Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-config.php:1) in /home/klient.dhosting.pl/ajanosz/alicjajanoszdzieciom.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
insta mama - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/insta-mama/ muzyka dla dzieci / parenting Mon, 30 Mar 2020 19:14:40 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.0.8 https://alicjajanoszdzieciom.pl/wp-content/uploads/2020/01/cropped-IMG_8076ok-e1577989433762-32x32.jpg insta mama - Alicja Janosz Dzieciom https://alicjajanoszdzieciom.pl/tag/insta-mama/ 32 32 174918879 Idealny wózek? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/10/06/idealny-wozek/ Fri, 06 Oct 2017 08:00:11 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=322 POST WSPÓŁTWORZONY Z MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ – MADE BY RUDA To jaki wózek kupię jak będę w ciąży wiedziałam jeszcze na długo przed planowaniem ciąży. Zauroczona, zapatrzona, zakochana w tym modelu, wiedziałam, że choćby nie wiem co – będę go mieć. i tak też się stało. Zanim Tymcio pojawił się na Świecie – Stokke Xplory stał...

Artykuł Idealny wózek? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
POST WSPÓŁTWORZONY Z MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ – MADE BY RUDA

To jaki wózek kupię jak będę w ciąży wiedziałam jeszcze na długo przed planowaniem ciąży. Zauroczona, zapatrzona, zakochana w tym modelu, wiedziałam, że choćby nie wiem co – będę go mieć. i tak też się stało. Zanim Tymcio pojawił się na Świecie – Stokke Xplory stał w moim mieszkaniu i czekał na królewicza (nie pytajcie jednak czemu wybrałam kolor fioletowy, bo sama do tej pory nie wiem 🙂 Ach te hormony). 

Jak pomyślałam tak też zrobiłam i kiedy maluch przyszedł na Świat jeździł w wymarzonym przez matkę wózku firmy Stokke. Swoją drogą to na co powinnam zwrócić uwagę wtedy, a to na co zwróciłabym uwagę teraz to dwa odmienne światy, dlatego postanowiłam, że pomimo, iż wózek ten już dawno nie jest w naszej rozpisce dnia, to warto o nim napisać. Zwłaszcza, że Ala też ma dokładnie ten sam wózek tylko w innym kolorze. Te same wózki a różne odczucia. Zapraszamy więc na podsumowanie i naszą recenzję Stokke Xplory.

Zalety 
1. Bardzo łatwy do prowadzenia. Na równej powierzchni po prostu płynie. Jest bardzo zwrotny, dzięki czemu nawet miedzy wąskimi regałami czy innymi labiryntami, manewrowanie nim to czysta przyjemność.

2. Regulacja wysokości gondoli – zwłaszcza gdy po cc ciężko się schylać i podnosić dziecko, to rewelacja!

3. Regulacja wysokości fotelika, gdy już przesiadamy się do spacerówki – znakomita! Dziecko widzi więcej świata i jest bliżej rodzica – kontakt face to face to dla mnie ważna rzecz, więc dla mnie to wielka zaleta tego wózka 🙂

4. Możliwość ustawienia fotelika przodem tub tyłem – a w drugiej wersji, wykorzystanie wózka jako krzesełka przy stole. Znakomita sprawa! Będąc u dziadków na niedzielnym obiedzie, czy w jakiejkolwiek restauracji nie musimy się prosić o dodatkowe krzesełko. Jesteśmy samowystarczalni. Wystarczy podjechać do stołu Stokke i już Tymon ma swoje własne krzesełko, dostosowane do wysokości stołu, a dodatkowo z wygodnym podnóżkiem (w krzesełkach często nóżki dziecka zwisają, co nie jest chyba najwygodniejsze).

5. Wiele możliwości ustawienia rączki. Jako mama xxs (mam 150cm wzrostu) bardzo to doceniam, że jednym prostym ruchem mogę w sekundę ustawić sobie wysokość rączki tak jak chcę. Gdy mąż przejmuje wózek – jeden ruch i już ma ustawienie pod siebie. Bardzo wygodnie się to przestawia.

