Artykuł Wybieram miłość – a Ty? <3 pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, gdy pomyślałam, jak mój zmęczony po pracy szwagier, swego czasu pomylił gaz z hamulcem i wjechał w czyjś płot. Dwa dni później, parkując przed przedszkolem Tymka, wykonałam ten sam numer i swoim czterokołowym taranem, zmiażdżyłam „buźkę” Peugeota kolegi. Pierwsza myśl? Sama sprowokowałam to zdarzenie… Takich sytuacji, zarówno negatywnych jak i pozytywnych, miałam w życiu od groma! W ostatnich miesiącach, świadomość tych emocji i zdarzeń, które za nimi szły, była naprawdę spora. Wielokrotnie też czułam, że swoimi emocjami wpływałam na emocje i zachowania Tymka i innych ludzi. To nic nadzwyczajnego i jest to logiczne i racjonalne. Myślę, że na poziomie emocji wiele osób to czuje i nie trzeba do tego nikogo przekonywać. Przypuszczam, że doświadczyłyście też, jak prorocza gadanina może wywoływać skutki w rzeczywistości. A jeśli to wszystko tak wygląda, to dlaczego nie zacząć koncentrować się na tych myślach i emocjach, które są dobre? Po co chłonąć lęk, strach i przemoc, którymi karmią nas wiadomości i filmy? Po co podsycać gniew, żal cy frustrację, gdy tyle samo energii możemy przeznaczyć na radość, miłość, szczęście czy wdzięczność, pozwalając, by to one gościły w naszej codzienności?
Właśnie czytam wspaniałą książkę Davida R. Hawkinsa „Technika Uwalniania” dzięki której, przestałam wątpić w moc swoich myśli i energii, jaką generują. Biorę całkowitą odpowiedzialność za swoje życie i za to, jakim emocjom pozwalam w sobie żyć i jakie myśli ucinam, a którym pozwalam budować swoje tu i teraz. Bo myśli produkują kolejne myśli… I tak bez końca. A pod nimi zawsze kryją się emocje, czyli energia, która oddziałuje na nas i na wszystko co nas otacza. Energia przyciągająca i odpychająca różne zdarzenia i energia, którą możemy świadomie kierować, wprowadzając w swoje życie więcej miłości i mądrości, którą ona zawsze niesie. Wiem, że to nie proste, ale poranna medytacja i świadomość własnej siły i sprawczości, naprawdę potrafi dużo zdziałać
W filmie „Światło Między Oceanami” M. L. Stedman, pada wspaniały cytat, który mocno mnie poruszył…
„Mogę zgnić, rozpamiętując przeszłość, do końca życia nienawidzić ludzi za to, co się stało, albo wybaczyć i zapomnieć. To nie takie proste, ale dużo mniej męczące. Wybaczasz tylko raz, a urazę żywisz każdego dnia…„
Bo gdy wybaczamy innym – wybaczamy sobie. To uwalnia i pozwala oddychać głębiej. I choć nie mamy wpływu na wszystko, co dzieje się w naszym życiu, to my i tylko my decydujemy, jak na to odpowiemy. Chciałabym Was zachęcić, żebyście razem ze mną spróbowały łapać się na tym o czym w danej chwili myślicie, a wtedy odsunąć te myśli na bok i zobaczyć emocje, jakie w sobie kryją. Tym emocjom pozwolić zaistnieć. Nie oceniać ich, nie tłumaczyć, nie krytykować ani nie wypierać. Bo emocje to energia, która się wyczerpie, jeśli tylko jej na to pozwolimy, jak mnie przekonał Hawkins.
To odkrycie jest dla mnie niczym ruszenie z miejsca po latach nieruchomego stania w jednej pozycji. Niewygodnej i niekomfortowej, ale znanej mi i w miarę bezpiecznej. Wiecie pewnie, że powielamy jakieś modele zachowań i schematy myślowe, bez refleksji nad nimi. Fajnie móc się im zacząć przyglądać i w każdej chwili każdego dnia świadomie decydować o swoich reakcjach i działaniach, zamiast odtwarzać wyuczone schematy i wciąż cierpieć z tych samych powodów.
