Weszliśmy w sezon przyjęć urodzinowych, a wraz z nimi w etap manewrów, jak to zrobić, żeby Tymek nie zjadł tortu i nie był z tego powodu smutny… 🙁 Oboje mamy tyle nietolerancji pokarmowych, że na standardowych urodzinach raczej nie możemy niczego zjeść.. Ja ok. Wypiję kawę z mlekiem, które przynoszę ze sobą w „torebkowym mini-słoiczku” i jestem zadowolona. Ale Tymcio… Taki fan tortów… Stoi przed wielkim wyzwaniem…
Na Tymka urodzinkach wszystkie dzieci i rodzice „zmuszeni” byli do zjedzenia zdrowego tortu i ciast 🙂 Jakimś cudem wyszła mi obrzydliwie słodka (jak na bezę przystało ;)) wegańska beza z aquafaby (wody po cieciorce) z czekoladowym kremem i owocami, oraz moje sprawdzone jabłkowe crumble, które zniknęło w mgnieniu oka i eksperymentalne ciacho a’la ptasie mleczko z agarem, które wg mnie było najsłabsze i smakowo i wizualnie. Ale cieszyłam się, że gościom, przyzwyczajonym do normalnych ciast, te nasze „nienormalne” naprawdę smakowały. Albo mam samych miłych znajomych 😉
Ale wtopa była i tak, bo mimo, że w zamyśle Tymcio miał móc zjeść dosłownie wszystko… Tak dobrze się bawił, że nie załapał się na tort. Uwierzycie? Na własnych urodzinach, gdzie wszystko przygotowałam pod niego, moje dziecko nie zjadło nawet kawałka swojej wymarzonej bezy! 😛 A my byliśmy tak zaangażowani w przyjęcie, że nie odłożyliśmy dla niego nawet jednego kawałka… Masakra! Następnego dnia chciałam odtworzyć ten tort specjalnie i wyłącznie dla niego, ale tym razem poniosłam totalną klęskę i zdrapywaliśmy we dwoje przypalony placek bezowy z papieru do pieczenia 😛
Dziś natomiast byliśmy na przyjęciu urodzinowym, na które moja koleżanka, po telefonicznym upewnieniu się, czego Tymcio nie może, a co może jeść, przygotowała specjalne babeczki, co było mega miłe z jej strony. A ja, za jej błogosławieństwem, podkradłam z tortu kilka owoców i przyozdobiłam Tymkową babeczkę tak, by wizualnie choć trochę przypominała tort i by przełknął ten brak możliwości przełknięcia pięknej (uwaga, znowu :)) bezy. Patent przeszedł, ale i tak czułam, że Tymuś jest poszkodowany wobec innych dzieci… Bo nie mógł tego co one. A ja czułam się skrępowana, że przez nas moja koleżanka miała dodatkowy kłopot…
Widzę jak wielu rodziców żałuje go w takiej sytuacji. I dziwią się nieraz, że nie pozwolę mu „ten jeden raz” zjeść tortu… Mnie też nie jest łatwo odmówić mu tego kawałka. Zwłaszcza, że większego fana tortów w życiu nie spotkałam. Gdy oglądamy wspólnie „Chefs Table” na Netflix’ie, Tymulek niemal liże ekran w chwili, gdy są na nim torty i inne desery 🙂 Ale wiem już, że po zjedzeniu standardowego tortu, boli go brzuszek i ma rewolucje żołądkowe, a jego organizm natychmiast produkuje przeciwciała, co powoduje spadek jego odporności. Dlatego racjonalnie i konsekwentnie nie pozwalam mu na jedzenie rzeczy, których nie może, w zamian przygotowując takie, które nam nie zaszkodzą. Ale o ile w domu nie mam z tym problemu (na zdjęciu tytułowym tego posta moje urodzinowe ciacho, jagielnikowo-ryżowe a’la rafaello), to urodzinowe przyjęcia są dla nas jedzeniowym wyzwaniem…
Tymek rozumie to świetnie jak na 4-latka. Przyjmuje moją odmowę, a nawet sam mnie pyta, siadając do stołu z innymi dziećmi, co spośród rzeczy, które są na stole, może zjeść. Mówię mu otwarcie od początku, że nie możemy jeść danego produktu, bo mogą nas boleć brzuchy. Dodaję często, że jest mi przykro, bo widzę, że ma na to ochotę, ale niestety tego nie możemy. Szybko znajduję coś w zamian i Tymek jakoś to póki co dzielnie unosi. I myślę sobie, że umiejętność dogadzania sobie kulinarnie mimo naszych dużych ograniczeń, jest dla niego dużym ułatwieniem. W swoim przedszkolu ma zdrowe ciacho, które ciocie nazywają „ciastem bez sensu” (bo bez nabiału, glutenu i jaj) przynajmniej dwa razy w tygodniu 😛 🙂 To, że całą rodziną mamy te same ograniczenia, również. Tak samo jak konsekwencja w przestrzeganiu diety oraz traktowanie tego jako coś normalnego. Jesteśmy przecież z tym pogodzeni, bo doskonale rozumiemy, jakie to dla naszego zdrowia ważne. I Tymuś może dzięki temu tak fajnie to znosi…
Ale piszę to wszystko,bo wczoraj wymyśliłam plan, który wdrożę na kolejnych urodzinach, na które będziemy się wybierać. Postanowiłam, że dowiem się wcześniej, jaki tort będzie serwowany i albo upiekę podobny (jeśli będę miała czas), albo w jednej z cukierni, które na szczęście są we Wroclove i serwują bezglutenowe i wegańskie ciasta (wczoraj jedliśmy w „Legal Cakes” bardzo przyzwoity „sernik”) po prostu wcześniej kupię dla niego kawałek tortu, podobny do urodzinowego. Myślę, że to świetny patent i mam nadzieję, że się sprawdzi na następnym przyjęciu i sprawi mojemu maluszkowi przyjemność.
A czy Wy też macie podobne doświadczenia? Jak Wasze dzieci radzą sobie z ograniczeniami w menu? Piszcie proszę na FB!