6. Możliwość położenia śpiącego dziecka w spacerówce jest dla mnie wielką zaletą tego wózka. Wystarczy jedną ręką pociągnąć za wajchę, by drugą móc płynnie zmienić ułożenie fotelika od siedzącego do lekko pochylonego lub całkiem położonego. Bardzo wygodne rozwiązanie i dla dziecka, które może sobie wygodnie spać i dla rodzica sama zmiana pozycji – super!

7. Dwie pojemne torby, które się wygodnie przypina i odpina z wózka, a do tego bogaty zestaw akcesoriów – cudownego, świetnej jakości kocyka, dużej kosmetyczki z maleńkim woreczkiem i małą podkładkę do przewijania.

8. Wygląd tego wózka to dla mnie zdecydowanie jeden z jego największych atutów. Uwielbiam ten szwedzki design i kolorystykę, jaką proponuje Stokke, zresztą nie tylko w przypadku wózków. Walory estetyczny – wielkie TAK!

9. Stabilność! Tak! Ten wózek nie jest przewrotowy! Tylko tak groźnie wygląda 😛 🙂 Jest bardzo stabilny i bezpieczny.

10. Duża buda z możliwością dodatkowej wentylacji w upalne dni i dodatkowa parasolka, która chociaż podczas spacerów, miałam wrażenie, że za mocno się wygina, to przy odstawieniu wózka, daje możliwość dodatkowej ochrony przed słońcem.

Wady:

1. Aby złożyć wózek, trzeba go rozpracować. Dla osób, które nie mają z nim do czynienia na co dzień, trochę czasu zajmuje rozpracowanie systemu składania i rozkładania go. Dziadek czy babcia musieli przejść specjalne szkolenie, bo było to wyzwanie.

2. Po złożeniu, zajmuje więcej miejsca niż spacerówka. Fotelik jest sztywny, więc swoją przestrzeń w samochodzie musi mieć. Nie wepchniemy go w cieniutką szczelinę między walizkami. Trzeba to brać pod uwagę.

3. Małe koła, które po wertepach nie dają rady. Na tereny wiejskie czy do lasu absolutnie nie. To wózek tylko do miasta, zwłaszcza na równiuteńkie drogi parków i miast, restauracje czy CH.

4. Przy ustawieniu fotelika przodem do siebie, a tyłem do kierunku jazdy, uchwyt, który przechodzi między nóżkami dziecka, uniemożliwia wygodne używanie, a zwłaszcza dopięcie śpiworka innego niż ten marki Stokke, który jest dedykowany dla tego modelu wózka. Ja używałam śpiwora La Millou, bo uwielbiam te wodoodporne pokrowce z pięknych materiałów, no ale przez tę rączkę, zeszłej zimy zderzyłam się z tym, że mając Tymka przodem do siebie, nie zapnę go w tym śpiworku do końca.

Alicja

Zalety:

1.   Mały, po złożeniu zajmuje niewiele miejsca i łatwo mieści się do bagażnika (miało to dla mnie o tyle duże znaczenie, że nie miałam windy i wnoszenie wózka na 3 piętro było nierealne. Dzięki temu, że wózek jest mały po złożeniu bez problemu mieścił się do bagażnika mniejszego auta).

2. Zwinny i zwrotny – bardzo łatwo skręca i lekko się go prowadzi bez większego wysiłku, co po cesarce było zbawienne.

3. Gondola a później część spacerówkowa jest wysoko ustawiona, dzięki czemu dziecko siedzi wyżej – przodem lub tyłem do rodziców. Lepiej widzi.

4. Wysokie siedzenie dziecka sprawia też, że w okresie jesienno-zimowym dziecku nie wieje od podłogi tak bardzo jak w zwykłych parasolkach.

