Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-config.php:1) in /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
mama i syn - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/mama-i-syn/ muzyka dla dzieci / parenting Mon, 30 Mar 2020 19:14:39 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.0.8 https://alicjajanoszdzieciom.pl/wp-content/uploads/2020/01/cropped-IMG_8076ok-e1577989433762-32x32.jpg mama i syn - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/mama-i-syn/ 32 32 174918879 Pyszne pierniczki świąteczne (bez glutenu, mleka i jaj). https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/12/15/pyszne-pierniczki-swiateczne-bez-glutenu-mleka-jaj/ Fri, 15 Dec 2017 07:05:20 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=659 Bezglutenowe i wegańskie. Generalnie bez jaj, bez mleka, bez pszenicy… Bez niczego?! To chyba zrobię w tym roku sam lukier 😛 Bo jak to niby mam wykonać?! Zawsze robiłam pierniki wg przepisu mojej babci. Zawsze się udawały. Ale jest w nich jajko i przede wszystkim mąka pszenna, której od pół roku w mojej kuchni nie...

Artykuł Pyszne pierniczki świąteczne (bez glutenu, mleka i jaj). pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Bezglutenowe i wegańskie. Generalnie bez jaj, bez mleka, bez pszenicy… Bez niczego?! To chyba zrobię w tym roku sam lukier 😛 Bo jak to niby mam wykonać?! Zawsze robiłam pierniki wg przepisu mojej babci. Zawsze się udawały. Ale jest w nich jajko i przede wszystkim mąka pszenna, której od pół roku w mojej kuchni nie ma, a która przecież klei to ciasto. No dobra. Skoro wychodzą mi pyszne chleby, pizza czy tarta, to i z ciasteczkami sobie poradzę! Szperam w internecie i podejmuję eksperyment… Tymek czeka na to pieczenie pierników jak na pierwszą gwiazdkę, więc… muszą się udać! 🙂

I wiecie co? Pysznie je odpierniczyliśmy! 🙂 Pochwaliłam się zdjęciem na naszym mamuniowym i moim osobistym instagramie i odtąd wciąż słyszę prośby o podanie przepisu na te ciasteczka. No więc prędziutko piszę! 🙂

 

 

 

Ciasto:

szklanka mąki ryżowej

pół szklanki mąki kukurydzianej (ja najbardziej lubię Shaar, którą można kupić za około 12zł/kg)

pół szklanki mąki jaglanej

1/3 szklanki mąki ziemniaczanej

szklanka miodu

szklanka oleju kokosowego (lub 4-5 łyżek masła klarowanego)

1 łyżeczka sody oczyszczonej

1 łyżeczka proszku do pieczenia gluten free

1 łyżeczka cynamonu

1 łyżeczka gałki muszkatałowej

ewentualnie 1 łyżeczka imbiru i/lub kardamonu

 

Olej lub masło oraz miód rozpuszczamy w jednym garnku. Dodajemy przyprawy i zdejmujemy z ognia. Czekamy, aż wystygnie. Wszystkie suche składniki mieszamy w misce i łączymy z wystudzonym, rozpuszczonym tłuszczem z miodem i przyprawami. Zagniatamy ciasto, aż będzie jednolite i lśniące 🙂 Formujemy kulkę i owinięte w folię wsadzamy do lodówki na pół godziny. Po tym czasie dzielimy na mniejsze kulki i jedną za drugą wałkujemy. Młodych ludzi z czystymi rączkami uzbrajamy w fartuchy i foremki do wygniatania ciasteczek. Reszta zadzieje się sama… 🙂

Ciasteczka wykładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni i każdą partię ciastek trzymamy w nim około 5-7 minut. Musicie być czujne i zerkać na ciasteczka. Gdy brzegi robią się brązowe, jest już za późno i ciasteczka będą ciut przypalone, więc czujność 100%. Z mojego doświadczenia wynika, że pierwsze tury pieką się nieco wolniej, a kolejne szybciej, mimo, że piekarnik wciąż pokazuje tę samą temperaturę.

 

lukier i dekoracja:

W ubiegłym roku do dekoracji ciastek wykorzystałam roztopioną gorzką czekoladę, płatki migdałów, rodzynki, orzechy włoskie z ogrodu moich rodziców i kokos, na ciemnej czekoladzie wyglądający jak śnieg na tle ciemnego nieba. Tym razem pierwsza tura ciasteczek powstała w błyskawiczny tempie, bo spieszyliśmy się z Tymkiem do teatru 😛 Tak więc małe ciasteczka (ciasto mi się rozwalało, więc zdecydowaliśmy się robić tylko małe, bo było nam znacznie łatwiej :)), zostały bez dekoracji. I tak są urocze i nie potrzebują niczego więcej.

Tym razem planowałam zrobić turbo słodki lukier z cukrem pudrem – raz w roku można przecież pozwolić sobie na to, by zasłodzić moją rodzinę tym uzależniaczem 😛 Zamiast zwykłego mleka chciałam dolać do niego ciepłego mleka sojowego. Gdy zrobi się gęsta masa (mleka dosłownie odrobinkę), chciałam lukruję każde ciasteczko, a na wierzch ułożyć: jagody goji, orzechy, rodzynki, płatki migdałów. Ale wiecie co… Te ciasteczka same w sobie są tak smaczne i wystarczająco słodkie, że chyba już odpuścimy sobie tę zabawę z lukrem. Będzie zdrowiej, a ilość pochłoniętych przez Tymcia ciastek nie będzie miała znaczenia (tzn. nie będzie dla mnie stresogenna ;)), bo jest w nich to samo dobro! A najważniejsze jest to, że zrobiliśmy je wspólnie z moim synkiem. Więc wiecie, miłość jest dodatkowym, magicznym składnikiem 😉 

 

 

 

O matko, nie sądziłam, że mogę tyle słow napisać o zwykłych pierniczkach 🙂 Ale odpierniczyliśmy je nieźle. Są naprawdę pyszne. Dajcie znać, czy i Wam udało się je zrobić i jak je oceniacie 🙂 Jestem bardzo ciekawa!

Alicja

Artykuł Pyszne pierniczki świąteczne (bez glutenu, mleka i jaj). pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
659
Kluski śląskie. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/11/26/kluski-slaskie/ Sun, 26 Nov 2017 09:31:44 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=582 Gdy byłam dzieckiem, żyłam w przekonaniu, że cała polska w niedzielę je rosół, a na drugie danie kluski z jakimś mięchem i modrą (kiedyś mówiłam mądrą ;)) kapustą lub mizerią. Byłam też pewna, że w każdym domu kluski wyglądają i smakują dokładnie tak jak w moim. Oczywiście, szybko odkryłam, że to śląski specjał, a nawet...

Artykuł Kluski śląskie. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Gdy byłam dzieckiem, żyłam w przekonaniu, że cała polska w niedzielę je rosół, a na drugie danie kluski z jakimś mięchem i modrą (kiedyś mówiłam mądrą ;)) kapustą lub mizerią. Byłam też pewna, że w każdym domu kluski wyglądają i smakują dokładnie tak jak w moim. Oczywiście, szybko odkryłam, że to śląski specjał, a nawet na samym śląsku kluski są przygotowywane przynajmniej na dwa sposoby. W ubiegły weekend byłam z Tymkiem u moich rodziców. Babcia zaangażowała go do robienia klusek, o których istnieniu sama totalnie zapomniałam. Wiecie jaka to była frajda dla Tymka, który turlał z babcią kuleczki z masy ziemniaczanej, a później liczył je (choć moja mama zawsze mówi, że nie powinno się ich liczyć, żeby się nie rozgotowały ;)) i robił w każdej z nich dziurkę? To świetna zabawa sensoryczna i pomysł na wspólne gotowanie, a jej efekty są pyszne i satysfakcjonujące dla maluchów, więc zdradzę Wam patent na pyszne klusku śląskie mojej mamy.