I choć mówi się, że jesteśmy tym co jemy, to myślę, że równie dobrze można by powiedzieć, że jesteśmy także tym, co czujemy i myślimy. Bo o tym wszystkim decydujemy sami. I to jest najlepsza wiadomość… Odkrycie, które staram się wprowadzać w swoje życie i którym z wielką radością dzielę się z Wami, moje drogie. Mając nadzieję, że dostrzeżecie w tej logice mądrość, a w serduchach moc. Bardzo Wam polecam „Technikę Uwalniania” oraz film na Netflix’ie „Samolecznie”, który również dotyka kwestii energii i siły naszych myśli, w kontekście zdrowia.
Pięknego dnia i mocy prosto z serducha, która da prawdziwe szczęście Wam i Waszym bliskim, moje Mamunie!
Alicja
Artykuł Wybieram miłość – a Ty? <3 pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Artykuł Paniczny strach – nocne lęki. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Nocne lęki są typowe dla dzieci między 3 a 12 rokiem życia. To paniczny strach, który czuje dziecko, a który pojawia się podczas przechodzenia z jednej fazy snu w kolejną, zazwyczaj po około 90 min od zaśnięcia.
Histeryzujące dziecko jest jakby uwięzione w twardej, niewidzialnej skorupie, przez którą nie można się do niego przebić. Walczy nie wiadomo z czym i dlaczego. Nie słyszy Cię. A Ty, jedyne co możesz zrobić to trwać przy nim, odpowiadając na jego bliskość swoją bliskością, gdy tego zechce i pilnując, by nie stała mu się krzywda.
Zazwyczaj takie ataki trwają około 1-2min, ale mogą trwać nawet 30min. Zdarzają się gdy dziecko doświadcza stresu, ale też i wtedy, gdy jest niewyspane lub w trakcie choroby. Mogą być też efektem działania leków, które mają wpływ na układ nerwowy. O ile nie są to zbyt częste ataki, które należy skonsultować z lekarzem, trzeba je po prostu przeczekać.
Pół roku temu, gdy Tymek zaczął chodzić do przedszkola, zetknęliśmy się z lękami nocnymi po raz pierwszy. Były to ze 3-4 takie epizody i na tym koniec. Powód był dla mnie zrozumiały. Choć oczywiście, pierwsza myśl – może ja coś źle robię i to pewnie moja wina Teraz, gdy po wakacjach poszedł do nowego przedszkola, po przyjęciu urodzinowym na które tak długo czekał, po dość długiej nieobecności Bartka i po kilkudniowej jelitówce – znowu pojawił się nocny lęk, wiem już, że to reakcja na silne przeżycia…
Widząc dziecko w takiej histerii człowiek może się zastanawiać, czy ma wzywać psychiatrę czy egzorcystę. Ja na szczęście kiedyś gdzieś usłyszałam, że dzieci miewają silne nocne lęki, które wyglądają przerażająco. Nie drążyłam tematu, bo mnie nie dotyczył, ale dzięki Bogu za to, że gdzieś mi to utkwiło w głowie i że „Wujek Google” prędko podsunął mi precyzyjne wyjaśnienie tej zagadki. Dziś już dobrze wiedziałam z czym mamy do czynienia i po prostu to przeczekałam, będąc przy Tymciu. Po paru minutach Tymon się śmiał jak zwykle i żartował. Kompletnie nie pamiętając tego, co wydarzyło się kilka minut wcześniej…
Przed chwilą zagonił Molly do swojego łóżka. Podarował jej swojego niebieskiego królika, na którym Molka niezwłocznie postanowiła położyć pysk. Mnie natomiast po przeczytaniu (z latarką w dłoni) „Koci Kici” uformował w kokon, w którym się schował i spokojnie zasnął, niemal wyrównując swój oddech z moim… Śpij spokojnie mój maleńki…
Alicja
Ps. Nie jest to tekst naukowy. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości należy zasięgnąć opinii specjalisty.
Artykuł Paniczny strach – nocne lęki. pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Artykuł Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Są jednak takie must have, jak wózek czy łóżeczko, aż wreszcie bohater mojego dzisiejszego tekstu – krzesełko do karmienia.