5. Regulowana rączka – ja lubiłam mieć rączkę dużo wyżej, żeby nie musieć się pochylać do wózka, ze względu na problemy z kręgosłupem a np. moja teściowa jest niższa i wtedy mogła sobie tę rączkę obniżyć.

6. Rama wózka jest tak skonstruowana, że podczas spaceru nie uderzałam w stelarz nogami, co zdarzało się przy innych wózkach.

7. Wózek ma bardzo stabilną konstrukcję. Co prawda często słyszałam pytania czy nie boję się, że wózek się przewróci? Otóż nie. Rozstawienie całości daje bardzo dobrą stabilność.

8. Bardzo dobrze przemyślane akcesoria oraz zabezpieczenie dziecka przed wiatrem, mrozem czy słońcem.

9. W wersji ze spacerówką możliwa jest regulacja wysokości dzięki czemu np. w restauracji nie trzeba prosić o krzesełko. Wystarczy odwrócić wózek i dziecko może siedzieć przy stole. Z tej funkcji korzystaliśmy wielokrotnie jak Tymcio był mniejszy.

Wady:

1. Koła nie mają amortyzacji, więc wózkiem nie da się przejechać swobodnie po kostce na np. wrocławskim rynku.

2. Denerwowała mnie wkładka dla niemowlaków do wersji „spacerówka”. Miałam wrażenie, że dziecko leży zbyt płytko i pomimo zapiętych pasów miała obawy, że się zsunie.

3. Denerwowało mnie kiedy Tymek odwrócony był w wersji spacerówkowej do mnie przodem a było chłodno i chciałam go przykryć kocem. Stelaż wózka – rączka uniemożliwiała zbyt dobre okrycie nóżek. Co innego zimą, kiedy używaliśmy śpiworka – nie było tego problemu, bo brzył przystosowany do wózka, ale w okresach przejściowych, kiedy wypadało dziecko przykryć, ciagle miałam problem z rączką.

4. Rączka dość szybko się porysowała od obrączki.

Ruda

                               

Podsumowując! Na pytanie: a gdybyś miała wybrać raz jeszcze wózek to wzięła byś ten sam? Odpowiadam: TAK. Jedyne co bym zmieniła to kolor hahah A na poważnie. Uważam, że to bardzo fajny, lekki, zwinny wózek, z którym uwielbiałam spacerować. Później jak przerzuciliśmy się na parasolkę (o tym też Wam napiszę, bo to był najgorszy zakup ever), bo Tymek już wyrósł ze Stokke, to codziennie żałowałam, że już go musieliśmy odstawić. Jedyne co mi czasami przeszkadzało, to właśnie ten brak amortyzacji, który jest bardzo ważny, ale na szczęście nie dokuczał nam na tyle, żeby nie można było swobodnie funkcjonować. Na wertepy Stokke nie jeździliśmy 🙂 Jeśli będę miała drugie dziecko to zdecydowanie będzie jeździło w Stokke Xplory (stoi i czeka), ale myślę, że sprawimy sobie jeszcze jeden wózek już taki typowo na cięższe warunki.

Ja też uwielbiam ten wózek i mam do niego wielki sentyment. Pamiętam, jak rozpakowywaliśmy go z Bartkiem, gdy kurier dostarczył nam wielką pakę ze Stokke w środku, a my jeszcze czekaliśmy na Tymcia. Pamiętam jego pierwsze drzemki w tym pięknym, beżowym stokke i nasze długie spacery. Jest to idealny wózek miejski, dla osób, dla których liczy się dobry design i modny wygląd. Ma dużo znakomitych rozwiązań i nade wszystko jest po prostu piękny! Ja miałam to szczęście, że mieszkając na obrzeżach Wrocławia, mam jeszcze drugi wózek (Vibe – Phil&Teds), o którym już pisałam na blogu i który znakomicie uzupełnia się ze Stokke, bo ma wielkie pompowane koła i jest stworzony na wyprawy typu surwiwal. Taki zestaw to dla mnie ideał.