 

 

Składniki:

Garnek ugotowanych, osolonych ziemniaków (tyle ile normalnie gotujecie dla odpowiedniej ilości osób w Waszych domach)

mąka ziemniaczana

jajko

 

Ziemniaki rozgniatamy na gładkie puree. Przekładamy do miski i dzielimy na 4 równe części. Jedną z nich wyjmujemy i kładziemy na resztę rozgniecionych ziemniaków, a w jej miejsce wsypujemy mąkę ziemniaczaną (tak by mąka wypełniła ćwiartkę lub ciut mniej – w zależności od wilgotności ziemniaków). Jeśli mąki jest za dużo, ciasto się rozsypuje. Musi nam wyjść plastyczna masa, która ładnie się formułuje w kulki. Kolejne kluseczki układamy na oprószonej mąką ziemniaczaną desce.

W dużym garnku zagotowujemy lekko osoloną wodę. Do gotującej wody delikatnie wkładamy kluski i czekamy aż woda ponowni się zagotuje. Zmniejszamy ogień i po wypłynięciu klusek na wierzch, delikatnie mieszamy je przez moment drewnianą łyżką i zostawiamy jeszcze na chwilę. Po około 3 minutach, gdy widzimy, że kluski trochę urosły, wyjmujemy je z garnka. Dla pewności warto jedną wyjąć, rozkroić i sprawdzić, czy jest już ugotowana. I gotowe! 🙂

 

 

Idealne na niedzielny obiad! Smacznego! 🙂

Alicja

 

Ps. Wersja dla alergików, którzy nie mogą białka jaja kurzego albo całego jaja – to wyzwanie, które zamierzam podjąć dala moment. Mam pomysł, żeby jajko zastąpić siemieniem lnianym zalanym wrzątkiem, którego używam do robienia chleba i tam sprawdza się świetnie. Jak tylko zdołam to jakoś wykonać, napiszę Wam o efektach. 🙂

 

 

 

Artykuł Kluski śląskie. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
582
Fanca Sozzani – naczelna Vogue’a, matka syna. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/11/13/fanca-sozzani-naczelna-voguea-matka-syna/ Mon, 13 Nov 2017 13:11:36 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=499 – Jakie masz marzenie? – Spotkać Papieża. – O co byś go zapytała? – Skąd u Ciebie taka wiara…   To fragment wywiadu Francesco Carrozzini z jego matką – Francą Sozzani, w filmie „Franca“. Dokument ten (dostępny na Netflix’ie) opowiada o życiu i pracy Sozzani. Wieloletniej red. naczelnej włoskiego Vogue’a. Kobiecie odważnej i genialnej. Bez wątpienia...

Artykuł Fanca Sozzani – naczelna Vogue’a, matka syna. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
– Jakie masz marzenie?

– Spotkać Papieża.

– O co byś go zapytała?

– Skąd u Ciebie taka wiara…

 

To fragment wywiadu Francesco Carrozzini z jego matką – Francą Sozzani, w filmie „Franca“. Dokument ten (dostępny na Netflix’ie) opowiada o życiu i pracy Sozzani. Wieloletniej red. naczelnej włoskiego Vogue’a. Kobiecie odważnej i genialnej. Bez wątpienia jednej z najważniejszych postaci świata mody i dziennikarstwa. Dlaczego piszę o tym na łamach mamuni.pl? To nie tylko spojrzenie na wybitną kobietę biznesu i świata mody, ale również na matkę oczami jej syna. Caroozzini jest w filmie narratorem. Schowany za kamerą prowadzi również wywiady z Francą oraz jej przyjaciółmi. Mimo to, relacja matka – syn jest tu dla mnie jednym z bohaterów pierwszoplanowych oraz ogromną inspiracją… 

 

 Źródło: Pinterest

 

Świat mody na ogół kojarzy się z filozofią – jesteś tym co masz na sobie. Kobiety na poważnych stanowiskach w wielkich wydawnictwa, zdają się być z założenia niedostępne i bezwzględne, jak chociażby Anna Wintour, która stała się inspiracją dla twórców filmu „Diabeł ubiera się u Prady“. Ale Franca Sozzani, która po bohaterskiej walce z rakiem niestety zmarła w ubiegłym roku, była inna. Wrażliwa, urocza, empatyczna.

 

Źródło: Pinterest

Źródło: Pinterest

Szykowna i elegancka, o niezwykle interesującej, anielskiej urodzie. Pełna melancholii i kobiecości. Pełna klasy i romantyzmu. Jej znakiem rozpoznawczym były piękne, pofalowane, długie blond włosy. To jedna z tych kobiet, które starzeją się w piękny sposób i które w każdym wieku zachwycają kobiecością. Mawiała, że lepiej popełniać własne błędy niż słuchać ludzi. Ukończyła literaturę i filozofię na Uniwersytecie w Mediolanie. Jej pierwsze małżeństwo trwało zaledwie 3 miesiące. Po jego zakończeniu odbyła podróż do Indii, a następnie zdobyła pracę we Włoskim Vogue Bambini, której nie lubiła, lecz którą traktowała jako etap na drodze swojej kariery. Jako naczelna Vogue’a debiutowała w 1988. Sama wychowywała syna, bo jego ojciec był w związku małżeńskim z inną kobietą. Sami widzicie, że ta temperamentna i odważna włoszka za nic miała schematy czy przyzwolenie społeczne. Jak w życiu, tak i w pracy również płynęła pod prąd. Myślę sobie, jak ogromnej pewności siebie i odwagi potrzeba, aby na łamach najpopularniejszego magazyn mody na świecie zabierać głos w tylu ważnych kwestiach społecznych, tak jak robiła to Franca.

Moda w wydaniu Franci to zawsze znacznie więcej niż piękne barwy i faktury świetnie skrojonych materiałów, tworzących zachwycające stroje na pięknych modelkach. To donośny głos sprzeciwu wobec przemocy domowej czy zanieczyszczenia środowiska, gdy koncern BP doprowadził do rozlewu ropy naftowej. To krzyk rozpaczy i znak żałoby po śmierci Giorgia Armaniego (wielkiego przyjaciela Sozzani). To wyprzedzający swoje czasy niepokój o losy kobiet, dążących do wizualnego ideału za ocenę bólu. To walka o równouprawnienia, gdy pierwsze w historii prasy wydanie Vogue Italian było poświęcone czarnoskórym modelkom. (Dziś jest to bardzo cenne wydanie kolekcjonerskie!) Nikt wcześniej ani później nie zabrał za pośrednictwem mody tak silnego stanowiska w sprawach ważnych dla całej ludzkości.