I tutaj nie byłabym sobą, nie wspominając, że bardzo polecam zapoznanie się z BLW – Baby Lead Weaning, a w naszej wersji językowej – Bobas Lubi Wybór Kilka linków przybliżających ten temat, umieszczę na końcu tekstu.
Najistotniejsze zasady jakie wyniosłam z BLW, poza dawaniem dziecku możliwości wyboru i oferowania różnorodnych potraw o wielu kształtach, kolorach i fakturach, zamiast zmiksowanych papek, a także dawanie dziecku po postu tego co jemy my (przy założeniu, że rodzina odżywia się zdrowo i małe dziecko ma potrawy przyprawianie ziołami, a nie solą), to:
– nie wciskanie dziecku jedzenia na siłę
– traktowaniu posiłków stałych do około roku jako dodatek do mleka mamy, które wciąż jest głównym źródłem pokarmu dla maluszka
– nie zastępowanie posiłków mlecznych posiłkami stałymi – w ten sposób można szybko odstawić dziecko od piersi i rozszerzanie diety stanie się eliminacją piersi.
– rozszerzanie diety dziecka dopiero gdy samodzielnie siedzi, czyli zazwyczaj po 6mż (gdy w krzesełku dziecko nie opada na którąś stronę, ale jego mięśnie są już na tyle silne, że utrzymuje pion)
– sadzanie dziecka do jedzenia w pozycji pionowej. UWAGA! Nie karmimy dziecka siedzącego/leżącego w leżaczku! W razie zadławienia musimy mieć możliwość szybkiego wyjęcia dziecka z krzesełka, aby móc reagować!
No ale miało być o samych krzesełkach, więc do sedna!
Dokonując wyboru krzesełka, warto patrzeć na dwa aspekty. Bezpieczeństwo i łatwość w utrzymaniu czystości. Ponoć krzesełka plastikowe są łatwiejsze do mycia, ale mając drewniane, naprawdę nie mogę narzekać, więc pod tym względem uważam, że nie ma różnicy
Ważne by pamiętać, niezależnie od tego jakie krzesełko wybierzemy, że dziecka nie powinno się w nim zostawiać samego. Niektórzy są fanami zapinania dzieci w krzesełkach. Ale ja od początku naszej przygody z jedzeniem nie chciałam szelek. Bo gdyby dziecko się zadławił, nie wyobrażam sobie musieć najpierw wypiąć je i oswobodzić z szelek (co w stresującym momencie wcale nie jest takie łatwe), a dopiero później wyjąć z krzesełka, żeby pomóc mu usunąć kawałek jedzenia.
Dobrze zwrócić uwagę na wysokość krzesełka i możliwość regulacji – zarówno siedziska jak i podnóżka. Ostatni element – tacka. Rzecz praktyczna, ale ja chciałam, żeby Tymek czuł, że siedzi z nami przy stole, mogąc jeść dokładnie tak samo jak my i to samo co my Reszta to kwestia gustu.
Jakie krzesełko ja dziś bym wybrała?
Osobiście nie jestem fanką kolorowych, pełnych wzorów, masywnych krzesełek, które zajmują sporo miejsca. Miałam szczęście dostać od znajomego, który zresztą prowadzi świetny sklep z ogromnym wyborem akcesoriów dziecięcych (Trzy Kiwi) moje wymarzone krzesełko – TRIPP TRAPP firmy Stokke, zaprojektowany przez Petera Opsvika.
Krzesełko w kolorze naturalnego drewna idealnie spasowało się z moimi meblami. Z plastikowo-metalowo-drewnianymi krzesłami i drewnianym stołem wygląda jak element zestawu. Po 2,5 roku codziennego używania go, mogę śmiało powiedzieć, że jest genialne!!!!
Po pierwsze – siedzisko i podnóżek są regulowane, więc Tripp Trapp dostosowuje się do wzrostu dziecka i rośnie wraz z nim. Przypuszczam, że za kilka, wciąż będzie Tymkowi służył, bo mimo codziennej eksploatacji, wygląda naprawdę dobrze (łatwo się czyści), a ułożony w odpowiedni sposób, może śmiało służyć za krzesło do biurka.