Ruda & Alicja

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany.

Artykuł Idealny wózek? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
322
Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/10/02/jak-sie-pozbyc-pestycydow-z-warzyw-i-owocow/ Mon, 02 Oct 2017 16:23:40 +0000 http://alicjajanoszdzieciom.pl/?p=302 Wszyscy już chyba wiedzą, że warto wybierać ekologiczne warzywa i owoce. Ale nie zawsze mamy je gdzie kupić, to po pierwsze. A po drugie, niestety ich cena jest znacznie wyższa od tych nieekologicznych. Czy to skazuje mniej zamożnych rodziców na serwowanie swoim dzieciom warzyw czy owoców przepełnionych chemią? Ależ nie! Są sposoby, na pozbycie się...

Artykuł Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Wszyscy już chyba wiedzą, że warto wybierać ekologiczne warzywa i owoce. Ale nie zawsze mamy je gdzie kupić, to po pierwsze. A po drugie, niestety ich cena jest znacznie wyższa od tych nieekologicznych. Czy to skazuje mniej zamożnych rodziców na serwowanie swoim dzieciom warzyw czy owoców przepełnionych chemią? Ależ nie!

Są sposoby, na pozbycie się pestycydów z powierzchni zwykłych warzyw i owoców.

 

Można oczywiście kupować specjalne środki, które kosztują minimum 20-30zł, lecz często okazują się być bardziej chwytem marketingowym niż faktycznie skutecznym sposobem na pozbycie się chemii.

Można też zaopatrzyć się w jonizator, który zmieni odczyn naszej wody, aby rozpuszczać oleiste pestycydy z powierzchni warzyw i owoców, z którymi nawet przegotowana woda sobie nie radzi. Jednak to też kosztowne rozwiązanie.

Najlepszym i najtańszym patentem na zmycie chemii z owoców i warzyw jest zrobienie im odpowiedniej „kąpieli”. Wystarczy zwykła woda, ocet i soda oczyszczona, aby zrobić własną miksturę, a nawet dwie, dzięki którym będziemy mieć pewność, że pozbyliśmy się szkodliwej chemii z naszego jedzenia 🙂 No to działamy, krok po kroku!

1. Przygotowujemy odczyn kwaśny: na 1 litr wody dodajemy pół szklanki octu jabłkowego, winnego lub zwykłego. Zamiast octu może też być kwas cytrynowy. W tak przygotowanym roztworze moczymy warzywa i owoce przez 2-3 minuty.

2. Następnie przygotowujemy wodę o odczynie alkaicznym: na 1 litr wody dajemy 1 czubatą łyżkę sody oczyszczonej. W tym roztworze również pozostawiamy owoce i warzywa na 2-3 min.

3. Na koniec płuczemy je w czystej wodzie i gotowe!

W ciągu kilku minut, tanim sposobem mamy naprawdę czyste warzywa i owoce. Tylko teraz żebym nam się zawsze chciało to robić… 😉 Na zdrowie! 🙂

Alicja

Artykuł Jak pozbyć się pestycydów z warzyw i owoców? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
302
Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/08/30/krzeselko-do-karmienia-jakie-dzis-bym-wybrala/ Wed, 30 Aug 2017 15:46:19 +0000 http://lszymans.webd.pl/mamuni/?p=160 Jedzenie, ubranka, mebelki, zabawki i przeróżne akcesoria – to nieskończony ocean przedmiotów, w którym łatwo utonąć (czyt. zwariować). Pierwszą zasadą reklamy jest uświadomienie potrzeby. Mówiąc najprościej – wmawia nam się, że potrzebujemy tych wszystkich produktów, które bardzo często są po prostu drogimi gadżetami, w rzeczywistości zbędnymi. Ale czego rodzice nie robią dla swoich dzieci… a...