 

 

 

Franca miała niezwykły dar dostrzegania talentów. Współpracowała z najlepszymi fotografami, którym nie narzucała formy prezentowania strojów, ale którym ufała i pozwalała pracować tak, by ich zdjęcia poruszały, wstrząsały, by wiele znaczyły! Moda była narzędziem do stworzenia i przekazania czegoś więcej. Wszyscy pracujący dla niej fotografowie twierdzą, że była wyjątkowa i że jako osoba wiele dla nich znaczyła. Wielu robiąc zdjęcia, robiło je po prostu dla niej – przyjaciółki, rozumiejącej sztukę, a nie szefowej, rozliczającej z pracy. Dzięki odważnej misji, umiejętności rozpoznawania wybitnych artystów oraz zaufaniu, jakim Franca ich obdarowywała, fotografia modowa zyskała głęboki wymiar, a Vogue Italian stał się najbardziej znaczącym magazynem mody na świecie.

 

Źródło: Pinterest

Zobaczenie tej niezwykle inteligentnej i efektywnej w swoich działaniach, a jednocześnie wrażliwej, uduchowionej i  dramatycznej w poszukiwaniu miłości kobiety jest dla mnie wielkim natchnieniem. Zafascynowało mnie to, jak piękną, silną i dojrzałą relację stworzyła ze swoim synem. Znów zobaczyłam, jak ważna jest dla syna matka…

 

Źródło: Pinterest

 

Franca pozostanie moją inspiracją. Mam nadzieję, że jej historia natchnie również Was, drogie mamuśki.

 

Alicja

 

Artykuł Fanca Sozzani – naczelna Vogue’a, matka syna. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
499
Pies – najlepszy przyjaciel dziecka https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/10/23/pies-najlepszy-przyjaciel-dziecka/ Mon, 23 Oct 2017 16:32:47 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=412 Przez lata uważano, że otoczenie maleńkich dzieci powinno być sterylne. Dziś twierdzi się, że jedynie przez kontakt z różnorodnymi bakteriami, mały organizm może się nauczyć jak sobie z nimi radzić, a przesadna sterylność (i chemia ze środków czystości) sprzyja rozwojowi alergii. No więc mamy już pierwszy argument, dlaczego warto, aby dziecko dorastało w domu z czworonogiem. Jakie...

Artykuł Pies – najlepszy przyjaciel dziecka pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Przez lata uważano, że otoczenie maleńkich dzieci powinno być sterylne. Dziś twierdzi się, że jedynie przez kontakt z różnorodnymi bakteriami, mały organizm może się nauczyć jak sobie z nimi radzić, a przesadna sterylność (i chemia ze środków czystości) sprzyja rozwojowi alergii. No więc mamy już pierwszy argument, dlaczego warto, aby dziecko dorastało w domu z czworonogiem. Jakie są kolejne? 🙂

 

 

Dziś Tymek ma 3 lata. Zadziwił mnie kilka dni temu, samodzielnie i z własnej inicjatywy napełniając miskę Molly wodą i jej karmą. Wniosek? Dzięki zwierzakowi w domu, dziecko uczy się odpowiedzialności.

Wychodząc na spacer, widzę, że Tymon czuje się ważny i potrzebny. Wspólnie ubieramy Molly smycz, a on ją prowadzi. Zauważyłam, że idąc z Molką na smyczy, chętniej pokonuje większe odległości na własnych nóżkach. Tak więc Molly jest świetnym kompanem do długich spacerów i wycieczek rowerowych.

Tymcio wie, że gdy zaśnie po wieczornym czytaniu książki, wracam do mojego łóżka, ale Molly z nim zostaje. Śpi przy jego nóżkach lub na dywaniku obok łóżka. Nie ma opcji, żeby jej nie zawołał, gdy idzie spać – choć często Ona sama już na nas czeka w tym łóżku 😉 Wierzcie mi, że pięknie patrzeć na to przywiązanie i przyjaźń. Na wspólne wygłupy. Na wspólne jedzenie (przy BLW nasz odkurzacz marki Jack Russell model Molly jest niezastąpiony! ;)) i wzajemną troskę. Gdy Tymek płacze, Molly nie pozostaje obojętna. A gdy ona ucieka za kanapę i trzęsie się ze strachy gdy ja lub Tymuś mamy czkawkę, to On ją pociesza, głaszcze i pociesza swoim słodkim, czułym głosikiem.

Jestem pewna, że Tymek będzie wspominać ich wspólne chwile przez całe swoje życie. W końcu to co dzieje się teraz, będzie już pamiętał na zawsze 🙂

 

 

Zdarza się, że dzieci boją się psów. Sama nieufnie podchodzę do tych, których nie znam, zwłaszcza gdy są to groźne rasy. Chcąc mieć psa, zdecydowanie należy przeanalizować charakterystykę danej rasy, zwłaszcza to, w jakim celu była tworzona.

Pamiętajmy, że straszenie dzieci psami nie jest dobre. „Uważaj, bo Cię ugryzie” słyszę nagminnie podczas spacerów. Musimy pamiętać, że nasze lęki są często bezpodstawne i nie ma sensu przekazywać ich naszym dzieciom. Pies z założenia nie powinien być groźny. Oczywiście, to zwierze, które kieruje się instynktami. Zdarzają się historie, gdy pies zaatakował własnego właściciela lub jego dziecko. Nie wyobrażam sobie tego nawet. Ale znawcy psów przekonują, że takie wypadki zawsze są winą człowieka. Pamiętajmy że psy też mają swoje traumy i lęki. To zwierzęta. My musimy być odpowiedzialni i rozsądni.

Wierzcie mi, że można dzieci nauczyć ostrożności wobec zwierząt bez jednoczesnego straszenia w nich nimi. Maluchom należy tłumaczyć, że piesek jest istotą czującą, która kieruje się instynktem. I gdy np. zostanie pociągnięty za ogon czy sierść i poczuje ból, może ugryźć, bo będzie się chciał bronić. Należy dzieci uczulać, że chcemy aby zawsze najpierw zapytały właściciela, czy mogą pogłaskać zwierzę. Ważne jest pokazanie im jak należy prawidłowo przywitać się z psem. Wyjaśnić, że piesek poznaje nas poprzez zapoznanie się z naszym zapachem, temu nas wącha. Oraz bycie czujnym i gdy np. dziecko poklepuje zwierzę po głowie, natychmiast reagować, korygując „głaskanie”.

Na koniec muszę Wam jeszcze napisać o tym, jaką Tymek „wybudował” dla Molki budę z pudła, w którym przysłano do nas jej karmę 🙂 Wyobraźcie sobie, że cały sufit i ściany, zarówno od zewnątrz jak i od środka, wykleił naklejkami jego ukochanej Mashy i Niedźwiedzia 🙂

Nie wyobrażamy sobie domu bez naszego dzieciopsa 🙂 Pochwalicie się zdjęciami Waszych dzieci-dzieci i psich-dzieci? 🙂

Alicja

Artykuł Pies – najlepszy przyjaciel dziecka pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
412
Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/10/02/jak-sie-pozbyc-pestycydow-z-warzyw-i-owocow/ Mon, 02 Oct 2017 16:23:40 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=302 Wszyscy już chyba wiedzą, że warto wybierać ekologiczne warzywa i owoce. Ale nie zawsze mamy je gdzie kupić, to po pierwsze. A po drugie, niestety ich cena jest znacznie wyższa od tych nieekologicznych. Czy to skazuje mniej zamożnych rodziców na serwowanie swoim dzieciom warzyw czy owoców przepełnionych chemią? Ależ nie! Są sposoby, na pozbycie się...

