozwalają się schłodzić, ale jeśli rodzice w pełnym słońcu bywają zaćmieni, tak jak my, gdy pozwoliliśmy Tymkowi dołączyć do bawiącej się w fontannie ekipy, mądry zakaz by się przydał…

Radość dzieci jest bezcenna, ale nie kosztem narażania ich zdrowia! I musimy o tym pamiętać my – rodzice.

Alicja

 

Ps. Przynajmniej błotko, w którym Tymek chlapie się w przedszkolu, jest z atestami – made by kids tu i teraz, a później porządne mycie 😉

Artykuł Nigdy więcej kąpieli w fontannie! Dlaczego? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
992
Dlaczego warto śpiewać dzieciom i z dziećmi? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/05/11/dlaczego-warto-spiewac-dzieciom-dziecmi/ Fri, 11 May 2018 15:23:14 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=959 Istnieje teoria, że ludzie zaczęli rytmicznie mówić, nucić i śpiewać, aby uspokajać dzieci. To nasuwa wniosek, że śpiewanie dzieciom jest dla człowieka czymś instynktownym i naturalnym. Więc niezależnie od tego, czy odważylibyśmy się na publiczne występy, czy samych siebie nie lubimy słuchać nawet pod prysznicem, to śpiewanie dzieciom leży poza wszelką oceną. Więc gdy pora uspokoić...

Artykuł Dlaczego warto śpiewać dzieciom i z dziećmi? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Istnieje teoria, że ludzie zaczęli rytmicznie mówić, nucić i śpiewać, aby uspokajać dzieci. To nasuwa wniosek, że śpiewanie dzieciom jest dla człowieka czymś instynktownym i naturalnym. Więc niezależnie od tego, czy odważylibyśmy się na publiczne występy, czy samych siebie nie lubimy słuchać nawet pod prysznicem, to śpiewanie dzieciom leży poza wszelką oceną. Więc gdy pora uspokoić i utulić nasze maluszki do snu, to czas na kołysanki… Ale nie tylko kołysanki warto śpiewać!

Mój 3,5 roczny Tymek chyba myśli, że wszyscy ludzie komponują własne piosenki. I to na każdy temat. Skoro mama ciągle gra na gitarze i śpiewa, a czasami mówi – to moja nowa piosenka – dla niego jest to coś normalnego i przypuszczam, że jeszcze nie odkrył, że nie każda mama nagrywa piosenki 😛 Gdy buduje coś z lego, śpiewa o tym co buduje, albo nuci którąś ze swoich ulubionych piosenek. A lista jego hiciorów jest długa 🙂 Cieszy mnie to, bo uwielbiam słuchać jego słodkiego głosiku. Ale też wierzę, że śpiewanie jest rodzajem samooczyszczenia i ma działanie terapeutyczne.

Nieraz słyszę od znajomych mam – ale ja mam brzydki głos / nie umiem / nie znam żadnych piosenek dla dzieci. Nie wierzę w to! Profesor Steven Demorest z Univerwersytetu Northwestern – ekspert od edukacji muzycznej, twierdzi, że wiele osób niesłusznie słyszy w dzieciństwie, że nie ma talentu do śpiewania. Przyjmując to za prawdę, pozbawia się możliwości rozwoju swojego warsztatu wokalnego. A nawet najbardziej fałszujące osoby, które będą codziennie śpiewać, wreszcie zaczną trafiać we właściwe dźwięki! Jeśli jednak nie będziemy śpiewać, faktycznie z czasem, będzie nam to szło słabiej. Sama coś o tym wiem, bo po dłuższej przerwie w śpiewaniu, mocno czułam braki… Więc im częściej śpiewamy, tym lepiej nam idzie. Jak zresztą ze wszystkim 😉 Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka.

 

 

Ale, ale… Po co Was tak przekonuję, żebyście śpiewały Waszym dzieciom i z Waszymi dziećmi? 🙂

Dla każdego dziecka, głos jego mamy jest najpiękniejszy! A że czasem każdej z nas każą zamilknąć… Życie 😉 Ja też nieraz słyszę – mama, Ty nie śpiewaj! Zdarza się to od czasu do czasu i przyjmuję na klatę. Jestem jednak pewna, że słuchanie przez maluszki i starsze dzieci matczynego głosu, przynosi ukojenie i poczucie bezpieczeństwa. A wspólne śpiewanie – daje niesamowitą frajdę każdemu, kto śpiewa!