Artykuł Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Jedzenie, ubranka, mebelki, zabawki i przeróżne akcesoria – to nieskończony ocean przedmiotów, w którym łatwo utonąć (czyt. zwariować). Pierwszą zasadą reklamy jest uświadomienie potrzeby. Mówiąc najprościej – wmawia nam się, że potrzebujemy tych wszystkich produktów, które bardzo często są po prostu drogimi gadżetami, w rzeczywistości zbędnymi. Ale czego rodzice nie robią dla swoich dzieci… a raczej, czego nie kupią? 

Są jednak takie must have, jak wózek czy łóżeczko, aż wreszcie bohater mojego dzisiejszego tekstu – krzesełko do karmienia.

I tutaj nie byłabym sobą, nie wspominając, że bardzo polecam zapoznanie się z BLW – Baby Lead Weaning, a w naszej wersji językowej – Bobas Lubi Wybór 🙂 Kilka linków przybliżających ten temat, umieszczę na końcu tekstu.

Najistotniejsze zasady jakie wyniosłam z BLW, poza dawaniem dziecku możliwości wyboru i oferowania różnorodnych potraw o wielu kształtach, kolorach i fakturach, zamiast zmiksowanych papek, a także dawanie dziecku po postu tego co jemy my (przy założeniu, że rodzina odżywia się zdrowo i małe dziecko ma potrawy przyprawianie ziołami, a nie solą), to:
– nie wciskanie dziecku jedzenia na siłę

– traktowaniu posiłków stałych do około roku jako dodatek do mleka mamy, które wciąż jest głównym źródłem pokarmu dla maluszka

– nie zastępowanie posiłków mlecznych posiłkami stałymi – w ten sposób można szybko odstawić dziecko od piersi i rozszerzanie diety stanie się eliminacją piersi.

– rozszerzanie diety dziecka dopiero gdy samodzielnie siedzi, czyli zazwyczaj po 6mż (gdy w krzesełku dziecko nie opada na którąś stronę, ale jego mięśnie są już na tyle silne, że utrzymuje pion)

– sadzanie dziecka do jedzenia w pozycji pionowej. UWAGA! Nie karmimy dziecka siedzącego/leżącego w leżaczku! W razie zadławienia musimy mieć możliwość szybkiego wyjęcia dziecka z krzesełka, aby móc reagować!

No ale miało być o samych krzesełkach, więc do sedna!

Dokonując wyboru krzesełka, warto patrzeć na dwa aspekty. Bezpieczeństwo i łatwość w utrzymaniu czystości. Ponoć krzesełka plastikowe są łatwiejsze do mycia, ale mając drewniane, naprawdę nie mogę narzekać, więc pod tym względem uważam, że nie ma różnicy 🙂

Ważne by pamiętać, niezależnie od tego jakie krzesełko wybierzemy, że dziecka nie powinno się w nim zostawiać samego. Niektórzy są fanami zapinania dzieci w krzesełkach. Ale ja od początku naszej przygody z jedzeniem nie chciałam szelek. Bo gdyby dziecko się zadławił, nie wyobrażam sobie musieć najpierw wypiąć je i oswobodzić z szelek (co w stresującym momencie wcale nie jest takie łatwe), a dopiero później wyjąć z krzesełka, żeby pomóc mu usunąć kawałek jedzenia.

Dobrze zwrócić uwagę na wysokość krzesełka i możliwość regulacji – zarówno siedziska jak i podnóżka. Ostatni element – tacka. Rzecz praktyczna, ale ja chciałam, żeby Tymek czuł, że siedzi z nami przy stole, mogąc jeść dokładnie tak samo jak my i to samo co my 🙂 Reszta to kwestia gustu.

Jakie krzesełko ja dziś bym wybrała? 