Artykuł Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Wszyscy już chyba wiedzą, że warto wybierać ekologiczne warzywa i owoce. Ale nie zawsze mamy je gdzie kupić, to po pierwsze. A po drugie, niestety ich cena jest znacznie wyższa od tych nieekologicznych. Czy to skazuje mniej zamożnych rodziców na serwowanie swoim dzieciom warzyw czy owoców przepełnionych chemią? Ależ nie!

Są sposoby, na pozbycie się pestycydów z powierzchni zwykłych warzyw i owoców.

 

Można oczywiście kupować specjalne środki, które kosztują minimum 20-30zł, lecz często okazują się być bardziej chwytem marketingowym niż faktycznie skutecznym sposobem na pozbycie się chemii.

Można też zaopatrzyć się w jonizator, który zmieni odczyn naszej wody, aby rozpuszczać oleiste pestycydy z powierzchni warzyw i owoców, z którymi nawet przegotowana woda sobie nie radzi. Jednak to też kosztowne rozwiązanie.

Najlepszym i najtańszym patentem na zmycie chemii z owoców i warzyw jest zrobienie im odpowiedniej „kąpieli”. Wystarczy zwykła woda, ocet i soda oczyszczona, aby zrobić własną miksturę, a nawet dwie, dzięki którym będziemy mieć pewność, że pozbyliśmy się szkodliwej chemii z naszego jedzenia 🙂 No to działamy, krok po kroku!

1. Przygotowujemy odczyn kwaśny: na 1 litr wody dodajemy pół szklanki octu jabłkowego, winnego lub zwykłego. Zamiast octu może też być kwas cytrynowy. W tak przygotowanym roztworze moczymy warzywa i owoce przez 2-3 minuty.

2. Następnie przygotowujemy wodę o odczynie alkaicznym: na 1 litr wody dajemy 1 czubatą łyżkę sody oczyszczonej. W tym roztworze również pozostawiamy owoce i warzywa na 2-3 min.

3. Na koniec płuczemy je w czystej wodzie i gotowe!

W ciągu kilku minut, tanim sposobem mamy naprawdę czyste warzywa i owoce. Tylko teraz żebym nam się zawsze chciało to robić… 😉 Na zdrowie! 🙂

Alicja

Artykuł Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
302
„Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…” A które my wybieramy? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/09/28/witaminki-witaminki-dla-chlopczyka-i-dziewczynki-a-ktore-my-wybieramy/ Wed, 27 Sep 2017 22:23:46 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=293 Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki… Mając w domu małego chorowitka trzeba było prędzej czy później obejrzeć się za witaminkami. A, że raczej jestem ignorantką w temacie sprawdzania składów, to właściwie zbyt dużego reaserchu nie robiłam i nie nauczona doświadczeniem, bo niby skąd miałam to wynieść, z domu? Kupiłam zwykłe witaminki w aptece. Nawet nie...

Artykuł „Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…” A które my wybieramy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…

Mając w domu małego chorowitka trzeba było prędzej czy później obejrzeć się za witaminkami.
A, że raczej jestem ignorantką w temacie sprawdzania składów, to właściwie zbyt dużego reaserchu nie robiłam i nie nauczona doświadczeniem, bo niby skąd miałam to wynieść, z domu? Kupiłam zwykłe witaminki w aptece. Nawet nie pamiętam już ich nazwy. Całe szczęście, że mam nadgorliwą przyjaciółkę, która na punkcie zdrowego żywienia jest wyczulona i całe szczęście, że akurat mnie odwiedziła. Żebyście widzieli jej minę jak zobaczyła co chcę podać mojemu Tymkowi.

No i zaczęło się. Dostałam cały wykład na temat składu, witamin, tego jak ważne jest zdrowie – co wydawało by się, że wie każda z nas, bo przecież chcemy dla swoich dzieci wszystkiego co najlepsze, to powiem Wam, że moje zdziwienie było ogromne. Jak z niewiedzy chciałam dla dziecka dobrze, a mogłam go dalej szprycować „witaminami – chemiami”. Makabra. Jednak, żeby nie było, że ja w tym temacie zrobiłam się jakimś znawcą – o nie, to najlepiej będzie jak oddam „głos” mojej przyjaciółce.  Alicja Wam teraz powie dlaczego nasz 🙂 wybór witaminkowy dla dzieci jest taki dobry.

Ruda

 

Ojtam ojtam, zaraz nadgorliwa 😛 😉 Faktem jest, że jak się w coś wkręcę i przejmę się czymś, to mam ogromną potrzebę dzielenia się zdobytą wiedzą. I niestety nie ma na mnie pilota, który wyłączałby chociaż dźwięk 😉 Ale dziś nie o mnie 🙂 Jeśli chodzi o suplementację, długo zastanawiałam się, czy jest w ogóle potrzebna. Staram się przynajmniej 1-2 razy w tygodniu robić w wyciskarce wolnoobrotowej soki, najczęściej z jarmużu, pietruszki i przeróżnych owoców (żeby młody człowiek wypił z przyjemnością taki a’la Shrekowy sok). Wierzę, że to najlepsza bomba witaminowa dla nas wszystkich. W przypadku przeziębień, też bazuję na tym co daje nam natura oraz na domowych, babcinych i koleżeńskich recepturach, o których z chęcią Wam napiszę innym razem, bo sporo tego 🙂 Ale dziś o suplementacji.

Rok temu doszłam do wniosku, że w okresie jesienno-zimowym, będziemy się wspierać suplementami: witaminą C, a konkretnie Ibuvitem, który zawiera jedynie kwas askorbowy, glicerol i wodę oczyszczoną oraz kapsułką Eye Q – bogatą w EPA olej z ryb morskich i olej wieziołka, czyli kwasy Omega 3 i 6, DHA. To coś fajniejszego niż tran, bo choć nie ma witamin, nie obciąża też organizmu cholesterolem. Poczytajcie sobie na stronie producenta. Gdy słońca brak, sięgamy też po Witaminę D.

Jeśli chodzi o witaminy i minerały, to wybrałam Kanguwity firmy Solgar. Za 60 pastylek do ssania płacimy minimum 52zł. W mało której aptece je znajdziemy, ale można je zamówić online od wiarygodnych dystrybutorów. Pediatra mojego synka wręcz zrobił zdjęcie tego preparatu (gdy pokazałam mu go podczas bilansu dwulatka, chcąc zapytać, czy mogę go podawać Tymkowi), aby kupić go swoim dzieciom. Tak mu się spodobał skład oraz proporcje składników 🙂 Dodatkowym plusem jest dla mnie brak glutenu i produktów pochodzenia mlecznego. Ale minusy niestety też posiada. Nie podoba mi się zawarty w nim kwas cytrynowy, guma ksantanowa czy dwutlenek krzemu. Biorę więc pod lupę dwa kolejne super suplementy, polecane mi przez znajome mamy.

Pierwszy z nich to Multi Star, który na dzień dobry zabija ceną. Za butelkę tego kompleksowego zestawu mikroelementów, wzmocnionego enzymami i aminokwasami musimy zapłacić min. 197zł. Skład ma bardzo długi i naprawdę bardzo bogaty. Jestem w szoku! Ale szybko znajduję w sieci głosy, czy aż tyle witamin zdrowe dziecko potrzebuje? Czy to nie przesada podawać zdrowym dzieciom tak silnie skoncentrowany preparat jak Multi Star? Nadmiar witamin to też niebezpieczna sprawa. No i tu znów znajduję konserwanty – benzotan potasu, chlorek potasu, kwas cytrynowy.

