Pamiętam, jak dużo czasu podczas ciąży, zabrało mi czytanie na temat wyprawki i samo jej kompletowanie. Sprawdzałam skład każdego produktu – od płynu do kąpieli, po chusteczki nawilżające. Porównywałam te wszystkie składy i ceny. Czytałam opinie. Zastanawiałam się, które rzeczy są rzeczywiście potrzebne, a które będą zbędne. Oczywiście, życie wszystko zweryfikowało, a z czasem potrafiłam kolejnym koleżankom w ciąży podać pełen zestaw wyprawkowy typu must have, złożony z niedrogich, a rzeczywiście przydatnych produktów, fajnych pod kątem składu i jakości. I do tego na pewno wrócę, ale dziś chcę napisać o czymś, co jest znacznie ważniejsze niż ta cała wyprawka. A mianowicie o wiedzy na temat emocji i komunikacji z dzieckiem (choć powinnam napisać – w rodzinie, lub o wiedzy ogółęm, bo dzieci uczą się kontaktów nie tylko w oparciu o naszą komunikację z nimi samymi, ale również obserwując relacje między innymi).
Całą ciążę czytałam teoretyczne książki, które rysowały mi wspaniały obraz tego, na jakim etapie rozwoju jest moje maleństwo oraz Kaz Cooke „Ciężarówkę przez 9 miesięcy”, która rozbawiała mnie i dodawała otuchy, gdy gorzej się czułam. Przezabawna, przyjemna książka. No ok… ale co z tego? Gdy urodziłam Tymka, byłam przerażona! Mój lęk o to, czy go wykarmię własnym mlekiem lub co zrobię gdy np. zachoruje, paraliżował mnie. Wówczas koleżanka dała mi „Politykę Karmienia Piersią” oraz serię francuskich książeczek o rodzicielstwie bliskości wydawnictwa Mamania: „Poród bez granic”, „Droga mleczna”, „Śpimy z dzieckiem” oraz „Nie płacz, maleństwo”. To był najlepszy prezent jaki mogłam wówczas od kogokolwiek dostać. Mądrości jakie przyjęłam z tych książek, były zgodne z moją intuicją czy też instynktem. Czego zupełnie nie mogłam powiedzieć o bestsellerze pt. „Język Niemowląt”, który uważam za jedną z gorszych książek skierowanych dla młodych rodziców. Tytuły, które wspomniałam wcześniej, mocno wykraczają poza typowe metody wychowawcze, jakie propagowane są od lat, ale otwierają oczy na wiele ważnych kwestii. Pomagają zrozumieć dzieci i ich emocje, potrzeby oraz zachowania – a to właśnie coś, czego jako rodzice musimy się nauczyć. Wszystko to o czym próbuję napisać i do czego Was zachęcam, nazywa się rodzicielstwem bliskości. Nie mylcie go proszę z bezstresowym wychowaniem, bo po pierwsze – coś takiego jak życie czy wychowanie bezstresowe nie istnieje (na każdym kroku, w domu i poza domem dziecko doświadcza każdego dnia przeróżnych emocji, ze stresem włącznie), a po drugie, pojęcie to mam wrażenie, że mylone jest z brakiem wychowania. Dzieci zdecydowanie potrzebują świadomego przewodnictwa osoby dorosłej.
Kluczowym jest wg mnie zdefiniowanie pojęcia „wychowanie”, w które rodzice powinni się angażować. Czym ono jest?
Dla mnie to dawanie dziecku miłości, bezpieczeństwa, zrozumienia i szacunku oraz wspieranie go na drodze jego rozwoju, przy jednoczesnym pokazywaniu swoich własnych granic. To przewodnictwo rodzica, który poważnie traktuje uczucia i potrzeby dziecka oraz własne. Który potrafi coś zanegować nie naruszając integralności dziecka. Który jest świadomy własnych potrzeb, uczuć i emocji, a dzięki temu potrafi rozpoznać i zrozumieć emocje i zachowania dziecka. Który potrafi komunikować się z dzieckiem w sposób świadomy, tak, by w przypadku niezgody na coś, nie obarczać dziecka poczuciem winy i nie przyklejać mu metek, lecz starać się rozumieć, akceptować i wspierać. To obecność w życiu dziecka – i fizyczna i emocjonalna. To autentyczność…
• Dla mnie kimś, kto nazwał to co od bardzo dawna czułam pod skórą, ale czego nie potrafiłam sama nazwać jest Josper Juul – światowej sławy, duński pedagog i psychoterapeuta rodzinny. Propagator idei szacunku i współdziałania rodziców z dziećmi oraz dojrzałego przywództwa dorosłych. Założyciel międzynarodowej organizacji Familylab i autor wielu bestsellerów. Jego książki, które czytałam i które zdecydowanie warte są polecenia, to:
– „NIE z miłości”
– „Twoja Kompetentna Rodzina”
– „Agresja – nowe tabu”
– „Twoje Kompetentne Dziecko” (dopiero czeka na czytanie, ale przyjaciele mówią, że dobra, więc wierząc w nich i Juula, już polecam :))
– „Zamiast Wychowania” (jestem w trakcie jej czytania i uważam, że to powinna być lektura obowiązkowa, rozdawana w szkołach rodzenia lub na porodówkach ;))
– „Być mężem i ojcem” (a to dostał mój mąż i sobie chwali – dobry pomysł na prezent, gdyby ktoś takowego poszukiwał)
• Kolejne autorki, które napisały moją biblię rodzicielstwa – „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” to Adele Faber i Elaine Mazlish. Napisały też „Jak być rodzicem, jakim zawsze chciałeś być”. To książki zawierające i teorię i praktykę, bo autorki pokazują konkretne, powtarzalne w większości rodzin przykłady konfliktów. Wspaniałe jest to, że pokazują możliwości rozwiązywania typowych problemów w sposób nienaruszający godności dziecka, a służący budowaniu solnych, prawdziwie bliskich relacji między dziećmi i opiekunami. Druga z tych książek to skondensowany, bardzo praktyczny poradnik. Jakby wiedza w pigułce, czy też ściąga dla tych, którym nie chce się czytać pierwszej 😉
• Na koniec polska psycholog dziecięca, prekursorka promocji rodzicielstwa bliskości – Agnieszka Stein.
– „Dziecko z bliska” – wspaniała książka, która również traktuje o rodzicielstwie opartym na szacunku. Obala mity dotyczące wychowywania dzieci, bazując na wieloletnich badaniach i obserwacjach psychologów, socjologów i kulturoznawców.
– „Akcja Adaptacja” to natomiast książka, która przyda się wszystkim rodzicom dzieci, mających pójść do żłobka i przedszkola.
My właśnie przechodzimy adaptację, bo Tymek zmienił przedszkole i dołączył do Wolnej Szkoły w Domaszczynie. Wspaniałe jest to, że dyrektorką tego przedszkola jest mama trojga dzieci, która jest fanką książki „Akcja Adaptacja” 🙂 Do tej pory nie spotkałam nikogo, kto tworzyłby miejsce tak przyjazne dzieciom. Jestem pod wielkim wrażeniem osób, które tam pracują i dzieci… Opowiem Wam o tym, bo to zdecydowanie temat wart opowiedzenia, ale to już kiedy indziej…
Teraz szukajcie książek online i dzielcie się Waszymi opiniami na naszym mamuniowym FB 🙂
Alicja
p.s. Artykuł nie jest sponsorowany, to moja subiektywna opinia.