Osobiście nie jestem fanką kolorowych, pełnych wzorów, masywnych krzesełek, które zajmują sporo miejsca. Miałam szczęście dostać od znajomego, który zresztą prowadzi świetny sklep z ogromnym wyborem akcesoriów dziecięcych (Trzy Kiwi) moje wymarzone krzesełko – TRIPP TRAPP firmy Stokke, zaprojektowany przez Petera Opsvika.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Krzesełko w kolorze naturalnego drewna idealnie spasowało się z moimi meblami. Z plastikowo-metalowo-drewnianymi krzesłami i drewnianym stołem wygląda jak element zestawu. Po 2,5 roku codziennego używania go, mogę śmiało powiedzieć, że jest genialne!!!!

Po pierwsze – siedzisko i podnóżek są regulowane, więc Tripp Trapp dostosowuje się do wzrostu dziecka i rośnie wraz z nim. Przypuszczam, że za kilka, wciąż będzie Tymkowi służył, bo mimo codziennej eksploatacji, wygląda naprawdę dobrze (łatwo się czyści), a ułożony w odpowiedni sposób, może śmiało służyć za krzesło do biurka.

Tymon bardzo szybko nauczył się sam do niego wchodzić i z niego wychodzić. Do Tripp Trapp’a można dokupić plastikowy wkład dla malucha (wciąż z niego korzystamy), łatwo zdejmowane i łatwo piorące się obicie w kilku ładnych wzorach i kolorach (nasze podarowałam małej siostrzenicy, bo mój prawie 3-latek zadecydował, że już go nie potrzebuje), oraz dodatkową deskę na jedzenie. Jedynym minusem jakiego mogę się dopatrzeć w przypadku tego krzesełka dość wysoka cena. Ale jest to produkt designerski, wykonany z b. dobrych materiałów, świetny jakościowo i na wiele lat, co warto mieć na uwadze.

Gdybym nie dostała tego krzesełka, pewnie kupiłabym to najprostsze i chyba najtańsze marki Ikea – ANTILOP, lub bardziej designerski, bardzo zgrabny, nowszy od Antilopa model – BLAMES. Oba spełniają moje wymagania pod względem wizualnym oraz bezpieczeństwa. Nie zajmują dużo miejsca i mając neutralny, minimalistyczny desigh, z łatwością wkomponują się w każdą przestrzeń. Ich zdecydowanym plusem jest niska cena. Minusem natomiast brak regulowanego siedziska i podnóżka. Widząc, jak Tymek sam wchodzi i wychodzi z krzesełka, uważam, że szeroki podnóżek jest bardzo ważny. Wyobrażam sobie, że 3-4 letnie dziecko nie łatwo ciągle podnosić wkładając i wyjmując z krzesełka, więc jego umiejętność samodzielnego siadania i wychodzenia z krzesełka to cenna rzecz (nie tylko dla jego samodzielności, ale i dla mojego kręgosłupa ;)).

A czy Wy macie swoje typy, godne polecenia? Czekamy na maile! 🙂

Tutaj linki do krzesełek, o których mowa w tekście:

TRIPP TRAPP by STOKKE https://www.stokke.com/POL/pl-pl/highchairs/tripp-trapp/tripp-trapp-moments#history

ANTILOP by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/S89041709/

BLAMES by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/50165079/

Alicja

 

p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.

Artykuł Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
160
Ja siebie tak nie widzę! https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/08/07/ja-siebie-tak-nie-widze/ Mon, 07 Aug 2017 10:12:58 +0000 http://lszymans.webd.pl/mamuni/?p=39 Mam wokół siebie wiele kobiet. Większość ładniejszych niż ja. Lepiej zorganizowanych. Z pięknymi, domami i mieszkaniami, w których nigdy nie znajduję kurzu na półkach i plam na stole. Z dziećmi w wyprasowanych ubrankach, a nie jak moje 😛 Wiadomo. U sąsiada trawa zawsze bardziej zielona. Ale my, kobiety, chyba wszystkie (lub przynajmniej spora większość z tych,...