Znajome polecają też Flavon Kids. Szukam więc informacji na jego temat i natychmiast widzę żywą dyskusję na temat bioflawanoidów. Dla jednych to drogi dżem, dla innych znakomity koncentrat pestek i skórek, w dobrych proporcjach. To w zasadzie surowe warzywa i owoce nie poddane obróbce termicznej, mechanicznej ani chemicznej, dzięki czemu enzymy, aminokwasy i witaminy pozostają w niezmienionej formie, nie tracąc swoich cennych wartości. Na mój zdrowy rozsądek taki koncentrat z ekologicznych roślin wzbogacony o kwas foliowy, to fajna rzecz. Niestety nie tania, bo opakowanie kosztuje około 154zł.

Jeśli znacie jakieś super suplementy o których chcecie nam napisać lub cenne informacje na temat suplementacji – z chęcią przeczytamy! Piszcie proszę pod postem lub na naszym FB 🙂

Alicja

Ps. Tekst nie jest sponsorowany i nie jest tekstem naukowym, a informacje w nim zawarte są subiektywne.

Artykuł „Witaminki, witaminki, dla chłopczyka i dziewczynki…” A które my wybieramy? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
293
Ważniejsze niż wyprawka, czyli mądre książki dla młodych rodziców. https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/09/17/wazniejsze-niz-wyprawka-czyli-madre-ksiazki-dla-mlodych-rodzicow/ Sun, 17 Sep 2017 19:28:18 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=257 Pamiętam, jak dużo czasu podczas ciąży, zabrało mi czytanie na temat wyprawki i samo jej kompletowanie. Sprawdzałam skład każdego produktu – od płynu do kąpieli, po chusteczki nawilżające. Porównywałam te wszystkie składy i ceny. Czytałam opinie. Zastanawiałam się, które rzeczy są rzeczywiście potrzebne, a które będą zbędne. Oczywiście, życie wszystko zweryfikowało, a z czasem potrafiłam kolejnym...

Artykuł Ważniejsze niż wyprawka, czyli mądre książki dla młodych rodziców. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Pamiętam, jak dużo czasu podczas ciąży, zabrało mi czytanie na temat wyprawki i samo jej kompletowanie. Sprawdzałam skład każdego produktu – od płynu do kąpieli, po chusteczki nawilżające. Porównywałam te wszystkie składy i ceny. Czytałam opinie. Zastanawiałam się, które rzeczy są rzeczywiście potrzebne, a które będą zbędne. Oczywiście, życie wszystko zweryfikowało, a z czasem potrafiłam kolejnym koleżankom w ciąży podać pełen zestaw wyprawkowy typu must have, złożony z niedrogich, a rzeczywiście przydatnych produktów, fajnych pod kątem składu i jakości. I do tego na pewno wrócę, ale dziś chcę napisać o czymś, co jest znacznie ważniejsze niż ta cała wyprawka. A mianowicie o wiedzy na temat emocji i komunikacji z dzieckiem (choć powinnam napisać – w rodzinie, lub o wiedzy ogółęm, bo dzieci uczą się kontaktów nie tylko w oparciu o naszą komunikację z nimi samymi, ale również obserwując relacje między innymi).

Całą ciążę czytałam teoretyczne książki, które rysowały mi wspaniały obraz tego, na jakim etapie rozwoju jest moje maleństwo oraz Kaz Cooke „Ciężarówkę przez 9 miesięcy”, która rozbawiała mnie i dodawała otuchy, gdy gorzej się czułam. Przezabawna, przyjemna książka. No ok… ale co z tego? Gdy urodziłam Tymka, byłam przerażona! Mój lęk o to, czy go wykarmię własnym mlekiem lub co zrobię gdy np. zachoruje, paraliżował mnie. Wówczas koleżanka dała mi „Politykę Karmienia Piersią” oraz serię francuskich książeczek o rodzicielstwie bliskości wydawnictwa Mamania: „Poród bez granic”, „Droga mleczna”, „Śpimy z dzieckiem” oraz „Nie płacz, maleństwo”. To był najlepszy prezent jaki mogłam wówczas od kogokolwiek dostać. Mądrości jakie przyjęłam z tych książek, były zgodne z moją intuicją czy też instynktem. Czego zupełnie nie mogłam powiedzieć o bestsellerze pt. „Język Niemowląt”, który uważam za jedną z gorszych książek skierowanych dla młodych rodziców. Tytuły, które wspomniałam wcześniej, mocno wykraczają poza typowe metody wychowawcze, jakie propagowane są od lat, ale otwierają oczy na wiele ważnych kwestii. Pomagają zrozumieć dzieci i ich emocje, potrzeby oraz zachowania – a to właśnie coś, czego jako rodzice musimy się nauczyć. Wszystko to o czym próbuję napisać i do czego Was zachęcam, nazywa się rodzicielstwem bliskości. Nie mylcie go proszę z bezstresowym wychowaniem, bo po pierwsze – coś takiego jak życie czy wychowanie bezstresowe nie istnieje (na każdym kroku, w domu i poza domem dziecko doświadcza każdego dnia przeróżnych emocji, ze stresem włącznie), a po drugie, pojęcie to mam wrażenie, że mylone jest z brakiem wychowania. Dzieci zdecydowanie potrzebują świadomego przewodnictwa osoby dorosłej.

Kluczowym jest wg mnie zdefiniowanie pojęcia „wychowanie”, w które rodzice powinni się angażować. Czym ono jest?
Dla mnie to dawanie dziecku miłości, bezpieczeństwa, zrozumienia i szacunku oraz wspieranie go na drodze jego rozwoju, przy jednoczesnym pokazywaniu swoich własnych granic. To przewodnictwo rodzica, który poważnie traktuje uczucia i potrzeby dziecka oraz własne. Który potrafi coś zanegować nie naruszając integralności dziecka. Który jest świadomy własnych potrzeb, uczuć i emocji, a dzięki temu potrafi rozpoznać i zrozumieć emocje i zachowania dziecka. Który potrafi komunikować się z dzieckiem w sposób świadomy, tak, by w przypadku niezgody na coś, nie obarczać dziecka poczuciem winy i nie przyklejać mu metek, lecz starać się rozumieć, akceptować i wspierać. To obecność w życiu dziecka – i fizyczna i emocjonalna. To autentyczność…

• Dla mnie kimś, kto nazwał to co od bardzo dawna czułam pod skórą, ale czego nie potrafiłam sama nazwać jest Josper Juul – światowej sławy, duński pedagog i psychoterapeuta rodzinny. Propagator idei szacunku i współdziałania rodziców z dziećmi oraz dojrzałego przywództwa dorosłych. Założyciel międzynarodowej organizacji Familylab i autor wielu bestsellerów. Jego książki, które czytałam i które zdecydowanie warte są polecenia, to:
– „NIE z miłości”
– „Twoja Kompetentna Rodzina”
– „Agresja – nowe tabu”
– „Twoje Kompetentne Dziecko” (dopiero czeka na czytanie, ale przyjaciele mówią, że dobra, więc wierząc w nich i Juula, już polecam :))
– „Zamiast Wychowania” (jestem w trakcie jej czytania i uważam, że to powinna być lektura obowiązkowa, rozdawana w szkołach rodzenia lub na porodówkach ;))
– „Być mężem i ojcem” (a to dostał mój mąż i sobie chwali – dobry pomysł na prezent, gdyby ktoś takowego poszukiwał)