Tymon bardzo szybko nauczył się sam do niego wchodzić i z niego wychodzić. Do Tripp Trapp’a można dokupić plastikowy wkład dla malucha (wciąż z niego korzystamy), łatwo zdejmowane i łatwo piorące się obicie w kilku ładnych wzorach i kolorach (nasze podarowałam małej siostrzenicy, bo mój prawie 3-latek zadecydował, że już go nie potrzebuje), oraz dodatkową deskę na jedzenie. Jedynym minusem jakiego mogę się dopatrzeć w przypadku tego krzesełka dość wysoka cena. Ale jest to produkt designerski, wykonany z b. dobrych materiałów, świetny jakościowo i na wiele lat, co warto mieć na uwadze.
Gdybym nie dostała tego krzesełka, pewnie kupiłabym to najprostsze i chyba najtańsze marki Ikea – ANTILOP, lub bardziej designerski, bardzo zgrabny, nowszy od Antilopa model – BLAMES. Oba spełniają moje wymagania pod względem wizualnym oraz bezpieczeństwa. Nie zajmują dużo miejsca i mając neutralny, minimalistyczny desigh, z łatwością wkomponują się w każdą przestrzeń. Ich zdecydowanym plusem jest niska cena. Minusem natomiast brak regulowanego siedziska i podnóżka. Widząc, jak Tymek sam wchodzi i wychodzi z krzesełka, uważam, że szeroki podnóżek jest bardzo ważny. Wyobrażam sobie, że 3-4 letnie dziecko nie łatwo ciągle podnosić wkładając i wyjmując z krzesełka, więc jego umiejętność samodzielnego siadania i wychodzenia z krzesełka to cenna rzecz (nie tylko dla jego samodzielności, ale i dla mojego kręgosłupa ;)).
A czy Wy macie swoje typy, godne polecenia? Czekamy na maile!
Tutaj linki do krzesełek, o których mowa w tekście:
TRIPP TRAPP by STOKKE https://www.stokke.com/POL/pl-pl/highchairs/tripp-trapp/tripp-trapp-moments#history
ANTILOP by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/S89041709/
BLAMES by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/50165079/
Alicja
p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.
Artykuł Krzesełko do karmienia – jakie dziś bym wybrała? pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Artykuł Sałatka w 5 minut pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>Dziś wyczarowałam z tego co miałam pod ręką pyszną sałatkę, którą właśnie pochłonęłam w tempie błyskawicy. Wyszła taka smaczna, a w przygotowaniu jest tak banalna, że postanowiłam podzielić się z Wami przepisem na nią.
Składniki na przygotowanie 1 porcji:
– miseczka ugotowanej kaszy jaglanej (jak gotować jaglankę? Moje guru kulinarna, czyli SMAKOTERAPIA http://www.smakoterapia.pl/kasza-jaglana-info/ znakomicie tłumaczy jak przygotować jaglankę, by była zdrowa i smaczna):
– łyżeczka bazyliowego pesto
– pół pomidora pokrojonego w kostkę
– 2-3 pokrojone pomidory suszone
– łyżka pokrojonej natki pietruszki
– odrobina dobrej oliwy z oliwek
– odrobina ulubionych nasion (ja robię miks siemienia lnianego, nasion china i sezamu, który trzymam w słoiczku i którego używam do wielu dań) lub podprażonych pestek słonecznika
-szczypta pieprzu
Wykonanie:
Jaglankę z pesto podgrzewamy. Wsypujemy do miski, dodajemy resztę składników i wcinamy To bardzo zdrowe, lekkie i szybkie danie. Możecie oczywiście moje ukochane świeże i suszone pomidory zastąpić ogórkiem, papryką, podsmażonymi pieczarkami, bakłażanem czy czymkolwiek innym, co przyjdzie Wam do głowy lub co macie w lodówce, a skomponuje się smakowo Jaglanka jest bardzo wdzięczną, neutralną bazą. Świetnie łączy się z różnorodnymi dodatkami. Jestem ciekawa, czy macie swoją wersję takiej super szybkiej mamuniowej sałatki z jaglanką obsadzoną w roli głównej Jeśli tak, to oczywiście piszcie! Chętnie przetestuję i nakarmię Anię!
Alicja
Artykuł Sałatka w 5 minut pochodzi z serwisu Alicja Janosz Dzieciom.
]]>