Artykuł Ja siebie tak nie widzę! pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Mam wokół siebie wiele kobiet. Większość ładniejszych niż ja. Lepiej zorganizowanych. Z pięknymi, domami i mieszkaniami, w których nigdy nie znajduję kurzu na półkach i plam na stole. Z dziećmi w wyprasowanych ubrankach, a nie jak moje 😛 Wiadomo. U sąsiada trawa zawsze bardziej zielona. Ale my, kobiety, chyba wszystkie (lub przynajmniej spora większość z tych, jakie znam), mamy jedną wspólną cechę. 

OCENIAMY SIEBIE ZBYT SUROWO.

Nie widzimy swoich zalet, uroków, mocnych stron. Ani w swoim charakterze, ani w wyglądzie. Za to każda z nas doskonale orientuje się w swoich słabościach i niedociągnięciach. I nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak bardzo to nam przeszkadza w życiu!!! Że w tym momencie my same jesteśmy dla siebie największymi wrogami!

Niedawno, moja koleżanka, która jest świetnym coachem, poprosiła mnie, w ramach jakiegoś ćwiczenia, które robiła, abym napisała dla niej kilka słów o tym, jak ją widzę i jakie są jej talenty i mocne strony. Z chęcią nabazgrałam parę zdań, zwłaszcza, że długo nie musiałam się zastanawiać nad tym co napisać, bo Ania jest super mamą i super trenerem personalnym. Od roku mieszka w Barcelonie, o czym od dawna marzyła. Studiuje online na renomowanej uczelni w NY. Odważnie sięga po to czego chce i realizuje swoje marzenia jedno za drugim. Komu to zawdzięcza? Sobie samej i swojej pracy nad sobą. To, czego uczę się od niej, mimo odległości która nas dzieci na co dzień, to podejmowanie wyzwań i traktowanie ich jako możliwości. To wychodzenie ze swojej strefy komfortu, jak to się ładnie nazywa, bo tylko na obcym terenie możemy siebie poznawać i rozwijać. To docenianie siebie i odpuszczanie sobie…

Mam dla Was jeden prezent i jedno zadanie. Najpierw o zadaniu, a nagrody za chwilę 🙂

Poproście dwie lub trzy, bliskie Wam kobiety, aby napisały o Was i dla Was kilka zdań na temat Waszych mocnych stron, talentów i zalet. Niech napiszą szczerze to, jak Was widzą. Możecie odwdzięczyć się tym samym 🙂 A ja, wierzcie mi, jestem przekonana, że uśmiechniecie się w sercu czytając o sobie i nabierzecie zdrowego dystansu do samooceny, która brutalnie odbiera pewność siebie, hamuje i deprymuje.

Prezent? Oto link do afirmacji, którą w naszym domowym studio nagrała kiedyś moja Ania – coach. Posłuchajcie koniecznie i do roboty! Najlepszy moment na zmianę to teraz i tu 🙂

Alicja

Artykuł Ja siebie tak nie widzę! pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
39
Bezglutenowy dom https://alicjajanoszdzieciom.pl/2017/08/04/bezglutenowy-dom/ Fri, 04 Aug 2017 09:06:50 +0000 http://lszymans.webd.pl/mamuni/?p=37 Mam wyniki badań na alergie pokarmowe, które zrobiliśmy całą rodziną. Nie ma mowy o glutenie i białku jaja kurzego, jeśli chodzi o Tymka. U nas jeszcze kilka innych alergii pokarmowych, na czele z kazeiną, migdałami i orzechami, których nie może mój mąż. I co my teraz będziemy jeść???!!!! Jak my, fani pizzy, makaronów i tostów,...