• Kolejne autorki, które napisały moją biblię rodzicielstwa – „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” to Adele Faber i Elaine Mazlish. Napisały też „Jak być rodzicem, jakim zawsze chciałeś być”. To książki zawierające i teorię i praktykę, bo autorki pokazują konkretne, powtarzalne w większości rodzin przykłady konfliktów. Wspaniałe jest to, że pokazują możliwości rozwiązywania typowych problemów w sposób nienaruszający godności dziecka, a służący budowaniu solnych, prawdziwie bliskich relacji między dziećmi i opiekunami. Druga z tych książek to skondensowany, bardzo praktyczny poradnik. Jakby wiedza w pigułce, czy też ściąga dla tych, którym nie chce się czytać pierwszej 😉

• Na koniec polska psycholog dziecięca, prekursorka promocji rodzicielstwa bliskości – Agnieszka Stein.
– „Dziecko z bliska” – wspaniała książka, która również traktuje o rodzicielstwie opartym na szacunku. Obala mity dotyczące wychowywania dzieci, bazując na wieloletnich badaniach i obserwacjach psychologów, socjologów i kulturoznawców.
– „Akcja Adaptacja” to natomiast książka, która przyda się wszystkim rodzicom dzieci, mających pójść do żłobka i przedszkola.

My właśnie przechodzimy adaptację, bo Tymek zmienił przedszkole i dołączył do Wolnej Szkoły w Domaszczynie. Wspaniałe jest to, że dyrektorką tego przedszkola jest mama trojga dzieci, która jest fanką książki „Akcja Adaptacja” 🙂 Do tej pory nie spotkałam nikogo, kto tworzyłby miejsce tak przyjazne dzieciom. Jestem pod wielkim wrażeniem osób, które tam pracują i dzieci… Opowiem Wam o tym, bo to zdecydowanie temat wart opowiedzenia, ale to już kiedy indziej…

Teraz szukajcie książek online i dzielcie się Waszymi opiniami na naszym mamuniowym FB 🙂

Alicja

 

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.

 

Artykuł Ważniejsze niż wyprawka, czyli mądre książki dla młodych rodziców. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
257
Mercedes kombi wśród wózków – Vibe V3 phil&teds https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/09/08/mercedes-kombi-wsrod-wozkow-vibe-v3-philteds/ Fri, 08 Sep 2017 19:07:47 +0000 http://lszymans.webd.pl/mamuni/?p=233 Jeśli szukasz Mercedesa Kombi wśród wózków, z możliwością dostawki dla drugiego, młodszego dziecka, to Vibe marki Phil&Teds z pewnością jest wózkiem, na który warto zwrócić uwagę. Ja go uwielbiam! Pierwszym testem jaki z nami przeszedł, była podróż z półrocznym Tymkiem do Egiptu. Vibe, choć jest dużym i szerokim wózkiem (rozstaw kół jest naprawdę spory), bardzo łatwo się...

Artykuł Mercedes kombi wśród wózków – Vibe V3 phil&teds pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Jeśli szukasz Mercedesa Kombi wśród wózków, z możliwością dostawki dla drugiego, młodszego dziecka, to Vibe marki Phil&Teds z pewnością jest wózkiem, na który warto zwrócić uwagę. Ja go uwielbiam! Pierwszym testem jaki z nami przeszedł, była podróż z półrocznym Tymkiem do Egiptu.

Vibe, choć jest dużym i szerokim wózkiem (rozstaw kół jest naprawdę spory), bardzo łatwo się składa i rozkłada. Zajmuje to kilka sekund. Jako 40 kg gigant (to o mnie, nie o wózku ;)) spokojnie daję sobie z nim radę. Znalazłam nawet świetny patent na „parkowanie” nim w naszym kombi. Wózek jest tak dobrze wyważony, że naciskając na jego kierownicę, można z łatwością unieść przednie koło. Temu każdy krawężnik nie stanowi żadnego problemu. I tak oto podnosząc sobie przód wózka, dosłownie wjeżdżam nim do bagażnika Mercedesa Kombi. Na półmetku tego „parkowania” odblokowuję boczne blokady i wówczas wózek składa się na pół. Wtedy go kładę i już 🙂 Patent godny dokumentacji 😉

Jego wielką zaletą są duże, pompowane koła, dzięki którym polne i leśne ścieżki, czy też kostka brukowa taka jak we wrocławskim rynku, nie stanowią problemu. Dzięki „podwieszeniu” oparcia fotela, ma się wrażenie, że dziecko, które w nim siedzi lub leży, dosłownie płynie i kołysze się w nim, bo oparcie się po prostu lekko buja. Można je położyć (i regulować poziom położenia oparcia) przez rozpinanie zamków, które są solidnie wszyte w turbo mocny materiał.

Jeszcze jedną, wielką zaletą tego modelu Phil&Teds jest hamulec, umieszczony w rączce. Wystarczy lekko nacisnąć kciukiem czerwony guzik zamocowany na środku rączki, by wózek natychmiast stanął. Odblokowujemy go naciskając drugi przycisk, umieszczony powyżej. Jest to bardzo praktyczne i bezpieczne rozwiązanie, zwłaszcza, że wózek nadaje się też do biegania, przy którym przydatny jest także pasek, który zakładamy na nadgarstek. Brawo za to Phil&Teds. W ciągu 2,5 roku przydało mi się to wielokrotnie 🙂

Wadą wózka moim zdaniem jest to, że przez jego spore gabaryty, np. w PKP nie będziemy w stanie przejść między fotelami w wagonie bezprzedziałowym. Wiem, bo próbowałam 😉 Ale to może bardziej wada pociągów, a nie wózka… 😉 W sumie patrząc na resztę wózków, zaprojektowanych z myślą o 2 dzieci, to norma, więc słowo „wada” jest chyba jednak nie na miejscu.

Jeśli chcieć używać tego wózka z kokonem położonym na rozłożonym fotelu od samych narodzin maluszka, to przez pierwsze pół roku będzie się on zdawał nieco gorszym substytutem gondoli, chociażby z tego względu, że dostawiana gondolka będzie po prostu położona (a nie przymocowana do wózka – chyba że czegoś nie wiem, a ponieważ jestem blondynką, jest to wielce prawdopodobne ;))

Można jednak dokupić tradycyjną gondolę, którą mocuje się na specjalnym stelażu. To już solidne, konkretne rozwiązanie dla noworodka.

Kolejna rzecz – buda. Jest ogromna i można ją przekładać na obie strony, co jest super przydatnym, praktycznym rozwiązaniem. Od deszczu, śniegu, wiatru i słońca, z którejkolwiek strony nas nie „atakuje”.

Jeśli chodzi o transport dla 2 dzieci – to gdy maleństwo jest w gondoli, starszak jeździ na dostawce niżej. Gdy maluch wyrasta z gondoli, dostaje dostawkę po starszaku, który z kolei przesiada się na główny fotel. I mamy wózek na cały czas wózkowania dla obojga maluchów 🙂 Ponoć aby złożyć wózek, nie trzeba demontować dodatkowego siedziska, co myślę, że też jest ważną, dobrą informacją dla rodziców 2 dzieci o małej różnicy wieku. Sama używam tego wózka jedynie dla Tymka i miliona toreb z zakupami, hulajnogi, torebki (a raczej torebiska), kocyka, na który jest za ciepło, wody, soczku etc. Dół jest bardzo, bardzo pojemny!