Czy wiecie, że śpiewanie to rodzaj aerobiku? 🙂 Teraz już chyba wszystkie z Was przekonałam, bo to argument typu szach mat 😉 Ćwiczysz coś? Tak! 😉 Bo śpiewając uruchamiamy główne partie mięśni i zwiększamy dopływ tlenu do krwi. Dla dzieci jest to również bardzo ważne, bo śpiewając rozwijają i usprawniają swój układ oddechowy, układ krążenia, a także układ trawienny i nerwowy. Jest więc cała masa zdrowotnych korzyści ze śpiewu, o których możecie sobie przeczytać na easyvoice.pl  oraz na osesek.pl 

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że śpiewanie umuzykalnia dzieci. Ale też ma korzystny wpływ na rozwój mowy i wzbogacanie słownictwa.

Naukowcy przekonują, że śpiewanie podnosi poziom hormonu szczęścia w naszych ciałach i rozładowuje wszelkie napięcia! To masaż dla ciała, umysłu i duszy. Więc zamiast masażu – karaoke! Albo… po co „zamiast”. Dodatkowo! 😉 Dzieci i dorośli, którzy wyśpiewują swoje emocje i poprzez dźwięki wyrażają siebie, serwują sobie znakomitą, oczyszczającą autoterapię.

Na koniec chcę jeszcze zwrócić Waszą uwagę na to, że śpiewanie wpływa na dziecięcą wyobraźnię i pamięć oraz na kształtowanie potrzeb kulturowych.

Nie martwcie się więc, że Wam nie idzie tak pięknie jak bohaterkom bajek Disneya i że nie wyciągacie najwyższych dźwięków z Elsą czy Aną. Po prostu – śpiewajcie! Bo to samo dobro 🙂 No, o ile repertuar jest jeszcze odpowiedni 😉 Ale to już osobny rozdział, o którym już pisałam w jednym z postów – TUTAJ 🙂

Alicja

 

 

Artykuł Dlaczego warto śpiewać dzieciom i z dziećmi? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
959
Kupować zabawki z atestami, czy odkrywać realny świat? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2018/04/24/zamiast-zabawek-atestami-odkrywamy-skarby-domu-ogrodzie/ Tue, 24 Apr 2018 06:18:47 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=934 W sklepach wciąż jakieś nowe zabawki, a między bajkami na Nick Jr reklamy i reklamy… „Mamusia ja to ciem i to teś ciem i to!” Znacie to? Tzw. never ending storry. Oczywiście. Lubimy dawać naszym dzieciom to co najlepsze. Tylko czy tym „najlepszym” są aby na pewno miliony figurek, samochodzików etc? Zastanowiłam się nad tym...

Artykuł Kupować zabawki z atestami, czy odkrywać realny świat? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
W sklepach wciąż jakieś nowe zabawki, a między bajkami na Nick Jr reklamy i reklamy… „Mamusia ja to ciem i to teś ciem i to!” Znacie to? Tzw. never ending storry. Oczywiście. Lubimy dawać naszym dzieciom to co najlepsze. Tylko czy tym „najlepszym” są aby na pewno miliony figurek, samochodzików etc? Zastanowiłam się nad tym przez chwilę i doszłam do kilku wniosków, którymi postanowiłam się z Wami podzielić. Ciekawa jestem, czy podzielicie ze mną zdanie, czy nie. Koniecznie napiszcie na naszym FaceBook’u lub Instagramie! 🙂

 

Wniosek nr 1: Najlepsze zabawki to te, które tworzymy sami. 

Pamiętam pierwsze lalki Barbie jakie  trzymałam w dłoniach, przywiezione przez dziadka z Niemiec. Miały bujne, długie włosy, o jakich wtedy (i przez kolejnych 25 lat swojego życia ;)) marzyłam. Te lalki, a dokładnie jedna moja i jedna mojej siostry, długo pozostawały dla mnie zabawkami nr 1. Ale ileż mogłam je przebierać w sukienki z serwetek, które podkradałam mamie z komody z obrusami 😛 Gdy zobaczyłam u mojej kuzynki różowy, dwupiętrowy domek dla lalek, stał się on moim kolejnym, wielkim marzeniem z dzieciństwa. Zresztą już gdzieś na blogu o tym wspominałam 🙂 Ponieważ nigdy takiego domku Barbie nie dostałam, postanowiłam sama stworzyć miniaturowy apartament. Ileż bym dała za jedno zdjęcie tego domku, którego obraz wciąż mam w pamięci! Ale wiecie do czego zmierzam? 🙂 Do tego, że samodzielne tworzenie wymarzonej posesji dla moich lalek jest jednym z ulubionych wspomnień z mojego dzieciństwa. Gdybym taki plastikowy domek dostała, być może nigdy nie odkręciłby się zaworek, uwalniający strumień kreatywności, z którego wciąż czerpię i czerpię 🙂 Nie od dziś wiadomo, że dzieci są najlepszymi naukowcami i twórcami na świecie. Ich ogromna i niesprowadzona jeszcze do żadnych ram wyobraźnia, determinacja i umiejętność tworzenia rozwiązań, na które dorosłym ciężko wpaść – to coś fantastycznego! 🙂

 

 

Wniosek nr 2: Wokół nas jest mnóstwo inspirujących rzeczy! Nie poddawajmy się konsumpcjonizmowi. 