Artykuł Bezglutenowy dom pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
Mam wyniki badań na alergie pokarmowe, które zrobiliśmy całą rodziną. Nie ma mowy o glutenie i białku jaja kurzego, jeśli chodzi o Tymka. U nas jeszcze kilka innych alergii pokarmowych, na czele z kazeiną, migdałami i orzechami, których nie może mój mąż. I co my teraz będziemy jeść???!!!! Jak my, fani pizzy, makaronów i tostów, przeżyjemy???!!! Przecież jeszcze chwilę temu to była „moda żywieniowa”, którą traktowałam z przymrużeniem oka. Teraz sama, chcąc być zdrową, muszę stać się „modna”…

Miesiąc temu, po wielotygodniowej, bezowocnej walki z katarem i kaszlem u mojego synka i po miesiącach bezskutecznych prób walki z chorymi zatokami (akupuktura, płukanie zatok, sterydy i milion innych) postanowiłam, że robimy konkretne badania. Nie jakieś średniowieczne metody badań z kropli krwi (choć nie ukrywam, że było to moim pierwszym pomysłem :)), czy posiadający tylu zwolenników co sceptyków biorezonans, ale konkretne badania krwi na nietolerancje pokarmowe i alergie. Wzięłam temat we własne ręce i umówiłam nas na konsultację do centrum diagnostycznego, do polecanej mi przez przyjaciółkę mikrobiolożki. Ta poradziła, które badania warto wykonać. Od wymazów z nosów i gardeł, poprzez przeróżne badania krwi. Zapłaciliśmy jak za zborze (o ironio ;)), ale mamy czarno na białym, co się dzieje w naszych organizmach. To dla mnie wiedza rzetelna i konkretna. No ale co się okazało?

Mamy taką ilość przeciwciał, zwłaszcza na gluten, że nasze układy immunologiczne są od dawna w permanentnym stanie wojny. A ponieważ wciąż zwalczają (a raczej próbują zwalczać) to, czego sami dostarczamy im z pożywienia (białka, które odczytują nie jako pokarm, lecz jako wroga), nie mają sił na chronienie nas przed wirusami i bakteriami z zewnątrz, mówiąc najprościej. Więc gdybyśmy nie zrobili tych badań i nie wprowadzili zmian w sposobie odżywiania, za jakiś czas, zaczęlibyśmy poważnie chorować.

Mając „bezglutenowy i beznabiałowy wyrok” czarno na białym, musieliśmy wyeliminować naszych wrogów z menu. Po dwóch miesiącach praktyki w stosowaniu diety, mam kilka wniosków.

CO TERAZ JEMY? 

Mamy wielkie szczęście, że mieszkamy na obrzeżach Wrocławia. Miasta, które daje nam możliwość kupowania pieczywa bezglutenowego – nie tylko kilku kromek z marketów, ale całego bochenka dobrego chleba. Jest tu też sporo restauracji oferujących dania bez glutenu, więc nie tylko pozostaje nam żywienie się w domu i jeżdżenie wszędzie ze swoimi posiłkami. Choć nie ukrywam, że najczęściej tak właśnie robimy.

Od dawna zwracaliśmy uwagę na to co jemy i odżywialiśmy się w naszym odczuciu zdrowo. Mleka roślinne, soki z jarmużem i szpinakiem, z wyciskarki wolnoobrotowej itd. to był standard. Sery, jajka i mięso dobrej jakości. Nie kupowaliśmy wysoko-przetworzonych produktów, żadnych gotowych dań do mikrofali (nawet jej nie mamy). Ale i tak sporo rzeczy, które kupowaliśmy wcześniej, poszło w odstawkę. Jednak ta zmiana, do jakiej się obecnie przystosowujemy, to dla nas spore zamieszanie. A produkty bezglutenowe, tak jak wszystkie inne – nie wystarczy, że nie mają glutenu, by były zdrowe…

Do tematu jedzenia z pewnością niebawem wrócę. Na dziś zostawiam Was z informacją, że żyjemy i już czujemy się lepiej! Tymek nie kaszle i nie ma kataru, a ja mam więcej energii, płaski brzuch i mniej demonów w głowie 🙂

Alicja

Artykuł Bezglutenowy dom pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.

]]>
37