Jedzenie, ubranka, mebelki, zabawki i przeróżne akcesoria – to nieskończony ocean przedmiotów, w którym łatwo utonąć (czyt. zwariować). Pierwszą zasadą reklamy jest uświadomienie potrzeby. Mówiąc najprościej – wmawia nam się, że potrzebujemy tych wszystkich produktów, które bardzo często są po prostu drogimi gadżetami, w rzeczywistości zbędnymi. Ale czego rodzice nie robią dla swoich dzieci… a raczej, czego nie kupią?
Są jednak takie must have, jak wózek czy łóżeczko, aż wreszcie bohater mojego dzisiejszego tekstu – krzesełko do karmienia.
I tutaj nie byłabym sobą, nie wspominając, że bardzo polecam zapoznanie się z BLW – Baby Lead Weaning, a w naszej wersji językowej – Bobas Lubi Wybór 🙂 Kilka linków przybliżających ten temat, umieszczę na końcu tekstu.
Najistotniejsze zasady jakie wyniosłam z BLW, poza dawaniem dziecku możliwości wyboru i oferowania różnorodnych potraw o wielu kształtach, kolorach i fakturach, zamiast zmiksowanych papek, a także dawanie dziecku po postu tego co jemy my (przy założeniu, że rodzina odżywia się zdrowo i małe dziecko ma potrawy przyprawianie ziołami, a nie solą), to:
– nie wciskanie dziecku jedzenia na siłę
– traktowaniu posiłków stałych do około roku jako dodatek do mleka mamy, które wciąż jest głównym źródłem pokarmu dla maluszka
– nie zastępowanie posiłków mlecznych posiłkami stałymi – w ten sposób można szybko odstawić dziecko od piersi i rozszerzanie diety stanie się eliminacją piersi.
– rozszerzanie diety dziecka dopiero gdy samodzielnie siedzi, czyli zazwyczaj po 6mż (gdy w krzesełku dziecko nie opada na którąś stronę, ale jego mięśnie są już na tyle silne, że utrzymuje pion)
– sadzanie dziecka do jedzenia w pozycji pionowej. UWAGA! Nie karmimy dziecka siedzącego/leżącego w leżaczku! W razie zadławienia musimy mieć możliwość szybkiego wyjęcia dziecka z krzesełka, aby móc reagować!
No ale miało być o samych krzesełkach, więc do sedna!
Dokonując wyboru krzesełka, warto patrzeć na dwa aspekty. Bezpieczeństwo i łatwość w utrzymaniu czystości. Ponoć krzesełka plastikowe są łatwiejsze do mycia, ale mając drewniane, naprawdę nie mogę narzekać, więc pod tym względem uważam, że nie ma różnicy 🙂
Ważne by pamiętać, niezależnie od tego jakie krzesełko wybierzemy, że dziecka nie powinno się w nim zostawiać samego. Niektórzy są fanami zapinania dzieci w krzesełkach. Ale ja od początku naszej przygody z jedzeniem nie chciałam szelek. Bo gdyby dziecko się zadławił, nie wyobrażam sobie musieć najpierw wypiąć je i oswobodzić z szelek (co w stresującym momencie wcale nie jest takie łatwe), a dopiero później wyjąć z krzesełka, żeby pomóc mu usunąć kawałek jedzenia.
Dobrze zwrócić uwagę na wysokość krzesełka i możliwość regulacji – zarówno siedziska jak i podnóżka. Ostatni element – tacka. Rzecz praktyczna, ale ja chciałam, żeby Tymek czuł, że siedzi z nami przy stole, mogąc jeść dokładnie tak samo jak my i to samo co my 🙂 Reszta to kwestia gustu.
Jakie krzesełko ja dziś bym wybrała?
Osobiście nie jestem fanką kolorowych, pełnych wzorów, masywnych krzesełek, które zajmują sporo miejsca. Miałam szczęście dostać od znajomego, który zresztą prowadzi świetny sklep z ogromnym wyborem akcesoriów dziecięcych (Trzy Kiwi) moje wymarzone krzesełko – TRIPP TRAPP firmy Stokke, zaprojektowany przez Petera Opsvika.
Krzesełko w kolorze naturalnego drewna idealnie spasowało się z moimi meblami. Z plastikowo-metalowo-drewnianymi krzesłami i drewnianym stołem wygląda jak element zestawu. Po 2,5 roku codziennego używania go, mogę śmiało powiedzieć, że jest genialne!!!!
Po pierwsze – siedzisko i podnóżek są regulowane, więc Tripp Trapp dostosowuje się do wzrostu dziecka i rośnie wraz z nim. Przypuszczam, że za kilka, wciąż będzie Tymkowi służył, bo mimo codziennej eksploatacji, wygląda naprawdę dobrze (łatwo się czyści), a ułożony w odpowiedni sposób, może śmiało służyć za krzesło do biurka.
Tymon bardzo szybko nauczył się sam do niego wchodzić i z niego wychodzić. Do Tripp Trapp’a można dokupić plastikowy wkład dla malucha (wciąż z niego korzystamy), łatwo zdejmowane i łatwo piorące się obicie w kilku ładnych wzorach i kolorach (nasze podarowałam małej siostrzenicy, bo mój prawie 3-latek zadecydował, że już go nie potrzebuje), oraz dodatkową deskę na jedzenie. Jedynym minusem jakiego mogę się dopatrzeć w przypadku tego krzesełka dość wysoka cena. Ale jest to produkt designerski, wykonany z b. dobrych materiałów, świetny jakościowo i na wiele lat, co warto mieć na uwadze.
Gdybym nie dostała tego krzesełka, pewnie kupiłabym to najprostsze i chyba najtańsze marki Ikea – ANTILOP, lub bardziej designerski, bardzo zgrabny, nowszy od Antilopa model – BLAMES. Oba spełniają moje wymagania pod względem wizualnym oraz bezpieczeństwa. Nie zajmują dużo miejsca i mając neutralny, minimalistyczny desigh, z łatwością wkomponują się w każdą przestrzeń. Ich zdecydowanym plusem jest niska cena. Minusem natomiast brak regulowanego siedziska i podnóżka. Widząc, jak Tymek sam wchodzi i wychodzi z krzesełka, uważam, że szeroki podnóżek jest bardzo ważny. Wyobrażam sobie, że 3-4 letnie dziecko nie łatwo ciągle podnosić wkładając i wyjmując z krzesełka, więc jego umiejętność samodzielnego siadania i wychodzenia z krzesełka to cenna rzecz (nie tylko dla jego samodzielności, ale i dla mojego kręgosłupa ;)).
A czy Wy macie swoje typy, godne polecenia? Czekamy na maile! 🙂
Tutaj linki do krzesełek, o których mowa w tekście:
TRIPP TRAPP by STOKKE https://www.stokke.com/POL/pl-pl/highchairs/tripp-trapp/tripp-trapp-moments#history
ANTILOP by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/S89041709/
BLAMES by IKEA http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/50165079/
Alicja
p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.