Vibe jest też bardzo wygodny. Pisałam już, że płynie, a nie walczy z nierówną nawierzchnią. Ale skąd wiem, że jest przestronny i tak super wygodny, poza tym, że widzę ile przestrzeni ma w nim śpiący z rękami ułożonymi nad głową Tymek? No to teraz uważajcie! 🙂 Nieraz będąc w terenie, gdy musiałam nakarmić Tymka, wiele razy sama siadałam do tego wózka i trzymając Tymcia w ramionach, karmiłam go piersią. Widok min przechodniów – bezcenny 🙂

To dopiero wóz! Vibe tak się powinien właśnie reklamować! Pierwszy na rynku wózek, w którym wygodnie usiądziesz, chcąc nakarmić swoje dziecko 😉

Zobaczyć ten wózek i więcej informacji możecie uzyskać o nim tutaj:
http://everbaby.pl/katalog/phil-teds-verve/ 

Alicja

 

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.

Artykuł Mercedes kombi wśród wózków – Vibe V3 phil&teds pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
233
Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/08/30/krzeselko-do-karmienia-jakie-dzis-bym-wybrala/ Wed, 30 Aug 2017 15:46:19 +0000 http://lszymans.webd.pl/mamuni/?p=160 Jedzenie, ubranka, mebelki, zabawki i przeróżne akcesoria – to nieskończony ocean przedmiotów, w którym łatwo utonąć (czyt. zwariować). Pierwszą zasadą reklamy jest uświadomienie potrzeby. Mówiąc najprościej – wmawia nam się, że potrzebujemy tych wszystkich produktów, które bardzo często są po prostu drogimi gadżetami, w rzeczywistości zbędnymi. Ale czego rodzice nie robią dla swoich dzieci… a...

Artykuł Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Jedzenie, ubranka, mebelki, zabawki i przeróżne akcesoria – to nieskończony ocean przedmiotów, w którym łatwo utonąć (czyt. zwariować). Pierwszą zasadą reklamy jest uświadomienie potrzeby. Mówiąc najprościej – wmawia nam się, że potrzebujemy tych wszystkich produktów, które bardzo często są po prostu drogimi gadżetami, w rzeczywistości zbędnymi. Ale czego rodzice nie robią dla swoich dzieci… a raczej, czego nie kupią? 

Są jednak takie must have, jak wózek czy łóżeczko, aż wreszcie bohater mojego dzisiejszego tekstu – krzesełko do karmienia.

I tutaj nie byłabym sobą, nie wspominając, że bardzo polecam zapoznanie się z BLW – Baby Lead Weaning, a w naszej wersji językowej – Bobas Lubi Wybór 🙂 Kilka linków przybliżających ten temat, umieszczę na końcu tekstu.

Najistotniejsze zasady jakie wyniosłam z BLW, poza dawaniem dziecku możliwości wyboru i oferowania różnorodnych potraw o wielu kształtach, kolorach i fakturach, zamiast zmiksowanych papek, a także dawanie dziecku po postu tego co jemy my (przy założeniu, że rodzina odżywia się zdrowo i małe dziecko ma potrawy przyprawianie ziołami, a nie solą), to:
– nie wciskanie dziecku jedzenia na siłę

– traktowaniu posiłków stałych do około roku jako dodatek do mleka mamy, które wciąż jest głównym źródłem pokarmu dla maluszka

– nie zastępowanie posiłków mlecznych posiłkami stałymi – w ten sposób można szybko odstawić dziecko od piersi i rozszerzanie diety stanie się eliminacją piersi.

– rozszerzanie diety dziecka dopiero gdy samodzielnie siedzi, czyli zazwyczaj po 6mż (gdy w krzesełku dziecko nie opada na którąś stronę, ale jego mięśnie są już na tyle silne, że utrzymuje pion)

– sadzanie dziecka do jedzenia w pozycji pionowej. UWAGA! Nie karmimy dziecka siedzącego/leżącego w leżaczku! W razie zadławienia musimy mieć możliwość szybkiego wyjęcia dziecka z krzesełka, aby móc reagować!

No ale miało być o samych krzesełkach, więc do sedna!

Dokonując wyboru krzesełka, warto patrzeć na dwa aspekty. Bezpieczeństwo i łatwość w utrzymaniu czystości. Ponoć krzesełka plastikowe są łatwiejsze do mycia, ale mając drewniane, naprawdę nie mogę narzekać, więc pod tym względem uważam, że nie ma różnicy 🙂

Ważne by pamiętać, niezależnie od tego jakie krzesełko wybierzemy, że dziecka nie powinno się w nim zostawiać samego. Niektórzy są fanami zapinania dzieci w krzesełkach. Ale ja od początku naszej przygody z jedzeniem nie chciałam szelek. Bo gdyby dziecko się zadławił, nie wyobrażam sobie musieć najpierw wypiąć je i oswobodzić z szelek (co w stresującym momencie wcale nie jest takie łatwe), a dopiero później wyjąć z krzesełka, żeby pomóc mu usunąć kawałek jedzenia.

Dobrze zwrócić uwagę na wysokość krzesełka i możliwość regulacji – zarówno siedziska jak i podnóżka. Ostatni element – tacka. Rzecz praktyczna, ale ja chciałam, żeby Tymek czuł, że siedzi z nami przy stole, mogąc jeść dokładnie tak samo jak my i to samo co my 🙂 Reszta to kwestia gustu.

Jakie krzesełko ja dziś bym wybrała? 

Osobiście nie jestem fanką kolorowych, pełnych wzorów, masywnych krzesełek, które zajmują sporo miejsca. Miałam szczęście dostać od znajomego, który zresztą prowadzi świetny sklep z ogromnym wyborem akcesoriów dziecięcych (Trzy Kiwi) moje wymarzone krzesełko – TRIPP TRAPP firmy Stokke, zaprojektowany przez Petera Opsvika.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Krzesełko w kolorze naturalnego drewna idealnie spasowało się z moimi meblami. Z plastikowo-metalowo-drewnianymi krzesłami i drewnianym stołem wygląda jak element zestawu. Po 2,5 roku codziennego używania go, mogę śmiało powiedzieć, że jest genialne!!!!

Po pierwsze – siedzisko i podnóżek są regulowane, więc Tripp Trapp dostosowuje się do wzrostu dziecka i rośnie wraz z nim. Przypuszczam, że za kilka, wciąż będzie Tymkowi służył, bo mimo codziennej eksploatacji, wygląda naprawdę dobrze (łatwo się czyści), a ułożony w odpowiedni sposób, może śmiało służyć za krzesło do biurka.

Tymon bardzo szybko nauczył się sam do niego wchodzić i z niego wychodzić. Do Tripp Trapp’a można dokupić plastikowy wkład dla malucha (wciąż z niego korzystamy), łatwo zdejmowane i łatwo piorące się obicie w kilku ładnych wzorach i kolorach (nasze podarowałam małej siostrzenicy, bo mój prawie 3-latek zadecydował, że już go nie potrzebuje), oraz dodatkową deskę na jedzenie. Jedynym minusem jakiego mogę się dopatrzeć w przypadku tego krzesełka dość wysoka cena. Ale jest to produkt designerski, wykonany z b. dobrych materiałów, świetny jakościowo i na wiele lat, co warto mieć na uwadze.