Pracując z dziećmi w Wolnej Szkole czy obserwując dzieciaki z mojego osiedla, widzę też, jak wspaniałe zastosowanie przeróżnym przedmiotom potrafią nadawać. Jak miotła zaczyna latać szybciej niż samolot. Jak kamienie układają się w skomplikowane wzory. Jak kartony stają się garażami czy budą dla psa. Jak pościel i dwa krzesła przekształcają się w najlepszy dom na świecie. Garnki – w zestaw perkusyjny, a fotel – w bazę, do której prowadzi tor z butów. Piaskownica wcale nie ma w sobie tylko piasku i kilku plastikowych zabawek. Oj nie! Jest magicznym laboratorium, nadającym się do najbardziej wyszukanych eksperymentów. A ogród i kuchnia? W nich najwięcej potencjału… Zwłaszcza, gdy razem gotujemy, ale nie tylko 🙂 Wierzcie mi, że warto pozwalać dzieciom tworzyć i bawić się rzeczami, które nie mają atestu i nie są z plastiku. Oczywiście, nie myślę teraz o nożach czy siekierach, ale to chyba wiecie 😉 Przecież my w ich wieku też się tak bawiliśmy!

Ok, zawsze pozostaje ta kwestia bezpieczeństwa. Pewnie dyskusyjna, bo dla jednej osoby bieganie po trawniku bosymi stopami będzie naturalne i piękne i zaraz pomyśli o korzyściach sensorycznych, a dla drugiej to nie do pomyślenia, ze względu na kleszcze, które mogą być w trawie itp. Nasze wyobrażenie o niewidzialnej granicy bezpieczeństwa jest różne… Ale warto konfrontować się z innymi rodzicami i zobaczyć na ich tle, gdzie nasza „granica”.

Ostatnio wyjmowaliśmy z dłoni Tymka drzazgę. Gdyby bawił się zabawką z atestem, drzazgi by nie było – pomyślałam. Ale cała sobą czuję, że trzymanie dziecka pod kloszem atestów, w plastikowej, sztucznie stworzonej rzeczywistości, to nie najlepsza droga. Zresztą i tak nie unikniemy tego typu „przygód”, niestety. Wierzę, że po pierwsze – rozsądek i przezorność, ale bez przesady. Bądźmy realistami.

 

 

Wniosek nr 3: Dla małych dzieci cena nie ma znaczenia. Materializm ich nie dotyczy. Maluch nie kalkuluje i nie ocenia poprzez pryzmat pieniężnej wartości zabawek. Nieraz widziałam, jak małe dzieci, na czele z moim synkiem, wybierają do zabawy opakowanie zamiast „cennej” zawartości. Bo przecież papiery, wstążki i kartony są turbo interesujące 😛 Ciekawa jestem jak długo dzieci są w stanie bawić się większością zabawek. Nie mówię o tych ulubionych, które każdy ma. Ale o większości, którymi nasze pociechy mają zawalone pokoje, a których zniknięcia pewnie by nawet nie zauważyły zbyt szybko. A co ze starszymi? Tymi, które poznają wartość pieniądza, albo umieją już rozpoznać na półce sklepowej produkt, jaki widziały w telewizji?

Nie jestem za tym, żeby nie kupować dziecku zabawek, ale za tym, aby nie zawalać ich świata zbyt dużą ich ilością – powiedziała Ala po posprzątaniu pokoju Tymka… 😉 Haha. Ale tak na poważnie, fajnie dawać maluchom możliwość wykorzystywania wszystkiego co dookoła nich. Malowanie farbami przy użyciu szyszek, kamieni i gałązek? Czemu nie! Wspólne sprzątanie, gotowanie i sadzenie roślin? Tak! Przebieranie się w ciuchy mamy i taty? Oczywiście! 😛

 

Wniosek nr 3: Najlepszy prezent jaki możesz dać swojemu dziecku, to zawsze będzie Twój czas, Twoja uważność i Twoje zaangażowanie. Tego chyba nie trzeba argumentować… 🙂 Sama pamiętam, że najlepszym czasem gdy byłam dzieckiem, były rodzinne wakacje. Bo wtedy rodzice po prostu byli. Wtedy razem odkrywaliśmy świat, rozmawialiśmy i bawiliśmy się. Chciałabym, żeby Tymek miał takie wakacje przez cały rok! 😉

Alicja

 

Artykuł Kupować zabawki z atestami, czy odkrywać realny świat? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
934