Gdybym nie dostała tego krzesełka, pewnie kupiłabym to najprostsze i chyba najtańsze marki Ikea – ANTILOP, lub bardziej designerski, bardzo zgrabny, nowszy od Antilopa model – BLAMES. Oba spełniają moje wymagania pod względem wizualnym oraz bezpieczeństwa. Nie zajmują dużo miejsca i mając neutralny, minimalistyczny desigh, z łatwością wkomponują się w każdą przestrzeń. Ich zdecydowanym plusem jest niska cena. Minusem natomiast brak regulowanego siedziska i podnóżka. Widząc, jak Tymek sam wchodzi i wychodzi z krzesełka, uważam, że szeroki podnóżek jest bardzo ważny. Wyobrażam sobie, że 3-4 letnie dziecko nie łatwo ciągle podnosić wkładając i wyjmując z krzesełka, więc jego umiejętność samodzielnego siadania i wychodzenia z krzesełka to cenna rzecz (nie tylko dla jego samodzielności, ale i dla mojego kręgosłupa ;)).

A czy Wy macie swoje typy, godne polecenia? Czekamy na maile! 🙂

Tutaj linki do krzesełek, o których mowa w tekście:

TRIPP TRAPP by STOKKE https://www.stokke.com/POL/pl-pl/highchairs/tripp-trapp/tripp-trapp-moments#history

ANTILOP by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/S89041709/

BLAMES by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/50165079/

Alicja

 

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.

Artykuł Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
160
Playlista mamy i synka https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/08/28/playlista-mamy-i-synka/ Mon, 28 Aug 2017 15:50:21 +0000 http://lszymans.webd.pl/mamuni/?p=166 „Dlaczego biedronka jest mała? Czy może być morze bez dna? Czy każda królewna ma pałac i czy on jest ze szkła?” Tak dziś doceniam tę piosenkę i wszystkie inne z tamtych lat, gdy sama byłam dzieckiem. Świetne, mądre, pięknie napisane wierszem teksty, które w dodatku czegoś uczą. Co mnie natchnęło, żeby wracać do tych starych przebojów? Odkąd...

Artykuł Playlista mamy i synka pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
„Dlaczego biedronka jest mała?

Czy może być morze bez dna?

Czy każda królewna ma pałac

i czy on jest ze szkła?”

Tak dziś doceniam tę piosenkę i wszystkie inne z tamtych lat, gdy sama byłam dzieckiem. Świetne, mądre, pięknie napisane wierszem teksty, które w dodatku czegoś uczą. Co mnie natchnęło, żeby wracać do tych starych przebojów? Odkąd jestem mamą, przypominam sobie je wszystkie. Kiedy mój synek miał około roku, prowadziłam warsztaty umuzykalniające dla przedszkolaków w Opolu. Dostałam tam wówczas pięknie wydany zbiór starych piosenek dla dzieci. Innym razem, podczas jakichś targów dla rodziców i dzieci, spotkałam Kasię Klich, która sprezentowała Tymciowi swoją książkę z płytą. I tak zaczęliśmy tworzyć naszą domową listę przebojów 🙂

Ostatnio usłyszałam i zobaczyłam jak małe dzieci śpiewają i tańczą „Ja uwielbiam dżem. On słodszy jest od pomarańczy” – czyli dziecięcą wersji discopolowego przeboju „Ona tańczy dla mnie”, którego w tym kraju po prostu nie da się nie znać. Choćby się chciało i unikało tego prymitywnego gatunku jak ognia. Sama nie puszczam Tymkowi tego typu piosenek i nie chciałabym, żeby jego edukacja muzyczna zaczynała się od takiego poziomu. Przyczyna jest prosta. Już w dzieciństwie kształtuje się nasza wrażliwość i poczucie estetyki. To podwaliny naszego przyszłego gustu. Dzieci są istotami niezwykle chłonnymi. Z czym je zaznajomimy i do czego przywykną, to będą lubiły. Jak w kultowym filmie „Miś” – lubimy tylko te piosenki, które już słyszeliśmy (parafrazując). Jestem przekonana, że naszą rolą jako autorytetów dla dzieci, jest pokazanie im różnorodności, również w muzyce. Ale  jednocześnie weryfikowanie pod kątem jakości oraz treści tego, co im proponujemy.

Ale wróćmy do tego co dobre i warte propagowania! 🙂

Oto nasza TOPOWA 6 przebojów dziecięcych:  

1. ULUBIONE PIOSENKI DLA DZIECI (Natalia Kukulska, Krzysztof Antokowiak, Majka Jeżowska, Zbigniew Wodecki, Fasolki i inni) – pięknie ilustrowane karty z tekstami, na odwrocie których kontynuacja ilustracji nawiązującej do piosenki oraz informacja o wykonawcy. Dwie płyty – playbacki i półplaybacki.

2. AKADEMIA PANA KLEKSA – wciąż aktualne! Rewelacyjne kompozycje i aranże. Nie często zdarza się, że dorosłym sprawia prawdziwą przyjemność słuchanie piosenek dla dzieci. W tym przypadku, oboje z mężem mamy frajdę nie mniejszą niż Tymek 🙂

3. BAJKOWA DRUŻYNA – Kasia Klich – świetnie wydana książka z bajkami, w okładce której mieści się płyta, a na niej piosenka do każdej z bajek. Edukacyjne historie o Cukierkowej Diecie, Brzydkich Wyrazach  – ukochanej bajce Tymka, czy o Krasnalach Szeptalach – mojej ulubionej. Choć niektóre teksty, są zakorzenione w starych metodach wychowawczych i jako fanka Adel Feber i Elein Mazelish czuję lekki zgrzyt czytając „nie chcesz jeść jak grzeczne dzieci” itp. to i tak ją kocham i uwielbiam! W sieci dostępne są również podkłady do piosenek.

4. ŚPIEWAJĄCE BRZDĄCE – Subskrybujemy na YouTube. Bardzo zgrabnie zrealizowane teledyski, sensowne teksty i melodie wpadające w ucho, zaaranżowane bardzo ok! Nasz hit to „Lisek Łakomczuszek”, „Indian znak” oraz „Pali się”.

5. SUPER SIMPLE SONGS – angielskie piosenki dostępne na YouTube. Świetne do osłuchiwania się z językiem angielskim. U nas najbardziej katowany kawałek, to „The Ice Cream Song” 🙂

6. PIOSENKI Z BAJEK DISNEY’A – O chyba największy hit wśród maluchów, piosenka „Mam tę moc”. Ścieżki dźwiękowe ze Shreeka i Króla Lwa, czy tytułowy utwór z Pocahontas, śpiewany przez Edytę Górniak uwielbiałam jako dziecko i wciąż mam do nich wielki sentyment! Sama miałam przyjemność nagrać dwie piosenki do Disneyowskich bajek – do „Księgi Dżungli” piosenkę tytułową – „Przyjaciel Dobra Rzecz” oraz do „Dzwoneczka i Uczynnych Wróżek” – „Lato przyszło dziś na świat”. Ale to już bardziej do słuchania niż do śpiewania dla przedszkolnych maluszków, bo skala trudności znacznie większa 🙂

Jeśli chcecie się podzielić swoimi ulubionymi piosenkami i płytami – wysyłajcie nam proszę linki! Postaramy się wzbogacić naszą bazę o Wasze propozycje 🙂 Miłego słuchania!!! 🙂

Alicja

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.

Artykuł Playlista mamy i synka pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
166